Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojownik o twarzy dziecka powrócił. Jako rycerz, anioł zemsty czy narzędzie prezesa?

Włodzimierz Knap
Ziobro: Nie mógłbym być politykiem, gdyby inni ludzie nie dawali mi odczuć, że jestem im potrzebny
Ziobro: Nie mógłbym być politykiem, gdyby inni ludzie nie dawali mi odczuć, że jestem im potrzebny fot. Piotr Smoliński
W ostatnich latach parę razy wydawało się, że Jarosław Kaczyński skreślił Zbigniewa Ziobrę i tym samym zakończył jego karierę polityczną. Dziś ponownie został ministrem sprawiedliwości. Jak to zrobił? I po co?

Zbigniew Ziobro postrzegany jest skrajnie. Jedni widzą w nim postać diaboliczną, dla innych jest prawie aniołem, choć raczej aniołem mścicielem. Za kogoś w rodzaju św. Mikołaja mogą go uważać natomiast prezydent i premier. To on bowiem kiedyś zaproponował Beacie Szydło, by wstąpiła do PiS. On też zaprosił Andrzeja Dudę do dużej polityki (prezydent był wiceministrem sprawiedliwości, gdy Ziobro był ministrem).

Ten krakowianin z urodzenia nie jest postacią jednowymiarową. To fenomen, którego nie pojmują elity, a doskonale rozumieją masy. Elity krzywią się na moralność, pomstują na czyny, narzekają na wątły format intelektualny. - Ludzie, głównie prości, lecz skrzywdzeni, poniżani, słabi, a tych są miliony, widzą w nim obrońcę - podkreśla Tadeusz Cymański, partyjny współpracownik ministra z Solidarnej Polski, poseł klubu PiS. - Dla części jest typem romantyka z łagodnymi rysami twarzy, takim rycerzem prawicy - dodaje.

Zupełnie inaczej na Ziobrę patrzy na przykład Ireneusz Raś, poseł PO z Krakowa. Należy do tych, co to w Ziobrze widzą polityka, który po „trupach” idzie do celu. By doprowadzić do skazania jednego winnego, nie waha się zniszczyć kilku niewinnych osób.

Wyborczy fenomen
Prof. Jan Jerschina, socjolog przez lata związany z UJ, założyciel Instytutu Badań Rynku Opinii Publicznej CEM, przeprowadził badania, które miały pokazać, jak Polacy patrzą na rodzimych polityków. Tylko Zbigniew Ziobro był przez dużą część badanych postrzegany jako polityk, któremu zależy na dobru tzw. przeciętnego obywatela. Konkurentów pod tym względem bił na łeb i szyję. Badania zostały co prawda przeprowadzone w ubiegłej dekadzie, gdy popularność Ziobry sięgała zenitu, ale też niechęć do niego była potężna.

- Nie mógłbym być politykiem, gdyby inni ludzie nie dawali mi odczuć, że jestem im potrzebny - ocenia dziś Zbigniew Ziobro. Powołuje się na słowa brytyjskiej premier Margaret Thatcher powtarzającej, że „podobanie się wszystkim nie jest zajęciem dla polityków”. Ziobro rozumie, że „partia” znaczy też część. Po mistrzowsku potrafi wybierać wyborców. - Czy gdybym źle wykonywał swoje polityczne obowiązki, to w kolejnych wyborach ludzie popieraliby mnie? - pyta sam siebie. Tu fakty przemawiają za nim.

W 2005 r. uzyskał zdecydowanie najlepszy procentowy wynik w całym kraju. W Krakowie dostał prawie 30 proc. wszystkich głosów. Dwa lata później osiągnął procentowo ciut lepszy rezultat, ale był on wyraźnie gorszy od uzyskanego przez Donalda Tuska. Jednak spośród wszystkich kandydatów PiS ponownie był najlepszy. W wyborach do PE w 2009 r. dostał 336 tys., co stanowiło blisko 90 proc. głosów uzyskanych przez wszystkich kandydatów PiS w okręgu krakowsko-kieleckim. Więcej głosów dostał wtedy tylko Jerzy Buzek na Śląsku, lecz procentowo stanowiły one 75 proc. łącznego poparcia śląskich kandydatów PO.

Przed niedawnymi wyborami wcale nie było pewne, czy Ziobro w ogóle dostanie się do Sejmu. To, że uzyska marny wynik, wydawało się przesądzone. Ale taki scenariusz specjalnie jego samego nie martwił, a przynajmniej tak nas przekonywał krótko przed wyborami: - Jak uzyskiwałem świetne wyniki, miałem potem kłopoty. Mówiono o mnie „delfin”, media krakały, że chcę zastąpić Jarosława Kaczyńskiego na fotelu prezesa. __

Prezes zapewne chciał mu „pomóc”, bo zesłał go do Kielc. Startował z ostatniego miejsca na liście PiS. Kampanię prowadził m.in. pod hasłem: „Jestem scyzorykiem”. I ludzie uwierzyli, a dokładnie ponad 67 tys., bo tyle głosów dostał. Za nim była przepaść... „Jedynka” PiS w Kielcach, Anna Krupka, otrzymała o 40 tys. głosów mniej niż Ziobro, a znany piosenkarz Piotr „Liroy” Marzec, „scyzoryk” najprawdziwszy, o 45 tys. głosów mniej.

Feniks
- Zbyszek odrodził się jak Feniks z popiołów__- porównuje Arkadiusz Mularczyk, przez lata najbliższy współpracownik Ziobry w polityce. I nie sposób nie przyznać mu racji, ale trzeba dodać, że z politycznego niebytu Ziobro pomógł się wydostać części swojej drużyny z Solidarnej Polski. Do Sejmu wprowadził 9-osobową ekipę. Wielu z nich mandat zawdzięcza temu, że jeszcze jesienią 2014 r. wytargował dla nich od prezesa Kaczyńskiego tzw. miejsca biorące na listach. - Nie miał łatwo w czasie pertraktacji z prezesem Kaczyńskim - ujawnia poseł Cymański. Można też przyjąć, że Ziobro pomógł Beacie Kempie w tym, że dziś jest ona konstytucyjnym ministrem, ulokowanym tuż obok premier Szydło. Podobne rozumowanie można przyjąć w sprawie Andrzeja Dery, polityka SP, który od kilku dni jest ministrem w kancelarii Andrzeja Dudy. Najpewniej, gdyby Ludwik Dorn nie odszedł wcześniej z klubu SP, też byłby kimś ważnym.

Po wyrzuceniu Ziobry z PiS w 2011 r., porażce SP w wyborach do Parlamentu Europejskiego i słabych notowaniach partii w sondażach, wydawało się, że polityków tego stronnictwa czeka rozbrat z polityką. Stało się inaczej, ale wcześniej Ziobro sam musiał sporo „przełknąć”. Drwił z niego np. Adam Hofman, ówczesny rzecznik PiS: „Miał być delfinem, chciał być rekinem, a został leszczem”.

Dziś nawet Mularczyk, Cymański czy Patryk Jaki, rzecznik Solidarnej Polski, nie kryją zaskoczenia, że Ziobro został ministrem sprawiedliwości, choć równocześnie stwierdzają, że do tego fotela nadawał się najbardziej. Przez część swoich zwolenników jest zresztą wynoszony niemal pod niebiosa lub przynajmniej mocno chwalony. Jaki nazywa go „wielkim politykiem”, „prawdziwym mężem stanu”, „najlepszym w dziejach ministrem sprawiedliwości prokuratorem generalnym”. Patryk Jaki tak mówił nam trzy dni temu. Od wczoraj jest wiceministrem sprawiedliwości.

- Zbyszek jest człowiekiem twardym, odpornym na przeciwieństwa losu, niezwykle zdeterminowanym, szczególnie w walce z przestępczością. To wielki człowiek - tak Ziobrę charakteryzuje Mularczyk. Cymański kładzie natomiast nacisk na jego poczucie sprawiedliwości, wrażliwość na krzywdę innych, umiejętność mądrego dojrzewania. - Każdy mężczyzna, który ma synów, jest innym człowiekiem. Niedawno Zbyszkowi urodził się drugi syn - zdradza Cymański. Ale przyznaje, że Ziobrze do ideału daleko. - Może jest za bardzo ambitny ? - zastanawia się. I taką Cymański dostrzega zasadniczą różnicę między sobą a Ziobrą: - Dla niego, jak była zbrodnia, musi być kara. Ja bardziej stawiam na miłosierdzie -__twierdzi i nie ukrywa, że w Solidarnej Polsce nie było miejsca i na Ziobrę, i na Jacka Kurskiego. Rozstali się po wspólnej klęsce w wyborach europejskich. - Nasza partia dla ich obu była za mała- stwierdza Cymański.

Legion krytyków
Tych, którzy o Zbigniewie Ziobrze mają diametralnie inną opinię, jest legion. Zapewne sporo osób podpisałoby się pod słynną wypowiedzią Leszka Millera pod jego adresem: „Pan jest zerem” czy inną: „Uważam pana posła Ziobrę za zdolnego człowieka, tylko, niestety, zdolnego do wszystkiego”. Prof. Andrzej Zoll, karnista z UJ, o ministrze sprawiedliwości jako prawniku ma bardzo złe zdanie: - Nie rozumie, że prawo to wielki, solidny, jednolity gmach. Dla niego składa się ono z przybudówek, które można do woli dzielić, osłabiać. Czas, gdy Zbigniew Ziobro był ministrem sprawiedliwości prokuratorem generalnym (2005-2007), prof. Zoll określa mianem „zdecydowanie najgorszego dla sądownictwa i prokuratury po 1989 r.”.

Inny krakowski poseł PO, Józef Lassota, pamięta Ziobrze zachowanie z 2002 r., gdy zakończyła się I tura wyborów na prezydenta Krakowa. Ziobro zajął czwarte miejsce. Przed nim był Jan Rokita. W II turze Lassota zmierzyć miał się z prof. Jackiem Majchrowskim. - I wtedy Ziobro razem z Rokitą wezwali swoich wyborców, by nie szli do urn__- wspomina Lassota. - W praktyce oznaczało to poparcie dla Majchrowskiego, bo wyborcy Rokity i Ziobry, podobnie jak moi, identyfikowali się z szeroko rozumianym obozem solidarnościowym, a Majchrowskiego z postpezetpeerowskim. Dziś takie podziały mogą śmieszyć, lecz wtedy były jeszcze w miarę istotne.

Nie ma dwóch zdań: Zbigniew Ziobro jest politykiem po przejściach. Jako 30-latek został wiceministrem sprawiedliwości przy ministrze Lechu Kaczyńskim. Potem dzięki komisji śledczej ds. afery Rywina stał się jedną z najbardziej znanych osób w Polsce. I to procentowało. W latach 2005-2007 był jednym z najpotężniejszych polityków w Polsce. Część analityków twierdziło, że realnej władzy miał więcej niż prezydent, a może i premier. Stał na czele aparatu sprawiedliwości i prokuratury. Bardzo blisko związani z nim ludzie kierowali tzw. instytucjami siłowymi, np. ABW, CBA (Mariusz Kamiński). O sile Ziobry mogli przekonać się wtedy ważni politycy, jak Ludwik Dorn, który został za jego sprawą odsunięty od kierowania MSWiA. Janusz Kaczmarek posadę szefa MSWiA stracił także za przyczyną Ziobry. Kaczmarek w wywiadach i wspomnieniach twierdził, że Ziobrę mocno bronił wówczas i wspierał Jarosław Kaczyński. Prezydent Lech Kaczyński miał natomiast powiedzieć, że „Ziobro kiedyś wywróci rząd”.

Z woli Jarosława Kaczyńskiego Ziobro był też rzeczywistym nadzorcą służb specjalnych. „Ojciec nie ukrywał - wspomina Małgorzata Wassermann, córka Zbigniewa Wassermanna - że inaczej wyobrażał sobie zakres kompetencji jako minister koordynator ds. służb specjalnych. Większość instrumentów mieli w ręku minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i szef ABW Bogdan Święczkowski”. Małgorzata Wassermann, obecna posłanka PiS z Krakowa, przypomina, że po samobójczej śmierci Barbary Blidy, Święczkowski poinformował o niej Ziobrę, a pominął swego formalnego zwierzchnika, czyli Zbigniewa Wassermanna. Potem w Sejmie Wassermann tłumaczył się z działań ABW, o których nie wiedział, a Ziobro zarzekał się, że o sprawie nic nie wie. Kłamał, jakby chodziło o drobnostkę.

Sprawę samobójstwa Blidy wyjaśniała sejmowa komisja śledcza. Jej prace zakończyły się stwierdzeniem, że Ziobro powinien odpowiedzieć przed Trybunałem Stanu. Wszczęto procedurę pociągnięcia go do odpowiedzialności konstytucyjnej. We wrześniu w Sejmie do uchwalenia tego wniosku zabrakło pięciu głosów. - PO to nieudacznicy - tak sprawę zasadnie skwitował Ziobro.

W 2008 r. został wiceprezesem PiS. Dwa lata później ponownie został na tę posadę wybrany. Uchodził za przyszłego następcę prezesa. I taki stan rzeczy trwał do jesieni 2010 r., gdy dotarło do niego, że to nie w nim Jarosław Kaczyński widzi swojego następcę. Zrozumiał, że czeka go wypychanie na boczny tor. Kiedy więc w 2011 r. PiS po raz kolejny przegrało wybory, podjął szarżę. Chciał zmian w partii. Zamiast nich, został z PiS wyrzucony.

Za nim odeszło kilkunastu parlamentarzystów. Założyli Solidarną Polskę. Projekt się nie udał tak, jak wyobrażali sobie jego twórcy. Jaki wniosek wyciągnie minister sprawiedliwości ze swoich zwycięstw i porażek? - Obawiam się, że pole manewru w polityce będzie miał niewielkie - uważa Ireneusz Raś. Prognozuje, że Ziobro będzie musiał tak działać, by Kaczyński był z niego zadowolony. Albo będzie więc realizował linię polityczną prezesa PiS, albo pożegna się z wielką polityką. - Nie wykluczam, że zobaczymy jeszcze radykalniejszego Ziobrę niż w połowie ubiegłej dekady - uważa Raś. - Ma świadomość, że teraz już ani Mularczyk, ani Kempa czy Cymański nie pójdą za nim.__

Jednocześnie prezes Kaczyński nadal musi liczyć się z posłami, którzy do Sejmu weszli dzięki Ziobrze, czyli z SP. Bez nich PiS miałoby dziś 225 posłów, czyli nie mogłoby samodzielnie rządzić. Faktem jest, że gdyby prezes PiS powiedział „nie” Ziobrze i Gowinowi i nie zaprosił ich i ich kandydatów na swoje listy, to być może Andrzej Duda nie zostałby prezydentem. - Sondaże prezydenckie przed wyborami, zamówione przez SP w kilku ośrodkach badania opinii publicznej, dawały mi poparcie od 14 do 18 proc. w sytuacji, gdy PiS wystawi innego kandydata niż Jarosław Kaczyński__- mówi Ziobro.

Z pewnością też w wyborach do Sejmu PiS uzyskałoby nie 37 proc. głosów, lecz o kilka mniej, które zabraliby mu kandydaci SP i PR. - Kiedy jednak Kaczyński wzmocni się, przejmie część posłów z innych klubów, to Ziobro podzieli los Leppera i Giertycha, czyli zostanie kolejną „przystawką” prezesa - wieszczy poseł Raś. Ale Kaczyński też doskonale wie, że dziś jest się na górze, a jutro... Z pewnością pamięta wyznanie Ziobry, który stwierdził, że prezes nigdy nie był dla niego autorytetem.

Znowu minister
Obecny minister sprawiedliwości zapowiada powrót do połączenia w jednym ręku sądów i prokuratury. - Takie rozwiązanie obiecywaliśmy od dawna. Jest już gotowy projekt połączenia funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego - przyznaje. Zapowiada też odejście od wprowadzonej w lipcu 2015 r. nowej procedury karnej. - To katastrofa, eksperyment na żywym organizmie - twierdzi.

Niepokoi to prof. Andrzeja Zolla: - Obawiam się, że będziemy mieli powtórkę z lat 2005-2007.__Były prezes Trybunału Konstytucyjnego przyznaje, że łudził się, iż prezes Kaczyński wyciągnął wnioski z tamtych lat. - Teraz rozumiem jego plan i miejsce w nim Zbigniewa Ziobry. Jarosław Kaczyński chce podporządkować sobie wymiar sprawiedliwości i prokuraturę. Zaczyna od Trybunału Konstytucyjnego.

Ziobro potrzebny jest mu jako narzędzie do realizacji jego zamierzeń. Ale minister sprawiedliwości ripostuje: - Zmiany w wymiarze sprawiedliwości są niezbędne, bo ten jest w zapaści. Liczba aktów oskarżenia spadła dramatycznie. Te, które trafiają do sądów, są nierzadko wątpliwej jakości. Aparat sprawiedliwości może stać się aparatem nikczemności i zła, jeśli jest pozbawiony wartości - mówi z niezmienną pewnością siebie.

***

- ZBIGNIEW ZIOBRO urodził się 18 sierpnia 1970 r. w Krakowie. Zarówno ojciec (Jerzy), jak i matka (Krystyna) byli lekarzami. Dzieciństwo i okres szkolny spędził w Krynicy-Zdroju.
Szczególną atencją darzy dziadka Ryszarda Kornickiego, oficera Armii Krajowej, członka zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.

- Absolwent prawa UJ. Po studiach odbył aplikację w Prokuratorze Okręgowej w Katowicach, lecz nie podjął pracy jako prokurator. Pracował w Generalnym Inspektoracie Celnym, potem był doradcą Marka Biernackiego, szefa MSWiA w rządzie Jerzego Buzka.

- W 1999 r. z Witoldem Gadowskim założył w Krakowie Stowarzyszenie Katon oraz utworzył Centrum Pomocy Ofiarom Przestępstw.
W marcu 2001 r. został wiceministrem sprawiedliwości przy ministrze Lechu Kaczyńskim. W tym samym roku był jednym z założycieli PiS.

- Żona, Patrycja Kotecka, jest dziennikarką. Mają dwóch synów (4-latka i niemowlaka).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski