Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wsiąść do pociągu byle jakiego...

Redakcja
WŁADYSŁAW A. SERCZYK

Znad granicy

WŁADYSŁAW A. SERCZYK

Znad granicy

Przy wszystkich niedomaganiach Polskich Kolei Państwowych, ciągłych i niczym nie uzasadnionych spóźnieniach pociągów oraz nie dającym się zwalczyć brudzie na wielkich dworcach kolejowych (nie wspominając o stanie ubikacji w wagonach) mam mnóstwo sentymentu do tego środka komunikacji. Kolejki wąskotorowe wręcz uwielbiam i cieszę się z ich ponownego stopniowego przywracania do użytku, głównie co prawda jako atrakcji turystycznej, ale wymagającej dbałości zarówno o stan torów, jak i o niegdysiejsze, zagubione w lasach stacyjki, które w przeciwnym razie zamieniłyby się w malownicze ruiny lub nawet całkiem rozsypały w proch. Jeszcze tam można odnaleźć zapach nasmołowanych podkładów, a świst parowozowego gwizdka przywraca świat dzieciństwa i dawno pożegnanej młodości.
 Co więcej, na tych liniach właśnie spotkamy dawną brać kolejarską, dbałą o honor instytucji, w której pracuje, prawdziwych opiekunów podróżnych oddanych im w opiekę. Nie mam powodu do narzekania na obsługę w ekspresach Inter- oraz Euro-City. Przeciwnie. Jest zawsze na miejscu, uprzedzająco grzeczna i coraz częściej władająca obcymi językami. Tyle tylko, że jej grzeczność wydaje mi się jakaś chłodna i bezosobowa, zawsze okraszona uśmiechem służbowym numer jeden. Wiem, że mogę liczyć na jej fachowość, chociaż o przywołaniu zapamiętanej sprzed lat atmosfery pewnej familiarności (ale zawsze na miejscu) nie ma - rzecz jasna - mowy. Mniejsza o to.
 Problem jednak zaczyna się w chwili, gdy trzeba wsiąść do pociągu udającego się za wschodnią granicę. W każdym wagonie, sypialnym: polskim, rosyjskim, białoruskim lub ukraińskim czuć dziwny zapach przypominający albo zleżałe perfumy, albo starego goniącego się kocura. Nie ulega jednak wątpliwości, że od dawna nikt nie pomyślał o przewietrzeniu przedziałów. Jeśli chodzi o wagony wschodnich sąsiadów, trudno się dziwić. W większości z nich nadal nie da się otworzyć okien, jak przed laty, gdy chodziło o to, by imperialistyczni agenci obcych wywiadów nie wyskakiwali po drodze przez okno, lub - co gorzej - nie wyrzucali przez nie szpiegowskich instrukcji dla miejscowych zdrajców ojczyzny. Nie rozumiem natomiast, dlaczego na stacjach postojowych Warszawa Grochów lub Kraków Płaszów nie można chociażby na parę godzin poddać wnętrza polskich wagonów zbawczemu działaniu świeżego powietrza?
 Jeśli czasem, już poza granicami kraju, potrzeba zmusi nas do przesiadki do pociągu dalekobieżnego, a nie zdołamy kupić miejsca w wagonie sypialnym, podróżnego czekają dodatkowe przyjemności. Wszyscy co prawda mają miejsca siedzące, a nawet - gdy noc zapada - okazuje się, że i leżące, ale niesłychana ruchliwość współpasażerów odwiedzających nowo poznanych znajomych z butelkami wódki i ciepłej oranżady w garści, krzyk i płacz duszących się w upale dzieci oraz bardzo głośne rozmowy powodują, że ma się wrażenie podróżowania w niesłychanym tłoku. Oczywiście, można się do tego przyzwyczaić. Niektórzy z moich przyjaciół uczynili to już dawno. Ja nie potrafię.
 Natomiast z całą pewnością, jeśli uda się pokonać zapisaną w regulaminie służby nieprzystępność konduktora wagonu, tzw. prowodnika, możemy być pewni, że zaopiekuje się nami i udzieli pomocy w każdej potrzebie.
 O odprawach granicznych napisano już wiele i nie wypadałoby powtarzać, gdyby nie fakt, że powszechne narzekanie nie zmieniło niczego. Na twarzach umundurowanych funkcjonariuszy z orzełkami i tryzubami na czapkach rzadko pojawia się uśmiech skierowany do podróżnych, a żarty pod adresem pasażerów niemal zawsze zawierają nieskrywaną złośliwość, przeciw której nie wolno protestować, jeśli nie chce się być poddanym jakiejś - oczywiście - dozwolonej, ale upokarzającej, procedurze. Wprawdzie zainteresowały się tym u nas już i komisje sejmowe, i organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka, lecz jest to działanie z góry skazane na przegraną. Dopóki jedni będą traktować wszystkich przekraczających wschodnią granicę jak potencjalnych handlarzy, nie mówiąc już o przestępcach, a drudzy w dość sporym procencie będą takimi naruszycielami prawa, nie zmieni się nic. Na wyrównanie poziomu życia w krajach Europy Wschodniej trzeba będzie - niestety - jeszcze sporo poczekać.
 Wysłuchuję więc jak dobry spowiednik przyjacielskich żalów wylewanych przez powracających z zagranicy i, siedząc w wygodnym fotelu, z niepokojem myślę, że już wkrótce i ja będę musiał zetknąć się znowu z tymi, zresztą dobrze sobie znanymi, wątpliwymi przyjemnościami podróżowania na wschód. Gdyby człek niósł na własnych barkach nieco mniej latek niż obecnie, potraktowałby wszystko jako przygodę ze "szkoły przeżycia". Ale tak nie jest i zamiast zaopatrywać się w sprzęt turystyczny: śpiwór, kuchenkę i scyzoryk, myślę o zakupie pewnej ilości waluty zachodniej w małych nominałach. Przyda się bardziej! I PKP nie będą miały kłopotu z obładowanym ponad miarę i rzeczywiste potrzeby podróżnym... Wsiąść do pociągu byle jakiego? Ale z przyjemnością!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski