Wrzawa wokół Anglii

John Terry i Joe Hart (z prawej) na lotnisku w Balicach Fot. Andrzej Banaś

- Kto wie, kto wie, my ze swojej strony zrobimy wszystko, by tak się stało - tak trener Roy Hodgson zareagował na marzenie prezydenta Jacka Majchrowskiego, by w finale Euro spotkały się Anglia i Polska. Goście z Wysp przylecieli do Krakowa w środę, a wczoraj w Sukiennicach zostali powitani przez władze miasta.

Po spotkaniu angielscy piłkarze zapewniali nas, że pod Wawelem bardzo im się podoba. - Czy nasz hotel jest cichy? Nie powiedziałbym. Jest trochę głośno, gdy pod oknami śpiewają kibice. Ale nam to nie przeszkadza - wyjaśnił Steven Gerrard. A stadion Hutnika? Wszak jesteście przyzwyczajeni do wyższego standardu... - Murawa jest świetna, szatnie w bardzo dobrym stanie, naprawdę niczego więcej nie oczekiwaliśmy - odparł kapitan drużyny. Dodał, że z przykrością przyjął wiadomość o śmierci ojca Jermaina Defoe, który wczoraj z tego powodu opuścił Kraków. - Wkrótce z powrotem będzie z nami - zapewnił Gerrard.

Przed Anglikami pojawili się u nas Holendrzy i Włosi, ale dopiero przylot ekipy Wayne'a Rooneya wywołał prawdziwą gorączkę Euro. Anglicy zamieszkali w samym centrum miasta i na razie są najbardziej dostępną ekipą. Już na lotnisku rozdawali autografy, to samo czynili, gdy maszerowali z Hotelu Starego do Sukiennic. - Pierwsze wrażenia? Super. Planuję wyskoczyć na spacer, by lepiej poznać miasto - opowiadał nam Theo Walcott. Pytany, czy wybierze się, by odwiedzić rezydującego w hotelu Sheraton kolegę z Arsenalu, Robina van Persiego, uśmiechnął się szeroko. - Najpierw zadzwonię do niego, może po naszym pierwszym meczu na Euro - odparł Walcott.

Krzysztof Kawa