Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Wojna polsko-ruska"

Redakcja
Fot. Kino Polska
Fot. Kino Polska
Władysław Cybulski: ZAPISKI KINOMANA

Fot. Kino Polska

Modny film.

Modna jest Dorota Masłowska, która w wieku 19 lat siedem lat temu napisała powieść pod tym tytułem (z dodatkiem "... pod biało-czerwoną flagą"). A wreszcie modny jest - jak kiedyś Linda czy Pazura - Borys Szyc, znany aktor, o którym rozpisywały się tabloidy, zajmując się jego mało, powiedzmy, ustabilizowanym trybem życia. Nieważne. Kandydatów na reżysera ekranizacji głośnej książki było kilku, ostał się jednak Xawery (syn Andrzeja) Żuławski, autor jedynego wcześniej swego filmu pt. "Chaos". Wierny prozie Masłowskiej i jej charakterowi zastosował styl narracji i formę jak na nasze praktyki realizatorskie niezwykłe, ekstrawaganckie. To film efektów specjalnych, film "zlepiony z języków ulicy, telewizji czy kolorowych gazet, bełkot groteskowo wykoślawiony" ("Kino"). "Musimy zakręcić wyobraźnią i dopiero z tego wyłania się polski portret" subkultury dresiarskiej - według Żuławskiego.
Z ekranu wylewa się na widza niepowstrzymany potok wulgaryzmów. Obawiam się - podobnie, jak obawia się tego Masłowska - że to film, z którego ludzie "ściągają sobie dialogi i robią z nich dzwonki na komórki, bo pociąga ich to, co nieocenzurowane". A jej ideą było pokazać "język kompletnie obsesyjny i zwyrodniały, przyłapany na pętleniu się, na bzdurze i nadać mu ekspresję plebejską, nieuduchowioną, spod trzepaka". Przyjmijmy więc za dobrą monetę to, co nam dano i stwierdźmy, że dramaturgia "Wojny..." nie odznacza się ciągłością, rozpada się na osobne rozdziały, w których bohater otrzymuje do towarzystwa wciąż nowe sex partnerki, jednako przecież hałaśliwe i nafaszerowane frazesami.
Stale obecna jest na ekranie sama Dorota Masłowska. Najpierw jako dziewczyna w kapturze, która sufluje półgłosem, podpowiada bohaterowi jego kwestie i tworzy na wizji cały ten sztuczny świat, który rozpada się jak źle postawione dekoracje i demolowane rekwizyty. A potem pojawia się w roli protokolantki policyjnej w amatorskim wykonaniu (trudno od pisarki wymagać aktorskiej dykcji). Destrukcja jest tu żywiołem doszczętnym i widowiskowym, całe partie przypominają narkotykowe majaki, a wielka scena bójki - przy udziale kilkunastu kaskaderów - wystylizowana została na balet przy dźwiękach odpowiedniej muzyki. Szyc gra brawurowo, bez żadnych zahamowań. Wytrenowany na siłowni, chodzi jak atleta, prezentuje bary, tors i akt. A przy tym godne uwagi są jego mimiczne reakcje, kiedy np. słucha paplaniny kobiet, karykaturalnie nieautentycznych.
Montaż jest szybki, nierzadko gwałtowny, a przez to nie zawsze czytelny. "Polityka" przyznała autorce swój Paszport za "oryginalne spojrzenie na polską rzeczywistość oraz za twórcze wykorzystanie języka pospolitego". Resztę niech objaśnią sami twórcy - Masłowska: "to język nie wymyślony, raczej przeze mnie przerysowany, wyolbrzymiony", "książka uwieczniła atmosferę niesamowitej stagnacji zdarzeniowej małego miasta", "wiernie oddaje mentalny miał, który ludzie uważają za swoje poglądy". (Pisarka mieszka na razie w Berlinie, gdzie wystawiła swoją sztukę "Między nami dobrze jest"). Żuławski: "to wspaniały język, zawiły, a przy tym zabawny - synteza naszego języka", "dla niektórych to będzie przegięcie, dla innych kicz, ale ja nie znam granicy kiczu, nie wiem, gdzie ona leży".
Innowacje stylistyczne i estetyczne, a także intelektualne bywają intrygujące, ale generalnie film odebrałem źle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski