Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wolą zjeść kwiaty niż hamburgera z frytkami

Sylwia Nowosińska
Klaudyna Hebda
Klaudyna Hebda FOT. Katarzyna Chudy
Zdrowie. Robią perfumy z tłuszczów zwierzęcych i pieką torty z pokrzywy. Uważają, że chwasty nadają się do jedzenia, natomiast mięso z hipermarketów ­– nie. Chcą żyć w zgodzie z naturą i bez pośpiechu.

Same robią kremy i perfumy. Zbierają zioła, nie kupują hektolitrów środków czyszczących, segregują śmieci i wybierają naturalne produkty spożywcze. Korzystają z second handów, dbają o środowisko i nie boją się o tym mówić.

Nie chcą być porównywane do ekologów, którzy chodzą w butach z kory drzew i jedzą wyłącznie korzonki. Żyją zdrowo i w sposób naturalny pokazują, że można dokonywać wyboru. Decydować się na to, co prostsze, zdrowsze i smaczniejsze, a często także tańsze.

Wielkomiejska zielarka

Klaudyna Hebda – obecnie autorka bloga Ziołowy Zakątek i pasjonatka zielarstwa – jest absolwentką kulturoznawstwa i socjologii.

W porównaniu z innymi miłośnikami zdrowego żywienia ma ułatwione zadanie, bo jej rodzina prowadzi gospodarstwo rolne na wsi pod Tarnowem. – Jestem w bardziej komfortowej sytuacji niż ludzie pochodzący z miasta. Nie wiem, czy kupiłabym marchewkę za 10 czy 20 zł za kilogram, dlatego cieszę się, że mam możliwość skorzystania z własnych warzyw – przyznaje Klaudyna.

Razem z partnerem zajmują niewielkie mieszkanie na obrzeżach miasta, w miejscu gdzie powietrze jest czyste i można znaleźć wiele ziół i roślin. Klaudyna zbiera je i wykorzystuje na tysiące sposobów. Pasjonuje ją tworzenie naturalnych perfum i kosmetyków.

Zostań serowarem

Mała przestrzeń życiowa nie zniechęciła Klaudyny do próbowania sił m.in. w roli serowara. Na swoim blogu opublikowała cykl tekstów na ten temat.

Podstawowe produkty do zrobienia sera kosztują ok. 100 zł. – Ja zapłaciłam ok. 500 zł, bo kupowałam po kilka rodzajów wszystkich składników, aby zaprezentować je później na moim blogu – tłumaczy Klaudyna.

Do zrobienia sera potrzebnych jest kilka podstawowych produktów, takich jak foremka ze specjalną z praską, podpuszczka (cena – ok. 15 zł), bakterie (ok. 20–30 zł razem z pleśnią). Oprócz tego termometr, no i książka o serach.

Z 5 litrów mleka Klaudynie udaje się samodzielnie wytworzyć 500 g sera. Przekonuje, że choć to żmudna praca, to jednak warto próbować.

– Jeżeli mieszkasz w mieście, masz rodzinę i pracujesz, to nie jesteś w stanie wszystkiego samodzielnie zrobić, ale kiedy już się zdecydujesz, podjęty wysiłek przynosi ogromną satysfakcję – wyjaśnia Klaudyna.

Produkty od podszewki

Jej zdaniem obecnie wśród młodych ludzi widać trend „powrotu do korzeni”.

– Przedstawiciele dzisiejszego pokolenia nie mieli szans, aby dowiedzieć się, w jaki sposób powstają niektóre produkty, dlatego chcą się teraz na­uczyć wszystkiego od nowa – podkreśla Hebda.

Z wykształcenia jest kulturoznawcą i socjologiem, lecz zauważyła, że bardziej od tych dziedzin fascynuje ją tworzenie tradycyjnych produktów.

Założyła blog kulinarny, który miał na początku służyć tylko jako książka kucharska. Teraz pisze o ziołach, zdrowym stylu życia i naturalnych produktach.

Wybrała się na studia zielarskie i planuje rozpocząć kolejne. Pisząc bloga o ziołach, chce pokazać, że pasja może być także sposobem na życie.

18 czerwca ukaże się jej pierwsza książka poświęcona kosmetykom naturalnym. – Będzie to publikacja, dzięki której każda czytelniczka dowie się, jak może zrobić krem dla siebie. Będą tam tabele olejów, olejków eterycznych, z których można wybrać te najbardziej odpowiednie dla naszej cery – opowiada Klaudyna.

Naturalne zapachy

Klaudyna pokazuje także na swoim blogu, jak dla własnych potrzeb wykorzystać łój wołowy i produkty pszczele. Pisze m.in. o tym, jak z propolisu, który wytwarzają pszczoły, wyprodukować pomadkę.

Jako pasjonatka naturalnych składników robi także własne perfumy. – Jako pierwsze powstawały na Bliskim Wschodzie tzw. pomady. Były tworzone z wykorzystaniem łoju albo innego tłuszczu zwierzęcego – opowiada z zaangażowaniem Klaudyna.

Na tłuszcz kładziono wtedy pachnące kwiaty, zostawiano je na kilka dni, a kiedy zwiędły, dodawano następne. –Tłuszcz, który przesiąknął tymi kwiatami, to właśnie była pomada, pierwsze perfumy. Podobne można zrobić samodzielnie w domu – opowiada Klaudyna Hebda. Kosmetyki naturalne to jedna z jej największych pasji. – Mogłabym wygłosić o tym cały wykład – przyznaje.

Zdaniem Klaudyny trwałość perfum domowej roboty zależy od tego, jakie są molekuły zapachu .

– Ciężkie składniki, takie jak np. olej jojoba, przedłużają trwałość. Jeżeli kupisz specjalne żywice w sklepie z półproduktami, zapach może się utrzymać nawet przez kilka godzin – dodaje.

Czy jesteśmy w w stanie zrobić w domu perfumy, które są lepsze niż te ze sklepu?

– Trudno powiedzieć. Na pewno naturalne zapachy są inne. Perfumy wytwarzane sztucznie posiadają nie tylko zapach, ale także chemiczne utrwalacze, które mogą być szkodliwe – tłumaczy Klaudyna.

Magia smaków

Małgorzata Kalemba-Drożdż zaraziła się pasją do zdrowego jedzenia jeszcze w dzieciństwie, kiedy razem ze starszą siostrą śledziła kolejne numery popularnego magazynu kulinarnego. Jak twierdzi, nie żyje ekologicznie, ale stara się dokonywać świadomych wyborów.

Z wykształcenia jest doktorem biochemii. – Wszystko, z czego się składamy, pochodzi z jedzenia. Cała biochemia bazuje na składnikach, które wcześniej zjemy. To właśnie one wchodzą w interakcje z naszymi komórkami. Dlatego większość biochemików dobrze się zna na jedzeniu – żartuje.

Studia stały się uzupełnieniem jej pasji. Wychowała się w okolicach, gdzie było dużo terenów zielonych. Zawsze lubiła być blisko natury. Nigdy nie kupowała nadmiaru środków chemicznych do czyszczenia. Postanowiła nauczyć dzieci segregacji śmieci.

– Po co skomplikowana chemia, skoro garnki najlepiej szoruje się sodą, a kamień ze zlewu można usunąć octem? Zawsze chciałam robić wszystko prościej, taniej, łatwiej, niekoniecznie płacąc krocie koncernom chemicznym – twierdzi Małgorzata Kalemba-Drożdż.
W skład jej codziennej diety wchodzą głównie potrawy wegańskie i wegetariańskie. Przyznaje, że stara się jeść tylko niewielkie ilości mięsa. – Zawsze lepiej jeść rośliny , bo są mniej zanieczyszczone. Nie jestem wegetarianką, ale mięsa jem bardzo mało – podkreśla pani Małgorzata.

Pasjonuje się także odkrywanie nowych smaków. – Mnóstwo smaków jest zaklętych w kwiatach, których w ogóle nie znamy. Nie wiemy, że można je jeść. Szkoda, żeby się marnowały – twierdzi Małgorzata Kalemba-Drożdż. Nie chodzi jednak na zakupy obiadowe do kwiaciarni.

– Kwiatów z kwiaciarni się nie je, bo są nawożone i pryskane. Mam na balkonie małą grządkę. Zrywam to, co na niej wyrośnie, i później dorzucam np. do sałatki. Ostatnio widziałam minę sąsiadki, kiedy zrywałam kwiaty i kilka z nich wsadziłam sobie do ust. Trochę się zdziwiła – dodaje.

Przepisy na dania z kwiatów zazwyczaj budzą podziw gości pani Małgorzaty. Kiedy posiłek z takim oryginalnym składnikiem ląduje na stole, pani domu od razu jest zasypywana pochwałami.

Małgorzata Kalemba-Drożdż wydaje właśnie swoją drugą książkę o zdrowych i smacznych roślinach. Pierwsza – „Kwiatowa uczta. Jadalne kwiaty w 100 przepisach”, już jakiś czas temu trafiła do księgarń. Kolejna będzie nosić tytuł „Pyszne chwasty”. Znajdą się tam przepisy na pesto z pokrzywy, risotto z koniczyny, smażoną babkę lancetowatą, babeczki z mniszkami, tort z pokrzywy i wiele innych oryginalnych, a przede wszystkim smacznych dań.

Zdrowe żywienie nie jest jej jedyną pasją. Zaczęła także wytwarzać naturalne kremy dla swoich dzieci. – Moja córka ma alergię na mleko i jajka. Są na rynku dobre, ale koszmarnie drogie kremy przeznaczone dla takich osób, dlatego postanowiłam pójść za ciosem i przygotować sama naturalny, ekologiczny produkt – wyznaje.

Zdrowe się opłaca

– Bywa, że kupuję w sklepach ekologicznych, ale nie robię tego często ­– przyznaje pani Małgorzata. Po warzywa chodzi na lokalny targ. Przyjeżdżają tam rolnicy, którzy sprzedają to, co sami wyhodowali.

– Nie są to zazwyczaj certyfikowane produkty. Używanie chemii jest drogie. Dlatego rolnik nie korzysta z niej, kiedy nie musi. Jeżeli ziemniaki na jego polu rosną bez pryskania, nie ma powodu, aby ponosił dodatkowe koszty – zauważa pani Małgorzata. Jej zdaniem dobry obserwator potrafi sprawdzić, czy rolnik sprzedaje naturalne produkty.

– Zresztą nawożone warzywa i owoce można poznać po smaku. Moje dzieci to wyczuwają... pryskanych owoców nie wezmą do ust – przyznaje.

Niestety, nie wszystkim rolnikom można ufać.– Poziom moralny producentów żywności, także tych, którzy produkują żywność tradycyjną i ekologiczną, pozostawia bardzo wiele do życzenia – mówi otwarcie pani Małgorzata.

Jej życie jest eko

Gabriela Strączyńska wyruszyła na Wyspy Brytyjskie ­ – jak większość Polaków – w poszukiwaniu pracy. Pobytu w Anglii nie wspomina najlepiej. Po roku wróciła do Krakowa. Znalazła pracę, będzie kontynuować studia i cieszy się, że jest już z dala od świata wielkich molochów, którego bohaterowie żywią się tym, co przyniosą z supermarketu i odgrzeją w mikrofalówce.

– Nie znosiłam brytyjskiego trybu życia. Dla ludzi, którzy żyją zdrowo, ekologicznie i np. są wegetarianami tak jak ja, warunki w Torquay, gdzie mieszkałam, były koszmarne – przyznaje Gabriela. Według niej, tryb życia, który prowadzą Anglicy, nie jest ani zdrowy, ani ekologiczny.

– Tęskniłam za Krakowem. Choć w powietrzu mamy smog, jest tu także mnóstwo małych sklepów i sklepików z lokalną żywnością, ziołami, smaczne knajpy wegetariańskie i wegańskie, np. restauracja Momo na ul. Dietla, którą uwielbiam – przyznaje Gabrysia.

Dla niej eko to nie tylko jedzenie, ale całe życie. W trosce o środowisko kupuje w lumpeksach, oszczędza wodę i wymienia się ze znajomymi gazetami, które już przeczytała.

– Kiedyś miałam pewne opory, np. nie chciałam kupować butów w lumpeksach. Później pomyślałam o tych wszystkich wielkich fabrykach, które emitują do atmosfery ogromne ilości zanieczyszczeń, i zmieniłam zdanie – wyznaje Gabrysia.

We włosach – cynamon

­– Nie jem mięsa nie tylko z powodów ideologicznych, ale także w trosce o swoje zdrowie – opowiada Gabriela. W sklepach bardzo dokładnie przegląda etykiety i nie kupuje niczego, co zawiera nawet jeden składnik pochodzenia zwierzęcego. Z tego powodu odmawia sobie niektórych słodyczy i czekolad.

Przeczytała kiedyś reportaż o tym, jak traktowane są zwierzęta, których mięso trafia na nasze stoły. Przyznaje, że była przerażona.

– Są trzymane w nieludzkich warunkach, upychane na ciasnej powierzchni i bardzo źle traktowane – oburza się Gabriela. – Jedzenie takiego mięsa nie jest zdrowe. Na przykład kurczak, który jest trzymany w ciasnej klatce, nie rozwija swoich mięśni. Składa się głównie z tłuszczu, którym później się żywimy. A mówi się, że kurczak jest świetnym daniem dla ludzi na diecie.... – dodaje.

Choć sama nie je produktów pochodzenia zwierzęcego, przyznaje otwarcie, że jeżeli kiedyś będzie żoną, mięso dla swojego męża będzie przywoziła z tradycyjnych gospodarstw z podkrakowskich wsi.

W przyszłości Gabrysia planuje zarabiać na życie, tworząc naturalne produkty. Już teraz samodzielnie przygotowuje odżywki do włosów i naturalne pomadki.

– Wcieram we włosy olej marchwiowy albo cynamon. Pierwszy z nich pięknie podkreśla rudy kolor, a drugi prostuje włosy i sprawia, że się nie puszą – wyjaśnia. Pomadki przygotowuje razem z przyjaciółką z różnych olejów. Może kiedyś kupi sobie elektryczny samochód. – Taki na pewno będzie bardziej eko niż tradycyjne auto – stwierdza.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski