Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojtek obdarowuje panią Stasię piórami

BARBARA CIRYT
Pani Stanisława codziennie dokarmia Wojtka. Gdy pojawiają się obcy, bociek jest trochę nieufny. FOT. BARBARA CIRYT
Pani Stanisława codziennie dokarmia Wojtka. Gdy pojawiają się obcy, bociek jest trochę nieufny. FOT. BARBARA CIRYT
Bocian Wojtek zaczyna dzień od wizyty na podwórku pani Stanisławy z Wołowic. Bywa, że przylatuje tu o godzinie 6 rano. Spaceruje przed oknami domu, klekocze i chrząka. Czeka na gospodynię, żeby dała mu jeść. - Otwieram wtedy okno i mówię: "Jeszcze śpię". Wtedy przestaje wydawać odgłosy, ale dalej spaceruje - mówi pani Stanisława.

Pani Stanisława codziennie dokarmia Wojtka. Gdy pojawiają się obcy, bociek jest trochę nieufny. FOT. BARBARA CIRYT

NA SZLAKU BOCIANICH GNIAZD. Gospodyni w Wołowicach tak wytresowała swojego boćka, że przylatuje na jej jedno skinienie i z ręki je przysmaki

Ornitolodzy mówią, że 30 procent bocianów rodzi się w Polsce. Zimują w Afryce, ale wiosną wracają. Wojtek po przylocie z ciepłych krajów ląduje na podwórku u pani Stasi, staje przed wejściem i puka dziobem w drzwi. Melduje powrót. Kobieta pokazuje obdarty lakier na drzwiach. - To ślady Wojtka - uśmiecha się. Każdego roku jej pupil pojawia się 19 marca. Szykuje gniazdo, a dwa tygodnie później przylatuje samica.

W gminie Czernichów powstał Szlak Bocianich Gniazd, które kiedyś były oznaczane. Tu odbywało się liczenie lęgów. Jednym z zapalonych obserwatorów tych ptaków jest Wiesław Piwowarczyk, sołtys Wołowic. Korespondował z ornitologami.

- To było w 2000 roku podczas ogólnopolskiej akcji liczenia bocianów. Robiliśmy inwentaryzację gniazd: na czyjej posesji się znajdują, od którego roku i ile młodych wychowują - mówi. Twierdzi, że w Wołowicach ptaki osiedlały się najchętniej. Ale były też w Kłokoczynie, Rusocicach, Rybnej oraz Czernichowie, Czułówku, Przegini Duchownej, Zagaciu. Szlak Bocianich Gniazd mógł być tu atrakcją, ale nie dokończono jego oznaczania. Ale bocianom to nie przeszkadza. Do Wołowic przylatują od dziesięcioleci.

Tutaj znajdują takich opiekunów, jak pani Stasia. Wołowiczanka jest na emeryturze i sporo funduszy przeznacza na dokarmianie zwierząt. Ma siedem kotów, ale tylko dwa własne, pozostałe ktoś podrzucił. Na podwórku jej syn zamontował trzy domki lęgowe dla szpaków, sikorek i wróbli. Do jej ogrodu przychodzą sarny ze swoimi małymi, pojawia się jeż, który dostaje gotowane jajka. Zwierzęta wyczuwają, że pani Stasia je nakarmi.

Kobieta wspomina swoje dzieciństwo i bociany na rodzinnej posesji , a także na sąsiednich. Na dobre zaprzyjaźniła się z boćkiem pięć lat temu.

- Wtedy była powódź. Padało bez przerwy ze dwa tygodnie. Bocian wylądował na ulicy. Okoliczne dzieci zaczęły za nim gonić. Nie mógł się wzbić, bo miał przemoknięte pióra, więc biegał. Obawiałam się, że dostanie zapalenia płuc. Uspokoiłam dzieci i poprosiłam, by pomogły mi zagnać go na podwórko. Otworzyłam furtkę i powiedziałam do niego: "Chodź Wojtek". Poszedł za mną posłusznie. Wpuściłam go do stodoły, by tam się wysuszył. Potem przylatywał codziennie - opowiada kobieta.

Pani Stasia zaczęła oglądać programy przyrodnicze, czytać o bocianach. Syn Adam też dostarczał jej informacji o ptakach. Dowiedziała się, że bociany zawsze wracają w to samo miejsce i nie zmieniają partnerów. Żyją 20 lat, jedzą mięso, ryby, polują na myszy, płazy, koniki polne. Wojtkowi zdarzyło się kiedyś w okolicy stodoły swojej opiekunki złapać szczura. Zaniósł do gniazda i zjadł z partnerką.

Teraz gospodyni kupuje swojemu podopiecznemu mięso z kurczaka. Najlepiej smakują mu szyjki, czasem zadowoli się skrzydełkami. - Najbardziej nie lubi skóry, zjada ją tylko w chwilach największego głodu. Sam potrafi dziobem dokładnie obrać mięso z kości, ale czasem wolę zrobić to za niego, bo na kościach gotuję jedzenie kotom - mówi pani Stasia.
Gdy na żerowiskach nad Wisłą jest mało pożywienia, to bociek zjada na raz pół kilograma skrzydełek. A jeśli przyprowadzi partnerkę i potomstwo, to wołowicka gospodyni szykuje trzy porcje mięsa, czyli około 1,5 kilograma.

Bywa, że opiekunka nie ma w domu przysmaków dla bociana, a ten przychodzi na śniadanie. Mówi mu wtedy że jedzie do sklepu, więc ptak czeka.

Przed kilkoma laty pani Stanisława miała psa Kazana, owczarka szkockiego. Kumplował z bocianem. Gdy ptaszysko przylatywało na podwórko, pies szczekał i oznajmiał, że przyszła pora karmienia.

Zwykle około godz. 18 pani Stasia przygotowuje jedzenie. Spogląda w kierunku słupa energetycznego, na którym jest bocianie gniazdo. Kiwa ręką i woła: "Chodź". - Wojtek ląduje natychmiast i kroczy za mną jak pies. Głaskam go po głowie, bo to mądre ptaszysko - chwali podopiecznego. Rozkłada mięso na klocku drewna i kroi. Podaje boćkowi. Zdarza się, że je z ręki, ale czasem odstrasza go ktoś obcy. Wtedy czeka, aż gospodyni rzuci porcję nieco dalej w trawę. - Droczę się z nim i mówię: "Pokaż się, czy ty na pewno jesteś Wojtek". On wtedy odwraca łeb, bo ma z jednej strony przy oku czarną smugę. Poznaję go po tym - mówi kobieta.

Wojtek najczęściej wychowuje dwoje małych. Choć zdarza się, że z pomocą pani Stasi wykarmi trzy. Gdy młode są odchowane, wybierają się do Afryki. Bociany odlatują w połowie sierpnia. Najpierw zbierają się na tzw. sejmik. Przez kilka dni przyglądają się sobie, oceniają możliwości lotu, w końcu startują. Najpierw lecą samice z młodymi. Wojtek, jak inne samce, odlatuje 2-3 tygodnie później.

- Zawsze wiem, w którym dniu odleci, bo pojawia się na podwórku, zaczyna się skubać i w końcu wyrywa sobie czarne pióro. Rzuca mi je na pożegnanie i odlatuje - mówi pani Stasia. W tym roku wyrzuciła pięć starych czarnych piór. - Przecież pod koniec lata, na odchodne, da mi nowe - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski