Muzyka w starym Krakowie
Krakowski festiwal to nie tylko spotkanie z interesującą muzyką i dobrymi wykonawcami. To równie ważne spotkanie z krakowskimi zabytkami. Ileż do podziwiania jest np. na krużgankach klasztoru oo. Franciszkanów, a jak rzadko mieszkańcy miasta mają okazję, by się o tym przekonać. W niedzielny wieczór w cudownie odnowionym wnętrzu, którego gotyckie kształty obrosły przez wieki bogatymi epitafiami i portretami biskupów krakowskich, koncertował hiszpański zespół muzyki dawnej "Orphénica Lyra", kierowany przez dobrze już w Krakowie znanego José Miguela Moreno, wybitnego gitarzystę, grającego także na vihueli.
W chłodnym wnętrzu franciszkańskich krużganków (mimo saharyjskiego skwaru na zewnątrz) rozkoszowaliśmy się muzyką doskonałą w formie, pogodną w treści, wykonaną z perfekcją i olbrzymim wdziękiem. Brawom i bisom nie było więc końca i niech żałują wszyscy, którzy nie odważyli się w niedzielę wysunąć nosa z domu.
Żałować powinni również ci, którzy pominęli wtorkowy koncert w sali Filharmonii Krakowskiej. Koncertował tam Awadagin Pratt, jak głosił program, jeden z czołowych amerykańskich pianistów. Grał Sonatę h-moll Liszta i - z towarzyszeniem Capelli Cracoviensis - IV Koncert fortepianowy G-dur Beethovena. Artysta w pierwszej chwili ekscytował publiczność nietypowym uczesaniem - nie przywykliśmy, by tzw. muzyką poważną zajmowali się czarni artyści z dredami na głowie - i wożonym z sobą niziutkim stołkiem do fortepianu. Ale gdy tylko zabrzmiały pierwsze dźwięki, cała uwaga słuchaczy skupiła się na muzyce. Awadagin Pratt obdarzony jest bowiem kolosalną zdolnością kreacji. Można się z jego interpretacją nie zgadzać, ale nie sposób nie angażować się w nią bez reszty. I mimo iż w Liszcie brakowało mi chwilami nasyconej pełni dźwięku (chyba przez ten stołek sytuujący klawiaturę na wysokości nosa pianisty i uniemożliwiający grę tzw. całą ręką), podziwiałam znakomite budowanie arcytrudnej przecież formy utworu. Urzekał też delikatnym pianem i wręcz impresjonistycznymi barwami nadanymi lirycznym tematom Lisztowskiej sonaty. Jeszcze piękniej zabrzmiał Beethoven grany z olbrzymim uczuciem, ale przecież nie romantyczny. Capella Cracoviensis pod dyrekcją Stanisława Gałońskiego wyśmienicie dopasowała się kolorytem i subtelnością brzmienia do interpretacji pianisty, który na bis zachwycił wysmakowaną w każdej nucie Melodią Glucka z Orfeusza i Eurydyki w transkrypcji Sgambatiego i cudownie wyśpiewaną pieśnią Widmung Schumanna w transkrypcji Liszta. Awadagin Pratt to wielki artysta, trzeba zapamiętać to nazwisko!
ANNA WOŹNIAKOWSKA
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?