Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Współczesny polski kabaret powinien odnaleźć swój liryczny język

Monika Jagiełło
Fragmenty skeczy Starszych Panów weszły do języka polskiego
Fragmenty skeczy Starszych Panów weszły do języka polskiego FOT. ARCHIWUM
Literatura. „Historia polskiego kabaretu” zawiera wiele osnutych kawiarnianym dymem opowieści. To coś więcej niż zbiór anegdot. To diagnoza, jak język kabaretu stał się częścią codziennej mowy Polaków.

Książka Izoldy Kiec prowadzi nas od narodzin kabaretu w Polsce – krakowskiego Zielonego Balonika – przez lata jego rozkwitu, aż do nowych form, spośród których wybija się oparty na monologu stand-up.

To pierwsza monografia o „cabaretiasis”. Brzmiącym jak nazwa wirusa słowem określa Kiec właśnie zjawisko kabaretu.

– Wielu chciało sprowadzić go do mody, a on okazał się sposobem na życie. Nie godzę się więc, by kłótnie polityków nazywać „kabaretem”. To sztuka – mówi autorka. Zwraca też uwagę, że język kabaretu stawał się częścią mowy Polaków. Tworzą ją jednak nie tylko tak zabawne słowa jak „bulgot” i „łyżew” ze skeczu „Sęk”.

– Mamy pokolenie, które potrafi mówić językiem Starszych Panów. Reprezentanci innej generacji sięgają po współczesny im język Salonu Niezależnych czy kabaretu Potem. Z czasem rodowód słowa się zaciera – zauważa Kiec.

Na dowód przytacza porzekadło „i w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz”, które jest przecież cytatem z tekstu Tadeusza Boya-Że­leń­skiego.

Wychowani na Kabarecie Olgi Lipińskiej pamiętają, że „i rym cym cym, i hopsa sa” śpiewały nawet przedszkolaki. Przykłady, nie tylko z kabaretu, można mnożyć. Przecież „stary rzęch” wkradł się do polskiej mowy za sprawą Jana Himils­bacha.

Tego typu autorskie rozważania sprawiają, że Kiec nie napisała wcale kroniki kabaretu. – Chciała odpowiedzieć na pytanie, jaka jest dziś kondycja polskiego poczucia humoru? Z siebie śmiać się nie lubimy. Naśmiewamy się z „tych z góry”– twierdzi Kiec. Dodaje, że także absurdalny humor ma u nas wielu zwolenników.

– W tej konwencji porusza się dziś choćby Mumio. Seria reklam, które zrealizował dla operatora komórkowego, była oparta na żarcie bardzo abstrakcyjnym. Polacy jednak je uwielbiali. Niektórzy, po zdjęciu reklam z wizji, zmienili operatora – opowiada.

Podróż po historii kabaretu umilają ilustracje i zdjęcia. Uwagę zwraca serdeczny język autorki, z jakim opisuje bohaterów. Kto jest jej najbliższy?

– Piotr Skrzynecki. Moja fascynacja nim dotyczy m.in. koncertowego albumu Ewy Demarczyk. Pięknie zapowiadał ją Skrzynecki. Kraków to „piwniczna” magia, której nie ma mój Poznań – wyjaśnia. To jednak ze stolicy Wielkopolski wywodzi się niezrównany Tey. Do Poznania wyjechał też najbardziej zasłużony dla polskiego kabaretu cukiernik, Apo­li­na­ry Jan Michalik.

– Tey był bardziej polityczny niż liryczny, a Michalik wyjechał do Poznania, gdy twórcy kabaretu stąd uciekali. Podsumowuje to anegdota o żonie miejskiego architekta, warszawiance. Gdy jadąc tramwajem założyła nogę na nogę, konduktor rzucił: „zdejm pani tę girę, to nie kabaret!”. Takie było międzywojnie w Poznaniu – śmieje się Kiec.

„Historia” obejmuje kabaret współczesny. Przedstawia m.in. losy nieistniejącej klubokawiarni Chłodna 25 w Warszawie. Oparte na kontakcie z widzem monologi stand-uperów, jak i współczesne kabarety łączy jedno – język odzierają z poetyckości.

– Władysław Sikora apelował: „Stand-uperzy, nie zapominajcie, że jest też liryka! Nie bądźcie tylko zbuntowani!”. Ten apel nie pozostał bez echa. Wierzę, że powrót do liryczności to kwestia czasu – mówi Kiec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski