Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrócić do siebie

Redakcja
Paweł Głowacki: Dostawka

Ten, kto wie, że nie wolno jeść ryby nożem - może jeść rybę nożem.

Witold Gombrowicz
   Och, excusez-moi... _Nie, tego nie mówiła. Nie musiała, bo gdy rożkiem koronkowej chustki majestatycznie strzepywała z warg okruchy lukru - właśnie to znaczył gest siedemdziesięcioletniej księżnej Marii von Thurn und Taxis-Hohenlohe. Miała góra siedemnaście lat, ale nie gapiła się w szybę zwyczajnie, bo ona migotanie pni sosen za oknem dostojnie kontemplowała. Nie piła normalnie, ona w arystokratycznym rytmie łyk na sześćdziesiąt stukotów kół smakowała kawę ze śmietaną. I nie opychała się, jak małolacie przystało, ona pączki - wytwornie konsumowała. Taka maleńka - a taka stareńka! W istocie - nie było jej. Co zatem było? Nic. Jakaś forma, udanie, fałsz. Nie było dziewczęcia, gdyż była kompletnie obca dziewczęciu kobiecość, na którą dziewczę się zgrywało.
   Fatalna sztuczność siedemnastoletniej siedemdziesięciolatki! Ciepła naturalność na amen zakuta w omszałą zbroję arystokratycznej szacowności. Spod okna szedł sygnał: z szacunkiem proszę, z godnością, albowiem ja dobrze wychowana jestem, kulturalna, przyzwoita i pochodzę z rodu, w którym od pokoleń rybę je się wyłącznie widelcem! _Excusez-moi, d’entre si peu vieille et digne,
ale przecież kiedyś będę wystarczająco stara i dostojna! Tak, omszała zbroja pod oknem konsumowała pączki, smakowała białą kawę, całą sztucznością swoją z góry żądała pokornego szacunku, pociąg się kolebał, a ja dumałem, po co właściwie nabyłem 4., kwietniowy numer wysoce kulturalnego miesięcznika "Więź"?
   Przecież na święta jechałem, do rodziny, wypocząć, a tu z białej okładki miesięcznika czarne litery rozpaczliwie wyły: "Czy krytyka umiera? Artyści o krytykach, krytycy o sobie". _Po cholerę to kupiłem, przecież od dziecka dobrze wiem, jaka kakofonia czołga się w środku. Od dziecka to wiem, bo Kapłani Sztuk Wszelakich od zawsze tańczą tę samą polkę napuszonej czcigodności. My, artyści, prosimy o to, byście wy, krytycy, z szacunkiem do nas podchodzili, bo my szalenie dobrze wychowani jesteśmy, kulturalni niebywale, przyzwoici aż do bólu świętości i pochodzimy z subtelnego plemienia wybrańców, którzy od pokoleń jadają rybę wyłącznie widelcem! Tacy mali - a tacy duzi.
   Na co dzień - normalni, na salonach - nienormalni. Prywatnie - naturalni, oficjalnie - sztuczni. Sztuczni tak jak siedemnastoletnia siedemdziesięciolatka pod oknem, w przedziale ekspresu Kraków - Warszawa. Cukiernicze arcydzieła od Bliklego mrą z nudów w majestatycznie sztucznych ustach jej - i tyle. Ale mimo to otworzyłem "Więź". I co?
   Odwieczna omszała zbroja arystokratycznej szacowności. Odwieczna kakofonia żądań taktownych, acz bezwzględnych. Pseudointelektualne gulgoty o powinnościach krytyki. Permanentnie dostojne, nieustające, żałosne _excusez-moi
księżnej Marii von Thurn und Taxis-Hohenlohe - nieśmiertelnej księżnej Nadwiślańskiej Melpomeny.Celińska, Cielecka, Cieplak, Ferency, Globisz, Lupa, Szczepkowska... Czcigodnych i niewinnych jest legion, a i tak wciąż to samo o krytykach skowyczą. Że czułość jest konieczna, że obiektywnym być należy, że winno się rzetelny opis dzieła artystom przedstawiać, że uniwersytecka powaga jest konieczna, że nie złośliwości, jeno głaskanie, że nie o sobie, lecz o nichpisać. Dialog, współtworzenie, my, nasze różańcowe kółeczko. Ideologia krytycznej fachowości. Krytyku, miłuj - albo spadaj! Czy muszę mówić, że żaden z kolosów intelektu nie jest zdolny zdefiniować ani jednego szlachetnego pojęcia, którym światu przed nosem wymachuje? Oni nawet tego nie wiedzą, że owe pojęcia są w świecie sztuki niedefiniowalne. W tak sztucznych ustach nie tylko pączki mrą z nudów. W nich z nudów mrze wszystko - nawet własna ich sztuczność.
   Aliści, tuż przed Warszawą Centralną ciepło poczułem. _"Jeśli coś jeszcze po wieku ideologii może człowieka uratować, to tylko trzymanie się siebie". _Siedemnastoletnia siedemdziesięciolatka wstała, by zdjąć plecak z półki. W wygniecioną przez jej pupę misę w fotelu wtoczył się ostatni pączek. Tak, krytyk Jarecka ma świętą, ciepłą rację! Trzymać się siebie, wrócić do siebie, czym prędzej - bo tylko to może ocalić tak krytyków, jak i artystów! Omszała zbroja na powrót klapnęła. I stało się! Rozgniecione arcydzieło cukiernicze od Bliklego w proch rozniosło pancerz sztuczności. Siedemnastolatka wróciła do siebie, do swych siedemnastu wiosen. Zmiażdżony pączek zwrócił jej utraconą normalność, wreszcie uśmiechnęła się jak człowiek, który jest sobą. Nie zatem - krytyka nie umiera. Nie umiera - bo wciąż są na świecie pączki ocalające zdrowy rozsądek.
   Inna sprawa, że takie chwile wytchnienia nie liczą się dla artystów. W toalecie zmywają słodycz z portek - i wracają do zbroi. Na Centralnym inne siedemnastoletnie dziecię wsiadało do pociągu. Na pierwszym stopniu widać było, że ta siedemdziesięcioletnia księżna Maria von Thurn und Taxis-Hohenlohe ma początki podagry. Dobrze to wróży jej sztuce aktorskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski