Muzyka w Starym Krakowie
Nieco wcześniej niż zazwyczaj, w środę, 30 sierpnia, dobiegł końca XXV Międzynarodowy Festiwal Muzyka w Starym Krakowie. Zakończył się koncertem Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach pod dyrekcją Antoniego Wita. Był to wspaniały finał jubileuszowej edycji festiwalu.
W środę wieczorem byliśmy świadkami takiego właśnie doskonałego kreowania muzyki. Podziwialiśmy przesyconą namiętnym uczuciem Uwerturę "Ruy Blas" Mendelssohna, cudowny nastrój VI Symfonii "Pastoralnej" Beethovena, blask i bogactwo muzycznych pomysłów III Symfonii "Organowej" Saint-Sae¨nsa (partię organową grał znakomicie Andrzej Białko). Szczególnie interesująco zabrzmiała "Pastoralna", w której Antoni Wit, mniej skupiając się na powierzchownej programowości dzieła, ukazał całe bogactwo jego struktury, uwypuklił mistrzostwo warsztatowe Beethovena, snując muzyczną narrację, kazał cieszyć się i zachwycać motywami, które zazwyczaj giną gdzieś w masie dźwięku. I dopiero tak wykonana IV Symfonia prawdziwie urzekała "pastoralnością". Przyznam się, że po raz pierwszy przyszło mi zachwycić się VI Symfonią Beethovena.
Zachwyt podszyty był cieniem smutku. To był jeden z ostatnich występów Antoniego Wita jako szefa NOSPR. Żal mi, że odchodzi, boję się o katowicką orkiestrę. NOSPR ma już wprawdzie nowego dyrektora-menedżera, wciąż nie ma jednak dyrektora artystycznego, a nazwiska pojawiające się w plotkach nie rokują dobrze, bo gwarantują raczej gościnnych dyrygentów niż stałego szefa. Kto więc podejmie po Wicie pałeczkę, kto będzie na co dzień dbał o poziom orkiestry, pilnował z takim trudem i przez lata zdobywanego standardu? Sami muzycy? Wątpię. NOSPR to, mimo wszystko, nie Berlińscy Filharmonicy.
Z nutą smutku myślę też o zakończonym festiwalu, choć mimo kłopotów finansowych Stanisławowi Gałońskiemu po raz kolejny udało się stworzyć imprezę na wysokim poziomie, interesującą i dla krakowian, i dla bawiących w mieście turystów. Pierwsi poznali znakomitych zagranicznych artystów, by wymienić pianistę Awadagina Pratta, wiolonczelistę Roberta Glentona, amerykańskich śpiewaków, hiszpański zespół muzyki dawnej i nie słyszane dotąd w Krakowie dzieła, a także po raz kolejny mieli okazję podziwiać swych muzycznych ulubieńców, drudzy zaznajomili się z polską kulturą muzyczną, o której wciąż niewiele wie się w świecie.
Ale krakowski festiwal mimo 25 lat trwania wciąż nie ma zapewnionych należytych podstaw istnienia. W stosunku do innych imprez tego typu odbywających się w Polsce (a porównywać go można choćby z festiwalem wrocławskim), a nawet w stosunku do innych krakowskich muzycznych festiwali, jego budżet jest więcej niż skromny. Wydaje mi się, że decydenci wciąż uważają, że to taki "letni festiwalik", nie zdając sobie sprawy z jego wagi i znaczenia i dla promocji miasta, i dla rozwoju polskiej muzycznej kultury (pięknie te zasługi dokumentowała skromna wystawa zorganizowana w czasie festiwalu w Muzeum Narodowym w Sukiennicach). Ale jak mają właściwie oceniać festiwal niewiele wiedząc o jego kształcie? Rozglądałam się pilnie, jedynie na finałowym koncercie zauważyłam miejskie władze.
ANNA WOŹNIAKOWSKA
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?