Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

   Wokół stołu

Redakcja
Były nieomal najniższym szczebelkiem w gastronomicznej drabinie, poniżej nich lokowały się tylko mordownie, na przedmieściach, na krakowskim Kazimierzu - pełne gwaru i dymu, zapachu kaszanki, kapusty i - za przeproszeniem - klozetu. Bary mleczne, bo o nich mowa, też cuchnęły, jednak inaczej - oczywiście mlekiem, ale także zbożową kawą, jakimś dziwnym, szmacianym, kwaśno-zaparzonym zapachem. Mimo to do dzisiaj mają swych zagorzałych zwolenników. Mój przyjaciel, mieszkający bardzo daleko od Polski, kiedy tylko zjedzie do Krakowa - wybiera się na śniadanie do mlecznego baru. Narzeka przy tym, że to już nie ten bar, że podają w nim na przykład kurczaka z wody, a kurczak w takim barze - to coś niesłychanego kuriozalnego.

   Co się jadało w PRL-owskich mlecznych barach?
   Na śniadanie jakieś zupy mleczne, makarony na mleku i tym podobne obrzydliwości. Żelazną pozycję śniadaniowego menu stanowiły kanapki - przede wszystkim z pastą jajeczną. Zwyczajne bułki, zwane wodnymi, posmarowane masłem. I do tego kakao - słabiuteńkie, mało kakaowe, za to często z kożuchami, Kawa zbożowa - jak wyżej. Kefir - niezastąpiony dla tych, którzy, jeszcze wczorajsi, zaglądali do mlecznego baru. Od kefiru lepszy był tylko sok ogórkowy, czerpany wprost z dębowej beczki i zgodnie ze starą tradycją oferowany potrzebującym przez miłosiernych właścicieli prywatnych sklepików spożywczych. Bywało, że robocze kombinezony mieszały się ze strojami wieczorowymi, lub przynajmniej udającymi wieczorowe - z ciemnymi garniturami, białymi, cokolwiek nieświeżymi koszulami i rozluźnionymi krawatami.
   Kakao, kawę i kefir podawano w fajansowych kubkach, ćwierć - lub półlitrowych, nieco szarawych, z niebieskimi napisami. Kubki zawsze były wyszczerbione na brzegach.
   Na śniadanie oferowano także jajecznicę, ale pozwalali sobie na nią tylko najbogatsi bywalcy mlecznych barów.
   W porze obiadowej bary pachniały inaczej - zupnie, jarzynowo i smażeniną. Naleśnikami - z serem, z dżemem, z jabłkami. Krokietami z kapuścianym lub jajecznym nadzieniem. Ruskimi pierogami, które zawsze miały swych zadeklarowanych zwolenników. Towarzystwo, jak zawsze w mlecznych barach, było mieszane. Studenci i uczniowie, jakieś schludne, posępne staruszki, które z zażenowaniem płaciły nie gotówką, ale bonami opieki społecznej. Robotnicy, często w szarych od kurzu, poplamionych wapnem kombinezonach. Wreszcie samo dno, nawet według mleczno-barowej miary - żebracy, bezdomni, chorzy psychicznie. Zamawiający zupę za kilka groszy lub zjadający resztki ze stołów.
   Takie były mleczne bary, za którymi niektórzy jeszcze tęsknią, nie zdając sobie sprawy, że tęsknią za własną młodością, za czasami biednymi, ale opromienionymi młodzieńczą beztroską...
AMK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski