Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspólne wartości w Europie

Redakcja
- Czy przeciętny Austriak z wielkim niepokojem czeka na 1 maja, czyli dzień formalnego poszerzenia Unii Europejskiej o dziesięciu nowych członków, bo boi się zalewu swego kraju tańszą siłą roboczą ze Wschodu?

Rozmowa z dr. Erhardem Buskiem, byłym wicekanclerzem Austrii, specjalnym koordynatorem UE Paktu Stabilizacyjnego dla Europy Południowo-Wschodniej

   - Obawy istnieją, ale nie są duże. Jestem zresztą przekonany, iż siedmioletni okres przejściowy wprowadzony przez Austrię dla obywateli nowych członków UE, którzy chcieliby podjąć pracę w naszym kraju, zostanie skrócony. Sądzę, że ograniczenia zniesiemy już po trzech, może pięciu latach, bo okaże się, że nasz rynek pracy wcale nie jest zagrożony napływem tysięcy Polaków, Czechów czy Słowaków. Ponadto sami dobrze wiemy, że są dziedziny, w których potrzebujemy pracowników. Jak bardzo takie obawy są przesadzone, wykazały też badania dotyczące naszego rynku pracy, w przygotowaniu których brałem udział w latach 2000-2001. Okazało się, iż jeśli ktoś zarabia 60-70 procent tego, co w Austrii, to raczej zostanie w domu, a nie ruszy na saksy. A takich ludzi jest w Polsce coraz więcej. Nie ma zatem mowy, że powtórzy się wielka fala napływu emigrantów z Polski z lat 80. Oceniamy, iż do Austrii i Niemiec przyjechało wtedy ok. 2,5 miliona Polaków. Ale 1,5 miliona z nich już wróciło lub zamierza wrócić do Polski. Mamy więc do czynienia z ruchem w odwrotnym kierunku, a nie z wyjazdami na Zachód.
   - Nowi członkowie Wspólnoty, także Polacy, są zaniepokojeni lansowaną od niedawna zwłaszcza przez Francję koncepcją "Europy dwóch prędkości". Czy to nie oznacza, że będziemy traktowani w Unii jak obywatele drugiej kategorii?
   - Koncepcja Europy dwóch prędkości jest niemożliwa do urzeczywistnienia. To oznaczałoby nowy podział. Poza tym nie pozwala na to traktat ustanawiający Wspólnotę. Taka koncepcja nie ma też zresztą poparcia większości członków Unii Europejskiej, bo przyniosłaby korzyści głównie najsilniejszym i najbogatszym. Myślę, że prawdziwym problemem jest dziś co innego - musimy nauczyć się pracować w gronie 25 państw, a już przy 15 było z tym sporo kłopotów. Konieczne będzie zatem w takim zespole, obok przestrzegania przepisów, wypracowanie pewnych niepisanych reguł postępowania.
   - Jak duża stanie się pewnego dnia Unia Europejska? Dla kogo jeszcze jest miejsce we wspólnej Europie?
   - Jestem pewien, że znajdzie się ono dla krajów Europy Południowo-Wschodniej - np. Rumunii czy Chorwacji, o ile ich społeczeństwa tego zechcą. Czy członkiem UE zostanie Turcja? To trudniejsze pytanie. Być może w Unii znajdzie się też pewnego dnia miejsce dla Ukrainy, a nawet Białorusi, ale zwłaszcza w tym ostatnim kraju musiałoby się naprawdę wiele zmienić.
   - Polacy, choć zainteresowani wstąpieniem do UE, mają często wrażenie, że przez unijnych polityków jesteśmy postrzegani wyłącznie jako duży problem, a nie jako szansa dla całej Wspólnoty - nie tylko w kategoriach ekonomicznych, ale i w wymiarze duchowym.
   - Taka postawa to kwestia istniejącego przez lata podziału Wschód - Zachód i spadek po żelaznej kurtynie. To także rezultat braku wiedzy, ignorancji, nieznajomości nawet swych bliskich sąsiadów, co prowadzi do pewnych stereotypów przy okazji ich oceny. Na szczęście to głównie problem przedstawicieli starszego pokolenia. Ludzie młodzi zwykle takich uprzedzeń nie mają. Myślę, że na dłuższą metę nie ma się czego obawiać - w końcu nie tylko ekonomiczny postęp w waszym kraju robi ogromne wrażenie. Wymiana kulturalna, współpraca naukowa też sprzyjają wzajemnemu poznaniu.
   - Czy w konstytucji europejskiej jest miejsce dla chrześcijaństwa? Dlaczego uznanie jego wkładu dla kultury i historii kontynentu budzi tyle sprzeciwu?
   - Choć sam jestem chrześcijaninem, uważam, że kwestia wpisania chrześcijaństwa czy Boga do konstytucji europejskiej jest raczej tematem zastępczym dla wielu polityków. Taka dyskusja pozwala im uniknąć stawienia czoła znacznie poważniejszym problemom. Co z tego, że zapiszemy w konstytucji uznanie dla chrześcijańskich korzeni Europy, jeśli w naszym postępowaniu brakuje prawdziwego chrześcijańskiego ducha. Kiedy jest bowiem mowa o solidarności z biedniejszymi regionami, pomocy potrzebującym, politycy często umywają ręce. Nie ma pieniędzy dla uboższych od nas, a taka postawa znacznie bardziej obraża Boga niż brak wzmianki o nim w konstytucji.
   - Skoro prawie nikt nie jest zadowolony z projektu konstytucji europejskiej, a próby wypracowania kompromisu co do jej zapisów skończyły się niepowodzeniem, może w ogóle powinniśmy z niej zrezygnować? Są kraje - jak Wielka Brytania - które doskonale radzą sobie bez konstytucji.
   - Poparcie dla samej idei konstytucji europejskiej jest w naszych społeczeństwach bardzo duże - sięga 90 procent. Jestem przekonany, że dojdziemy do porozumienia co do zapisów konstytucji, choć być może zanadto koncentrujemy się na brzmieniu poszczególnych sformułowań, gdy brak wizji wspólnej polityki europejskiej. Tak było też w przypadku ustaleń z Nicei. Większość krajów, o zgrozo, skupiła się na tym, dzięki jakim zapisom i kombinacjom będzie mogła nie dopuścić do przeforsowania pewnych rozwiązań, zamiast na tym, jak przeprowadzić ważne projekty. Jak uczy historia, konstytucje wielu krajów powstawały w niespokojnych czasach, np. jako rezultat wojen czy poważnych kryzysów. My mamy wyjątkową szansę napisania konstytucji bez takiej stresującej, nadzwyczajnej sytuacji i bez wątpienia trzeba to wykorzystać.
   - Czy uda nam się w takim razie - już w poszerzonym gronie - budować w Unii prawdziwą Europę wartości?
   - To nie jest tylko kwestia deklaracji, ale także przepisów prawnych i praktyki, w której solidarność odgrywa wielką rolę. Problem w tym, że w krajach takich jak Polska czy Czechy, które obaliły komunizm, te wartości, odgrywające na początku przemian ogromną rolę, odeszły na dalszy plan. Znacznie większą rolę, tak jak na Zachodzie, odgrywają dziś pieniądze i ekonomia. Do władzy doszli nie mężowie stanu, moraliści, wizjonerzy, ale "technicy polityki". Dlatego w pewnym sensie byłem zadowolony, gdy Austria została ostro potępiona za "nieeuropejską postawę" przez Radę UE, kiedy w koalicji rządzącej naszym krajem znalazła się Partia Wolności Heidera. Nawet jeśli reakcja władz Unii była przesadzona, cieszyłem się, gdyż to wywołało wreszcie prawdziwą dyskusję o wartościach i ich miejscu w naszym życiu politycznym i społecznym. Ale budowa Europy wartości to nie jest zadanie głównie dla polityków. Nad tym powinno pracować przede wszystkim społeczeństwo obywatelskie, w tym artyści, naukowcy czy dziennikarze. Wszyscy mamy w tej dziedzinie sporo do zrobienia.
Rozmawiała EWA ŁOSIŃSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski