MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wojna z kamerami

Redakcja
Jak wojna, to wojna. Dostaje się i korespondentom. Dariusz Bohatkiewicz, Marcin Wesołowski i gruziński kierowca Lewan Guliaszwili mieli chyba - pomimo wszystko - trochę szczęścia. Gdyby nie wybierający się do Polski minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow - mogliby przeżyć jeszcze cięższe chwile. A na pewno trwałyby one znacznie dłużej. Trudno przyjeżdżać z dyplomatyczną wizytą do państwa, którego dziennikarzy trzyma się właśnie pod kluczem i nie wiadomo, kiedy zostaną uwolnieni. Dzisiejsze dziennikarstwo wojenne zmieniło znacznie swój charakter. Pewna część wysłanników telewizyjnych stacji i gazet zajmuje się raczej rozprzestrzenianiem propagandy niż reporterskim fachem. Jadą, a raczej są wożeni przez jedną ze stron konfliktu, w rejon walk, by przedstawić rzecz tak, jak życzy sobie dyspozytor ekspedycji. Jeśli ktoś chce inaczej, często kończy jak ekipa TVP.

Tomasz Domalewski: Kręcąc przełącznikiem TV

Korespondentami wojennymi byli i Ernest Hemingway, i John Steinbeck, i Egon Erwin Kisch. I Melchior Wańkowicz, i Ksawery Pruszyński, i Ryszard Kapuściński. To najważniejsze chyba nazwiska, po których zostało coś więcej niż prasowe doniesienia z frontu. Erich Maria Remarque żadnym korespondentem nie był, ale wojnę oglądał z pozycji żołnierza. "Na Zachodzie bez zmian" przez długie lata czytano bez opamiętania. Jest do tej książki po co zajrzeć i dziś.
Teraźniejsze batalie są zdominowane przez wysłanników telewizji. Siedzący przed ekranem czekają na natychmiastowe reportaże z bitewnego pola. Najlepiej, gdy kule świszczą tuż koło kamery albo gdy bomba zatrzęsie hotelem, w którym sypiają specjalni wysłannicy. Pióro liczy się dziś mniej, bo na literackie reportaże z okolic transzei i okopów nikt lub prawie nikt nie czeka. Tak samo jak nikt nie czeka na popisy technicznych sztuczek boksera na ringu. Najlepiej, gdy jeden z rywali tak dostanie w szczękę, że musi pół godziny wstawać. Wówczas wiwatom nie ma końca.
Co napisawszy, wcale nie lekceważę telewizyjnych doniesień wojennych i ich autorów. Nie tylko dlatego, że korespondenci często rzeczywiście narażają życie. Docenić też trzeba - najczęściej wbrew możliwościom - chęć przedstawienia racji drugiej strony linii frontu. Bohatkiewicz chciał dowiedzieć się czegoś autentycznego od Osetyjczyków. Osobiście, bez pośrednictwa rosyjskich służb propagandowych. No to się dowiedział. Że jest szpiegiem i pijakiem. Przesłuchujący mogli mu jeszcze wepchnąć w ramiona jakąś rozognioną panienkę, a zdjęcie wysłać rodzinie.
Cieszyć się trzeba, że wszystko dobrze się skończyło, ale pamiętając, że wojna to wojna. A rosyjskie prowokacje nie mają równych na świecie. W dziennikarstwie także.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski