Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wódz, spiritus movens, mózg

Redakcja
Dr Paweł Kowal, prezes Polska Jest Najważniejsza, poseł do PE, pracownik Instytutu Studiów Politycznych PAN, znawca polityki wschodniej, były wiceminister spraw zagranicznych FOT. ANNA KACZMARZ
Dr Paweł Kowal, prezes Polska Jest Najważniejsza, poseł do PE, pracownik Instytutu Studiów Politycznych PAN, znawca polityki wschodniej, były wiceminister spraw zagranicznych FOT. ANNA KACZMARZ
-Pan, antykomunista, napisał książkę "Koniec systemu władzy. Polityka ekipy gen. Wojciecha Jaruzelskiego w latach 1986-1989" będącą opisem rozpadu komunizmu w Polsce, widzianym oczyma ludzi ówczesnej władzy. Z kilkudziesięcioma z nich, począwszy od gen. Jaruzelskiego, gen. Kiszczaka czy Mieczysława Rakowskiego spotykał się Pan, pytał ich, starał się ich zrozumieć.

Dr Paweł Kowal, prezes Polska Jest Najważniejsza, poseł do PE, pracownik Instytutu Studiów Politycznych PAN, znawca polityki wschodniej, były wiceminister spraw zagranicznych FOT. ANNA KACZMARZ

Z DR. PAWŁEM KOWALEM rozmawia Włodzimierz Knap

- Zrobiłem coś złego?

- Nie, ale musiał Pan schować do kieszeni własne poglądy i spojrzeć chłodnym okiem na tych ludzi. Czy to było trudne?

- Jestem historykiem, a "Koniec systemu władzy" jest w gruncie rzeczy kontynuacją mojej pracy doktorskiej. Kiedy zajmuję się pracą naukową, obowiązuje mnie bezstronność i krytycyzm wobec każdego źródła, pisanego czy ustnej relacji. Historyk przede wszystkim szuka prawdy i starałem się to robić. Jako polityk, przy pisaniu tej pracy - a zajęło mi to około 8 lat - zrozumiałem, że pożyteczną rzeczą jest poznawać mechanizmy rządzące polityką w przeszłości. Wiem nie z teorii, ale na podstawie doświadczenia, że mechanizmy w różnych epokach, a nawet ustrojach są podobne. Fakt, że jestem czynnym politykiem, pomagał mi też lepiej zrozumieć ludzi, którzy wykonywali tę profesję przez lata. Wszystko się zmienia, a ludzie nie...

- W jaki sposób na pracy odbił się fakt, że pracował Pan nad nią osiem lat, zwłaszcza jak na ciągle przecież stosunkowo młodego człowieka?

- Przybywało mi doświadczenia, w tym politycznego, a w konsekwencji przeczytanych tysięcy dokumentów i przeprowadzonych rozmów, kilka razy zmieniałem koncepcję książki. Krótko mówiąc - dojrzewałem przy pisaniu tej pracy, dojrzewałem z tą książką.

- Jaruzelski, Kiszczak czy Urban nie stali się jednak dla Pana pozytywnymi bohaterami.

- Oczywiście. Muszę jednak przyznać, że trochę polubiłem niektóre opisywane przeze mnie postacie.

- Kogo?

- Zwłaszcza Mieczysława Rakowskiego. To jeden z arcynielicznych PRL-owskich polityków, którzy wiedzieli, czego chcą w sensie ideowym, politycznym. Mam zupełnie inne poglądy niż on miał, ale jakoś go rozumiem.

- Rakowskiego ma Pan za człowieka lewicy?

- Jeżeli miałbym kogoś tak określić spośród polityków komunistycznego obozu władzy, to jego. Gdyby postkomuniści posłuchali go i pod koniec lat 80. zamiast zajmowania się transferowaniem majątku państwowego i partyjnego (PZPR-owskiego) w swoje ręce, budowali obóz lewicowy z prawdziwego zdarzenia, dzisiaj byliby w dużo lepszym położeniu. Tu od razu dodam, że nie jestem, rzecz jasna, naiwny i zdaję sobie sprawę, iż sprawiedliwych w polityce zawsze była tylko garstka, a i oni mogli zaistnieć tylko wtedy, gdy tzw. los czy bieg dziejów im sprzyjał.

- Rakowski - w mojej ocenie - zapisze się nie tyle w historii Polski, co w historiografii, bo jego pamiętniki są cennymi źródłami. Ale i w nich jest apologetą gen. Jaruzelskiego.

- Nie uważam Rakowskiego za męża stanu, ale doceniam jego umysł, polityczną kalkulację, choćby błędną, i wiedzę. Faktem jest też, że on, podobnie jak inni intelektualiści, np. Jerzy Urban czy Wiesław Górnicki, tak zachwycili się w stanie wojennym siłą, czołgami na ulicach, łatwością, z jaką została pokonana "Solidarność", iż robili bardzo wiele dla obrony gen. Jaruzelskiego.
- Dlaczego?

- Uważali, że jego obrona jest równocześnie aktem samoobrony. Jaruzelskiemu natomiast zależy nie tyle na tym, by jego decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego zaakceptowali współcześni, lecz historia, przyszłe pokolenia.

- Co kierowało Rakowskim, Urbanem czy Górnickim, ludźmi przecież inteligentnymi, znającymi świat i języki, że tak bardzo zafascynowała ich potęga brutalnej władzy Jaruzelskiego?

- To nie tylko przypadek tych polskich intelektualistów. Podobnych w historii świata znamy wiele. Władza, jej miraże, odurza i ogłupia bez względu na poziom wykształcenia. A może nawet wykształconych jakoś bardziej podkręca...

- W Polsce komunizm musiał upaść w końcu lat 80.?

- Moim zdaniem jego kres został zdecydowany na przełomie 1986 i 1987 r.

- Dlaczego wtedy?

- Wówczas hierarchia Kościoła katolickiego odeszła od szukania kompromisowych rozwiązań z PRL-owską władzą, a zaczęła na nowo popierać opozycję demokratyczną. Wtedy też definitywnie okazało się, że rządzący nie radzą sobie z problemami gospodarczymi.

- To było wiadome znacznie wcześniej.

- Owszem, lecz ćwierć wieku temu niewydolność ekonomiczna władzy przestała być jedynie tematem politycznym, ale stała się nawet tematem licznych dzieł sztuki, m.in. literatury pięknej, malarstwa, np. w pracach krakowskiego artysty Ryszarda Grzyba. Naturalnie, że o takich rzeczach dzisiaj mało kto pamięta, lecz przy pisaniu książki taki obraz sytuacji wręcz się narzuca.

- Od lat ogólnoświatowy powszechny trend jest taki, że zasadniczą rolę w obaleniu komunizmu przypisuje się Michaiłowi Gorbaczowowi. Pan też tak uważa?

- Nie. Gorbaczow nie wziął się znikąd. Był człowiekiem Jurija Andropowa, sekretarza generalnego sowieckiej partii komunistycznej, byłego szefa KGB. Władzę zawdzięcza również poręczeniu udzielonemu mu przez Andrieja Gromykę, który przez prawie 3 dekady stał na czele dyplomacji ZSRR. Niestety, wielu Polaków na Gorbaczowa patrzy tak, jak na niego patrzy się w Berlinie, Paryżu czy w innych krajach europejskich.

- Jak na zbawcę, burzyciela Związku Sowieckiego?

- Tak jest postrzegany, a przecież chciał wzmocnienia swojego kraju, imperium i systemu komunistycznego.

- Czy obóz władzy, czyli ludzie skupieni wokół Jaruzelskiego liczyli się z rychłą koniecznością oddania władzy?

- Tak, i mamy na to przekonujące świadectwa.

- Jakie?

- Mam na myśli głównie opracowania "zespołu trzech", w skład którego wchodzili Jerzy Urban, Stanisław Ciosek i gen. Władysław Pożoga. Ci ludzie już w 1986 r. na piśmie stwierdzili, że kres komunizmu jest nieodległą perspektywą. Od tamtego czasu, a w zasadzie już jeszcze nieco wcześniej, komuniści zaczęli się przygotowywać do zmian politycznych i ustrojowych. Dbali przede wszystkim o zaspokojenie swoich karier, aspiracji materialnych swojego otoczenia, co zresztą w ogromnej mierze im się udało.
- Jak wyglądała piramida władzy w ostatnich latach PRL?

- Najważniejszą postacią był zdecydowanie gen. Jaruzelski. Bardzo wiele do powiedzenia miał gen. Kiszczak, którego można nazwać spiritus movens ekipy Jaruzelskiego. Mózgiem był jednak Jerzy Urban.

- Urbana Polacy postrzegają jako propagandzistę, bo był rzecznikiem prasowym w latach 80.

- A był kimś znacznie ważniejszym. On wymyślał strategie, przedstawiał je, oceniał, nagłaśniał. Krótko mówiąc - zajmował się niemal wszystkim, od początku do końca.

- Jak oceniał jego pracę gen. Jaruzelski?

- Dobrze, ale pomysły Urbana na ogół spalały na panewce, ponieważ było zarówno za późno na ich realizację, jak i brakowało wykonawców. Przypomnę, że w 1987 r. Jaruzelskiemu przedstawiono dwa programy, których autorzy proponowali własne wizje rozwoju sytuacji. Jeden, początkowe raporty zespołu trzech, autorstwa Urbana, Cioska i Pożogi. Ta trójca proponowała, by Zachodowi i Kościołowi dać wszystko, co chcą, byle tylko dali władzom PRL pieniądze (Zachód) oraz spokój i poparcie (Kościół).

- Drugie?

- Autorstwa Rakowskiego, który w większym stopniu postulował stworzenie nowoczesnej lewicy.

- Jaruzelski wybrał...

- Wizję "zespołu trzech". I popierał ich, ale - jak mówiłem - na realizację było za późno. Chociaż bardzo się starali.

- Jakie stanowisko zajmował Kiszczak?

- Urban był blisko Kiszczaka, zresztą przez niego i jego ludzi z bezpieki wspierany informacyjnie dla potrzeb cotygodniowych konferencji prasowych. Urban uważał, że władzę można utrzymać, trzymając w jednych rękach: aparat propagandowy, wpływy w kulturze i tajne służby. Kiszczak myślał bardzo podobnie. Obaj zdawali sobie sprawę z siły mediów, roli kultury i, rzecz jasna, z potęgi policji politycznej. Urban przedstawiał nowoczesne na ówczesne czasy rozwiązania w sferze propagandowej już w stanie wojennym. Wtedy nie weszły w życie, ale od połowy lat 80. - już tak.

- Na przykład?

- Powstanie "Teleexpresu" było dowodem na to, że ekipa Jaruzelskiego szuka dojścia do młodych ludzi. Podobną rolę ogrywała radiowa "Trójka". Te i inne programy telewizyjne i radiowe miały władzy pomóc w dotarciu do osób, które po stanie wojennym wybrały bierność w życiu publicznym. Dzięki temu podejściu władzy nawet w oficjalnym świecie medialnym zrobiło się luźniej i mocniej zaistniało sporo głośnych nazwisk, spośród których niektórzy nadal są popularni, by wymienić Monikę Olejnik, Beatę Michniewicz, Wojciecha Reszczyńskiego czy Grzegorza Miecugowa. Ci ludzie, nowe, lepsze twarze mediów, mieli - w zamyśle władz - pokazać, że nie wszystko jest jak "Dziennik Telewizyjny", dlatego pozwalano im zaistnieć. A dla ludzi oni po prostu nie kojarzyli się z reżimem Jaruzelskiego. I w sporej mierze takie działania rządzących udały się władzy. Jednak przy okazji takich działań władza sama tworzyła pęknięcia w systemie.
- Czy w ówczesnym obozie władzy był ktoś, kto odgrywał dużą rolę, był taką szarą eminencją, o którego działalności mało kto wie?

- Taką osobą był Jerzy Urban. Wymieniam go, bo większość kojarzy go jako propagandzistę, a nie czołowego aktora, twórcę polityki w latach 80. Inną postacią był płk Wiesław Górnicki, dziennikarz, którego Melchior Wańkowicz miał za jednego z najlepszych polskich reporterów. Był on jednym z kluczowych doradców Jaruzelskiego. Kolejną - Edward Kotowski, pod koniec lat 80. dyrektor w Urzędzie ds. Wyznań, wcześniej zajmował się werbowaniem polskich księży w Watykanie i Rzymie. Kotowski był dobrze wykształcony, a z jego głosem w sprawie relacji państwa z Kościołem liczył się Jaruzelski.

- Czy opozycja demokratyczna i hierarchowie Kościoła mieli wiedzę o planach władzy?

- W mocno ograniczonym zakresie.

- Jak blisko współpracowali biskupi z rządzącymi?

- Bardzo blisko, oczywiście, nie wszyscy, ale na podstawie moich badań jestem pewny, że gdyby jeszcze w 1987 r. doszło w Episkopacie do głosowania nad tym, czy dogadać się z komunistami, czy iść odrębną drogą, to wygraliby zwolennicy porozumienia z komunistami.

- Dlaczego więc nie doszło do takiego sojuszu?

- To efekt postawy i przenikliwości politycznej Jana Pawła II i powściągliwości prymasa Józefa Glempa. To papież zaciągnął hamulec w drodze do porozumienia z władzą. Dodam, że w 1989 r. komuniści bardzo zawiedli się na postawie Kościoła. Liczyli, że biskupi zachowają się wobec nich lojalnie, przynajmniej według ich logiki.

- Lojalnie, czyli jak?

- Poprą kandydatów partii w wyborach lub zachowają powściągliwość. Tymczasem Kościół stanął murem za opozycją. Ta postawa niemile zaskoczyła komunistów, czego nie kryli i nie kryją do teraz. W pewnym sensie, gdy opozycja po porażce listy krajowej 4 czerwca 1989 r. czuła się jeszcze lojalna wobec porozumień, biskupi rozumieli, że idzie nowy czas i podobnej lojalności nie odczuwali. Wyraźnie lepiej rozumieli reguły polityki.

-Pana zdaniem, Kiszczak w latach 80. miał władzę niemal równą Jaruzelskiemu. Na jakiej podstawie tak Pan sądzi?

- Głównie źródeł i wspomnień innych o Kiszczaku. Muszę przyznać, że Kiszczak był sprawnym organizatorem, dobrym politykiem. Rozumiał, że skuteczna polityka musi być obudowana m.in. propagandą, dobrymi relacjami, układami, przy pomocy "biesiadowania" itd.

- Jak ekipa Jaruzelskiego oceniała pod koniec lat 80. opozycję demokratyczną?

-Liczyła się przede wszystkim z Wałęsą i jego najbliższymi doradcami, czyli m.in. z Geremkiem, Michnikiem, Kuroniem, Wujcem czy braćmi Kaczyńskimi. Jednocześnie komuniści szukali alternatywy dla "drużyny Wałęsy" w słabszych organizacjach opozycyjnych, których wówczas nie brakowało. Jak każda władza, komuniści działali w myśl zasady "dziel i rządź". Ale im nie wychodziło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski