Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Taraba: Z życia trzeba się cieszyć. Również żyjąc tylko na jednej nodze

Małgorzata Mrowiec
Małgorzata Mrowiec
Wojciech Taraba
Wojciech Taraba Aneta Żurek
- Chcemy podzielić się pasją, zarazić ludzi miłością do snowboardu, który jest także świetną metodą na rehabilitację - mówi 31-letni krakowianin, paraolimpijczyk WOJCIECH TARABA. Chce rozpropagować ten sport wśród osób niepełnosprawnych w Polsce.

- Nie myśli Pan o sobie jako o niepełnosprawnym, chociaż żyje z protezą nogi.

- Tak, nie uważam się za osobę niepełnosprawną. Po amputacji podudzia dzięki dobrej protezie można praktycznie całkowicie zniwelować skutki niepełnosprawności. Przy moim stanie zdrowia, z zachowanym kolanem (jestem po amputacji poniżej niego) jest mało ograniczeń i niewiele różni się moje życie od życia innych ludzi.

- Jakie są na co dzień te ograniczenia?

- Właściwie jedynym jest to, że proteza - przynajmniej ta, z której teraz korzystam - nie jest wodoodporna. A więc np. pod prysznic wchodzę bez niej, stoję na jednej nodze. Albo gdy jestem nad jeziorem, morzem i mam ochotę skorzystać z kąpieli, to odpinam protezę.

- Szczęśliwie Pana ukochanymi sportami nie są sporty wodne.

- Nie. Kocham zimę i sporty zimowe, głównie w tym się odnajduję.

- Trochę Pan pewnie chojrakował, kiedy jako niespełna 18-latek zjeżdżał na snowboardzie z Kasprowego Wierchu i miał ten fatalny wypadek...

- Odrobinkę przeceniłem swoje możliwości. To była kwestia prędkości i niedostosowania jej do warunków na stoku. Nierówność pomiędzy śladami ratraka na trasie spowodowała, że się wybiłem, po czym upadłem tak niefortunnie, że złamała się i kość piszczelowa, i kość strzałkowa w prawe nodze. Natomiast sama amputacja jest, niestety, następstwem błędów lekarskich, które się pojawiły w czasie leczenia tego złamania.

- Długo trwało leczenie?

- W sumie cztery miesiące spędziłem w pięciu polskich szpitalach. W momencie kiedy wszystkie próby i możliwości ratowania nogi zostały wyczerpane, podjęliśmy z rodzicami decyzję o tym, żeby ją amputować.

- Był płacz, rozpacz?

- Raczej ulga. Będąc w szpitalu, nie mogłem wstawać z łóżka, korzystać normalnie z toalety, nie mogłem sobie pozwolić na jakiekolwiek aktywności. Tylko leżałem. Więc kiedy pojawiła się możliwość wyjścia ze szpitala, w tym przypadku - poprzez amputację nogi, wręcz się ucieszyłem.

- Podejmując tę decyzję, liczył się Pan z tym, że może oznaczać koniec przygody ze sportem?

- Raczej nie. Rozmawiałem już na tym etapie z protetykami, którzy zapewniali mnie, że jest możliwość jazdy na desce po amputacji. Poznałem też osobę z Warszawy, jeżdżącą na snowboardzie po amputacji , więc miałem nadzieję. Poza tym każda noga po tak ciężkich urazach, uratowana może spełniać jedynie funkcję podpórki. Nigdy nie będzie funkcjonalną kończyną, która pozwala na działanie w sporcie, na realizowanie swoich pasji. A proteza takie możliwości daje. Wtedy wprawdzie sobie z tego nie zdawałem sprawy, refleksje dotyczące korzystania z protezy przychodziły z czasem, ale teraz bardzo się cieszę, że taka decyzja została podjęta.

- Jak wyglądał powrót na deskę snowboardową?

- Przed wypadkiem najpierw byłem w klubie narciarskim, potem przez siedem lat jeździłem na desce - amatorsko, na dobrym poziomie. Po wypadku miałem osiem lat przerwy. Ale też po amputacji dużo jeździłem na rowerze i starałem się być aktywnym jak to tylko możliwe. Moją obecną panią trener Małgorzatę Kelm poznałem, kiedy pisała pracę magisterską na temat sportów ekstremalnych wśród osób niepełnosprawnych i rehabilitacji poprzez właśnie taki sport. Ten kontakt zaowocował później wyjazdem na zgrupowanie polskiej narciarskiej kadry paraolimpijskiej. To wtedy podjąłem pierwsze próby jazdy na desce po wypadku i okazały się one na tyle obiecujące, że naszą współpracę kontynuowaliśmy. Jednak gdy pojawiła się sugestia, by może spróbować się przygotować do igrzysk paraolimpijskich, było to dla mnie totalną abstrakcją.

- Efekty zasługują na gratulacje.

- Na szczęście okazało się, że tak jak z rowerem - tego się nie zapomina. Dzięki samozaparciu i ciężkiej pracy wspólnie z trenerką udało nam się doprowadzić do startu na igrzyskach w Soczi. Zająłem 15 miejsce, a było nas wtedy 36 w grupie. Biorąc pod uwagę to, jak przygotowuje się nasza konkurencja, czyli np. Amerykanie, Kanadyjczycy, którzy spędzają po 200 dni w roku na śniegu - to sensownie wyglądająca rywalizacja z nimi i zajęcie tego miejsca było ogromnym sukcesem.

- W styczniu, na pierwszym w Polsce obozie snowboardowym dla osób z niepełnosprawnościami narządów ruchu, wystąpi Pan w roli trenera.

- To będzie debiut. W całej Polsce jednak w zasadzie tylko moja trenerka Gosia i ja mamy doświadczenie we współpracy z osobami niepełnosprawnymi, które jeżdżą na desce. Mamy styczność z innymi teamami, z reprezentacjami innych krajów, rozmawiamy z trenerami, wymieniamy doświadczenia. Chcemy podzielić się pasją, zarazić ludzi miłością do snowboardu, który poza tym jest świetną metodą na rehabilitację. Wraz ze współorganizatorem - Fundacją Poland Business Run mamy ambicje, żeby takie obozy stały się wydarzeniem cyklicznym.

- Jako tegoroczny beneficjent Fundacji Poland Business Run jeździsz teraz na desce, korzystając ze specjalnej protezy. A co z tymi, którzy mają zwykłe?

- Dzięki uprzejmości i wsparciu fundacji mogłem kupić protezę stricte przygotowaną pod jazdę na snowboardzie. Ona musi wytrzymać bardzo duże przeciążenia, ponieważ na torze dochodzimy do prędkości nawet 70 km na godzinę, mamy do pokonania skocznie, które wyrzucają nas na odległość 10 - 15 metrów, i gdy lądujemy bardzo duża siła działa na protezę. Jeśli chodzi o jazdę wyczynową, na pewno proteza specjalistyczna jest wskazana. Natomiast da się jeździć amatorsko ze zwykłą i tak zaczynałem. Na obozie pojawią się przedstawiciele jednego ze śląskich laboratoriów ortopedycznych, którzy pomogą przygotować osoby niepełnosprawne do komfortowej i bezpiecznej jazdy na zwykłych protezach.

- Obóz przewidziany jest dla 12 osób. Lista już się zapełniła?

- Jeszcze nie, cały czas prowadzimy zapisy: na stronie Poland Business Run, jak również na facebookowym funpage’u ParaSnowboard Poland - to jest inicjatywa, w którą wraz z trenerką się angażujemy, żeby troszkę ten snowboarding dla osób niepełnosprawnych w Polsce rozpropagować.

- Myśli Pan sobie czasem, że miał szczęście w nieszczęściu?

- Zdecydowanie tak. Wiem, że to dziwnie brzmi, natomiast mój wypadek i sytuacja, w której się znalazłem, ma bardzo dużo stron pozytywnych i staram się z nich korzystać w pełni. To przede wszystkim możliwość startowania w zawodach formuły pucharu świata, mistrzostw świata dla osób z niepełnosprawnościami. Przypuszczam, że gdybym był osobą pełnosprawną i uprawiał ten sam sport, nigdy nie uczestniczyłbym w igrzyskach. Mam też teraz możliwość współpracy z bardzo ciekawymi ludźmi, którzy chcą pomagać, są pełni dobroci, ciepła, empatii. Poznawanie takich ludzi to świetne doznanie.

- A Pan się zmienił?

- Troszkę bardziej asekuracyjnie patrzę na życie.

- Był Pan ryzykantem, a już nie jest?

- Dalej jestem, ale mniejszym. Trzeba brać pod uwagę sytuację, w jakiej się jest, a także ograniczenia związane np. z dofinansowaniem przez państwo zakupu sprzętu ortopedycznego (zwłaszcza gdy na protezę sportową dobrej klasy trzeba wydać 50 tys. zł). Trzeba troszkę swoje plany i cele do tego dostosować.

- Zawsze pozytywnie patrzył Pan na życie?

- Tak, z życia trzeba się cieszyć i mieć z niego jakąś przyjemność. Więc nawet jak wiatr wieje w oczy, to staram się je przymknąć, ale dalej iść do przodu.

- Nowe wyzwania?

- Bardzo by mi zależało, żeby razem z fundacją Poland Business Run i moją panią trener rozwijać parasnowboarding w Polsce. Chcielibyśmy rozszerzyć kadrę zawodniczą o nowe osoby, żeby już nie było tak, że na zawody jeżdżę sam jako reprezentant. Liczę, że obóz, który organizujemy, sprawi, że coś się w tym kierunku zacznie dziać.

- A największe Pana marzenie?

- Chyba wyjazd na kolejne igrzyska paraolimpijskie w roli asystenta trenera, z bardzo szeroką kadrą. Przypuszczam, że igrzyska w Korei będą moimi ostatnimi jako zawodnika, ze względu na mój wiek i możliwości fizyczne. W przyszłych chciałbym asystować pani trener Gosi, uczestniczyć już jako osoba wsparcia i rozwijać dalej ten sport w Polsce. Marzy mi się też fajna wycieczka. Chętnie pojechałbym do Wietnamu, ewentualnie do Nowej Zelandii. Podróżowanie na szczęście przy mojej niepełnosprawności nie jest utrudnione. Mam znajomego z Rzeszowa, po amputacji, który na protezie nawet zdobył bez problemu Rysy.

Rozmawiała Małgorzata Mrowiec

">

WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 33

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

dziennikpolski24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski