Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Bartnik: To dramat… Łzy same cisną mi się do oczu

Artur Gac
Artur Gac
Wojciech Bartnik (z lewej) przed niedoszłą w 2009 roku walką z Arturem Szpilką. Z ceremonii ważenia "Szpila" został doprowadzony do odsiedzenia wyroku.
Wojciech Bartnik (z lewej) przed niedoszłą w 2009 roku walką z Arturem Szpilką. Z ceremonii ważenia "Szpila" został doprowadzony do odsiedzenia wyroku. Fot. Krzysztof Szymczak / Polskapresse
Rozmowa z Wojciechem Bartnikiem, od 24 lat ostatnim polskim pięściarzem na podium olimpijskim. Brązowy medalista z Barcelony w 1992 roku recenzuje nieudane występy Igora Jakubowskiego i Tomasza Jabłońskiego na ringu w Rio de Janeiro oraz postuluje czystkę w Polskim Związku Bokserskim.

- Miał Pan okazję oglądać walki duetu naszych olimpijczyków Igora Jakubowskiego i Tomasza Jabłońskiego, którzy są już za burtą turnieju?
- Oczywiście patrzyłem, ale nie zamierzam uciec się do stwierdzenie: „wy jesteście słabi, a nasze pokolenie było lepsze”. Kiedyś słyszałem takie wypowiedzi z ust naszych starszych mistrzów, lecz to byłoby zbytnie uproszczenie. Boks się zmienia, ten obecny jest szybszy, bardziej atletyczny i siłowy.

- Czego zabrakło naszym zawodnikom, by przebrnąć pierwszą rundę?
- Przede wszystkim mądrej taktyki, zwłaszcza że obaj byli faworytami. Przecież to aktualni wicemistrzowie Europy, pięściarze bardzo doświadczeni występami w rozgrywkach World Series of Boxing. Na ringu olimpijskim ich sposób boksowania był dla mnie niezrozumiały.

- Z czego mogła wynikać ich dyspozycja?
- To banalne, co powiem, ale może nie udźwignęli presji? Sam po sobie wiem, że otwierająca turniej walka bywa najtrudniejsza. Doskonale pamiętam swój pierwszy pojedynek w Barcelonie z młodziutkim Portorykańczykiem, który strasznie mi nie pasował. W drugiej walce, z mistrzem Afryki (Algierczykiem – przyp.), już boksowało mi się lepiej.

- Polakom w Rio najbardziej brakowało koncepcji taktycznej?
- Zdecydowanie, wszystko było na „hurra”. W wykonaniu naszego ciężkiego Jakubowskiego brakowało mi ciosów. Igor walczył z rywalem wyższym od siebie i boksował z nim na dystans, zadając bardzo mało ciosów na dół. A powinien bić prawym bezpośrednim na korpus i kończyć lewym na górę. Nie wiem, o co chodziło w tym wszystkim… Igor w końcu przebudził się w ostatniej rundzie, ale już było za późno na odrobienie strat.

- Z kolei Jabłoński nieźle zaczął pojedynek, ale później wdawał się w chaotyczną wymianę ciosów.

- Będę mądrzejszy, jeśli drugi raz obejrzę tę walkę, ale dla mnie Tomasz był w tym starciu lepszym zawodnikiem. Nie wiem, co punktowali sędziowie. Polak miał inicjatywę, atakował, wywierał pressing i przyjmował niewiele ciosów. Inna sprawa, że mało zadawał uderzeń, a szkoda, bo dobrze wchodziły mu ciosy z prawej ręki.

- Moim skromnym zdaniem werdykt nie był krzywdzący, bo drugą i trzecią rundę można było zapisać na konto Australijczyka.
- Czyli nieznacznie różnimy się w odbiorze drugiej rundy, która moim zdaniem rzeczywiście była remisowa, ale z minimalnym wskazaniem na naszego pięściarza. W trzeciej rundzie zabrakło mi kropki nad „i”, bo Polak był wyraźnie zmęczony, trzymał rywala i klinczował. Obaj trochę faulowali, przeciwnik atakował głową, a Jabłoński go ściągał. Byłem zaskoczony zmęczeniem Jabłońskiego, bo przecież ten zawodnik zawsze górował nad przeciwnikami przygotowaniem kondycyjnym. To też możliwe następstwo presji, którą mógł wytworzyć sam trener Zbigniew Raubo.

- Co dokładnie ma Pan na myśli?

- Trener Raubo to fanatyk boksu, ale przy tym jest osobą nerwową. Być może nie mówił do zawodników nic innego, jak tylko: „chłopaki, musicie!” i stąd wzięły się dodatkowe nerwy.

- Mijają 24 lata, a Pan niezmiennie jest ostatnim polskim medalistą IO w boksie…
- Dramat, coś strasznego. Jest mi bardzo przykro, że od tego czasu ciągle jestem tym ostatnim, a po drodze było już tyle igrzysk. Trzeba coś z tym zrobić, a póki co łzy same cisną mi się do oczu. Ubolewam, że moja ukochana dyscyplina, dzięki której jestem takim człowiekiem, nie może się odrodzić. W Rio miało być pięknie, a skończyło się, jak zawsze.

- Tak po ludzku szkoda Panu Jakubowskiego i Jabłońskiego?

- No pewnie. Co teraz zrobią ci zawodnicy? Czy będą mieli motywację i środki, aby spróbować swoich sił na kolejnych igrzyskach? Proszę mi wierzyć, a mówię to jako obecny trener, obaj są bardzo dobrym materiałem na dużo lepszych pięściarzy. Widzę u nich dużo mankamentów, Igor i Tomasz mają jeszcze spore braki w wyszkoleniu, ale to tylko pokazuje, w jak dużym stopniu ich boks można poprawić. Na igrzyskach, zamiast rozdawać karty, niestety wkomponowali się w chaos swoich rywali.

- Jesienią dojdzie do wyborów nowych władz Polskiego Związku Bokserskiego. Wiele osób postuluje, cytuję: „rozpędzenie obecnego zarządu pod rządami prezesa Zbigniewa Górskiego na cztery wiatry”.
- Dokładnie tak samo uważam. W związku potrzebna jest młoda krew i ludzie, którzy przede wszystkim chcą działać i być aktywni, a ponadto umieją rozmawiać z mediami, co pomaga w pozyskiwaniu sponsorów. Wie pan, ja byłem członkiem tego zarządu, bo przez pewien czas cieszyłem się bardzo dużym poparciem. Natomiast gdy zobaczyłem, jak to wygląda od środka, po prostu odszedłem.

- Co było głównym powodem?
- Nie chciałbym tego komentować…

- Dzisiaj ma Pan aspiracje ubiegać się o stołek prezesa związku?
- (chwila ciszy) Na razie boli mnie serce, że zamiast z sukcesem, chłopcy wrócą z Brazylii na tarczy.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wojciech Bartnik: To dramat… Łzy same cisną mi się do oczu - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski