Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspólnota kontrolowana

Redakcja
W tym bloku nie ma pijackich awantur ani hucznych imprez. Mimo to mieszkańcy przeżywają gehennę. Jeden z lokatorów z byle powodu składa doniesienia na sąsiadów - do spółdzielni mieszkaniowej, Straży Miejskiej i na policję. Kobiecie, która wracała z siatkami z supermarketu, zagroził urzędem skarbowym. "Tam zbadają, za co wy tyle żarcia kupujecie!" - krzyczał na całe podwórko.

Pani Od Siatek mieszka w tym bloku od 1973 r. Odkąd pamięta, lokatorzy mieli z Konfliktowym kłopoty. - Wszędzie go pełno. Potrafi godzinami stać na podwórku. Wciąż coś fotografuje, zapisuje, nagrywa. Gdy ktoś mu zwróci uwagę, staje się agresywny. Sprowokowany takim zachowaniem człowiek powie coś przykrego, a wtedy on wyciąga z kieszeni magnetofon i z triumfującą miną woła: "Mam to nagrane, mam to nagrane!".
- Nie tylko nocą, ale i dniem zasuwamy zasłony w oknach, żeby nie widzieć jego gęby. W czasach PRL-u byłem niemowlakiem, ale mieszkając z Konfliktowym w jednym bloku, mogę sobie wyobrazić, co to znaczy mieć za sąsiada szpicla - mówi Pan Młodszy. Razem ze swoją przyjaciółką wprowadzili się tutaj sześć lat temu. Poprzedni właściciel mieszkania wspominał, że mogą mieć kłopoty z jednym z lokatorów, ale sądzili, że obchodząc tego człowieka z daleka, nie będą narażeni na szykany. - Niestety, pomyliliśmy się - wzdycha Pan Młodszy.
Pierwsza naraziła się Konfliktowemu Partnerka Pana Młodszego. Zaparkowała samochód w pobliżu przejścia dla pieszych. - Następnego dnia dostałam wezwanie do Straży Miejskiej. Strażnik powiedział, że ktoś doniósł, iż nie zachowałam przepisowej, piętnastometrowej odległości od pasów - opowiada. - Niniejszym pouczam panią, jak należy parkować - powiedział strażnik, a uśmiechając się dodał, że radzi mi, aby "dla świętego pokoju" "nie drażnić sąsiada" i parkować w innym miejscu.
Partnerka Pana Młodszego, jako osoba z natury pokojowo nastawiona do ludzi, zastosowała się do wskazówek strażnika. - Ale Konfliktowy najwyraźniej miał nas na celowniku, bo uprzykrzał nam życie w inny sposób. Gdy zapytałem, dlaczego nas tak gnębi, okazało się, że to ma być zemsta za to, iż raz zdarzyło mi się zostawić rower obok wjazdu do jego garażu. Na nic było tłumaczenie, że to przecież tylko rower, że mógł mnie zawołać, jeśli miał kłopot. Konfliktowy nie słuchał wyjaśnień. W kółko powtarzał: "Ja wam pokażę", "Ja was nauczę porządku". Każdy z mieszkańców bloku słyszy te formułki co najmniej raz w tygodniu - opowiada Pan Młodszy.
Oberwało się mu za to, że postanowił zachęcić sąsiadów do zainstalowania Internetu. - Powiesiłem na tablicy ogłoszeń karteczkę, aby zgłaszali się chętni. Następnego dnia karteczki nie było. Myślałem, że ktoś wziął do domu, aby odpisać mój numer telefonu. Powiesiłem następną. I znów to samo. Po kilku dniach jeden z sąsiadów powiedział mi, że karteczki usuwa Konfliktowy. Gdy kolejny raz powiesiłem kartkę, czatowałem na klatce, żeby się przekonać, czy sąsiad ma rację. Nie musiałem długo czekać. Przyłapanego na gorącym uczynku Konfliktowego grzecznie zapytałem, dlaczego to robi. A on: "Żeby mu niczego w bloku nie instalować, bo będą go podsłuchiwać". "Kto?" - zadałem kolejne pytanie. "Tacy jak wy". "Ale ja wam jeszcze pokażę" - odpowiedział wygrażając w powietrzu pięścią.
- I pokazał - kontynuuje Partnerka Pana Młodszego. - Pewnego wieczoru ktoś dzwoni do naszych drzwi. Otwieram. W progu stoi policjant. Pyta o nazwisko. Mówi: "Zgadza się", zerkając na trzymaną w ręce kartkę. "Pani nie dopełniła obowiązku meldunkowego. Poprzedni meldunek czasowy w tym lokalu skończył się pani trzy dni temu" - usłyszałam od policjanta. - A skąd pan o tym wie? - zapytałam przytomnie. - "Mieliśmy doniesienie" - odparł policjant i zasalutował.
- Jednak nie był to koniec sprawy. Po kilku dniach dostałam wezwanie na komisariat i wręczono mi upomnienie na piśmie. Policjanci, mówiąc, że takie zasady obowiązują w tym przypadku, uśmiechali się znacząco. Jeden z nich powiedział nam wprost, że oni też mają dość donosów Konfliktowego, ale nie mogą ich zlekceważyć, bo gnębi ich telefonami, pytając, czy interwencja została podjęta.
W tej samej sprawie funkcjonariusze zapukali także do innych mieszkań. W większości przypadków okazało się, że "niemeldowane" osoby były krewnymi mieszkańców bloku, do których przyjechały w odwiedziny.
Pan Barczysty, który uważa, że "ma największego pecha, bo sąsiaduje z Konfliktowym przez ścianę", też był wzywany, ale przez pracowników spółdzielni mieszkaniowej. - Odebrałem telefon od jednego z urzędników, który zapytał, dlaczego nie zgłosiłem, że mam w domu dodatkową osobę. Nie miałem pojęcia, o co chodzi. Urzędnik wyjaśnił mi, że sąsiad doniósł, iż słyszał w nocy płacz dziecka i żeby coś z tym zrobić, to znaczy spowodować, abym płacił więcej za wodę - relacjonuje wzburzony Pan Barczysty, wyjaśniając, że chodziło o wnuka, który był u niego zaledwie trzy dni.
Konfliktowy niejeden raz dokuczył Panu Barczystemu. Np., gdy ten remontował łazienkę, doniósł do spółdzielni, że sąsiad zza ściany robi "poważne remonty bez wymaganej zgody". - Ale ja, znając go, zabezpieczyłem się. Mam fotograficzną dokumentację każdego etapu remontu łazienki. Przedłożyłem to wszystko komisji ze spółdzielni mieszkaniowej, którą nasłał na mnie Konfliktowy. Podejrzewam, że wpadł w szał, gdy się dowiedział, że żadnych nieprawidłowości nie znaleźli - kończy swoją opowieść Pan Barczysty.
Pan z Naprzeciwka opowiada, jak kiedyś z innymi mieszkańcami klatki postanowił założyć kłódkę na skrzynkę z bezpiecznikami, gdyż co jakiś czas ktoś je kradł. Na szczęście Konfliktowy mieszka w innej klatce i nie musieli go pytać o zgodę. Jakiś czas po założeniu kłódki, wieczorem, Pan z Naprzeciwka usłyszał dzwonek do drzwi. - Drzwi otworzyła żona. W progu stał Konfliktowy i napierając na żonę, krzyczał: "Kto wam pozwolił kłódkę zakładać", "Patrzcie, jak się rządzą w tym bloku". Oburzony tym wtargnięciem, a jeszcze bardziej formą wypowiedzi i jego podniesionym głosem, powiedziałem coś w rodzaju "Zmykaj pan" i zamknąłem drzwi, wypychając go lekko barkiem. Następnego dnia miałem policję na karku, bo Konfliktowy poskarżył się stróżom prawa, że go rzekomo zrzuciłem ze schodów. Policjant wiedział, z kim ma do czynienia, więc kazał mu zrobić obdukcję. I na tym się skończyło. Ale żeby funkcjonariusze mogli zamknąć sprawę, musiałem zeznać, co się wydarzyło tego wieczoru. Straciłem na to kilka godzin - wspomina Pan z Naprzeciwka.
Konfliktowy nie dał za wygraną. Zły, że jego donos policja wrzuciła do kosza, postawił przyczepkę samochodową na miejscu dla inwalidów, które wcześniej zajmowała żona Pana z Naprzeciwka, inwalidka narządu ruchu. Gdy jej mąż próbował interweniować w spółdzielni mieszkaniowej, powiedziano mu, że Konfliktowy też jest inwalidą i że "przedłożył wymagane dokumenty".
- To terrorysta - mówi o Konfliktowym Pani Starsza. - Świadomie używam tego określenia, bo widzę, jakie są relacje tego pana z sąsiadami. Mnie daje spokój, bo kiedyś, przed laty, byłam we władzach naszej spółdzielni. A ten pan czuje respekt przed władzą, nawet jeśli ona jest, czy też była, jak w moim przypadku, iluzoryczna.
Pani Starsza mogłaby podać wiele przykładów tego, jak Konfliktowy dokucza sąsiadom. - Ten pan, niestety, ma również i tę wadę, że w każdej sprawie stawia swoje weto. Do dziś nie mogę mu darować tego, że przed laty nie zgodził się na wydzielenie z części podwórka placu zabaw dla dzieci, mimo że większość mieszkańców była "za". Z tego powodu moja córka została potrącona przez samochód. Na szczęście niegroźnie - opowiada Pani Starsza.
W pewnym momencie swego życia, podobnie jak kilku innych mieszkańców bloku, postanowiła zmienić mieszkanie, ale był to nieudany epizod i wróciła na stare śmieci. Aby przetrwać, mając za sąsiada Konfliktowego, stara się dystansować od jego poczynań. Nie ma z tym problemu, bo całe dnie spędza poza domem, angażując się w działalność na rzecz ludzi w swoim wieku, będących w gorszej kondycji zdrowotnej.
Pan Młodszy i jego Partnerka, a także Pani Od Siatek, z racji wykonywania tzw. wolnych zawodów, pracują głównie w domu. Partnerka Pana Młodszego w wolnych chwilach dokarmia ptaki. Pani Od Siatek lituje się nad bezdomnymi kotami. Podczas ubiegłorocznej, srogiej zimy Partnerka Pana Młodszego uratowała od śmierci gawrona i kosa. Naraziła się Konfliktowemu. "Wyrzucę to ścierwo, razem z wami wyrzucę" - wrzeszczał na całe podwórko. "Chcą nas zarazić ptasią grypą" - grzmiał do żony, ale tak, żeby słyszeli wszyscy mieszkańcy bloku.
Panią Od Siatek o mały włos nie pozbawiono członkostwa w spółdzielni mieszkaniowej. Zażądał tego Konfliktowy, gdy zobaczył, że jej córki karmiły na podwórku kotkę w zaawansowanej ciąży. - Uparł się, abym wyrzuciła kota z podwórka. Jako powód podał, że zbyt głośno miauczy, a poza tym "koty to smród i zaraza". Postawiłam się. Powiedział, że w takim razie "zostanę wyrzucona z mieszkania" i że to "zostało ustalone z prezesem", a jak się będę opierała, to "pod blok podjedzie ciężarówka, a moje bety zostaną wyrzucone przez okno" - relacjonuje Pani Od Siatek.
Twierdzi, że od tego czasu pod byle pretekstem przyjeżdżała do niej Straż Miejska, policja. W końcu opisała swoje perypetie w liście do komendanta miejskiego policji. W odpowiedzi komendant zapewnił Panią Od Siatek, że z Konfliktowym przeprowadzono rozmowę, podczas której "został pouczony o przestrzeganiu norm i zasad współżycia społecznego w miejscu zamieszkania, został również poinformowany o ewentualnych konsekwencjach prawnych wynikających z takiego postępowania". "Ponadto informuję, że w przypadku kolejnych tego typu incydentów wywołanych przez tego pana mogą państwo złożyć w tutejszym komisariacie zawiadomienie o wykroczeniu polegającym na "złośliwym niepokojeniu" (art. 107 kodeksu wykroczeń). "Sądzę, że podjęte przez nas działania przyczynią się do zapewnienia państwu normalnej egzystencji" - zakończył swój list komendant miejskiej policji.
- Przez pewien czas mieliśmy spokój, ale później znów się zaczęło: wystawanie pod oknami, demonstracyjne zapisywanie czegoś w notesie, nagrywanie, donosy. My z mężem mamy już tego sąsiedztwa dość. Zamierzamy się stąd wyprowadzić. Niedawno kupiliśmy gospodarstwo rolne pod Krakowem. Cieszę się, że będziemy teraz częściej obcować ze zwierzętami niż z ludźmi - zwierza się Pani Od Siatek.
- Ten pan lubi podkreślać, że wszędzie "ma chody". Podobno przed laty pełnił jakąś funkcję partyjną. Na pewno jest człowiekiem przydatnym dla prezesa spółdzielni. Niedawno dowiedziałam się, że podczas walnego zebrania spółdzielców został przedstawicielem mieszkańców kilku bloków, również naszego. Kto go wybrał? Zaufani ludzie prezesa, bo tylko tacy, niestety, przychodzą na walne zebrania - przedstawia swoje zdanie Pani Od Siatek.
Ona sama też była na kilku zebraniach. Raz odważyła się wystąpić z sensowną, jak się jej wydawało, propozycją, zresztą konsultowaną z innymi mieszkańcami bloku. Przedstawiając ją, powołała się na unijne przepisy. - Prezes, zamiast odnieść się do jej wniosku, powiedział: "Pani się wydaje, że jest Europejką, ale tu jest Polska". "Niestety, jeśli chodzi o naszą spółdzielnię, to wciąż ludowa" - odpowiedziałam, nie dając się zbić z pantałyku, ale w trosce o swoje zdrowie postanowiłam nie chodzić więcej na walne zebrania.
Prezes Spółdzielni "generalnie uważa, że to jest nalot na Konfliktowego i na spółdzielnię przy okazji również". - To prawda, że w tym bloku współżycie między sąsiadami nie układa się najlepiej. Jednak spółdzielnia nie ma prawa ingerować w konflikty sąsiedzkie. Próbujemy je zażegnywać wszelkimi dostępnymi metodami, ale w wielu przypadkach jesteśmy bezradni - obrusza się Prezes Spółdzielni.
Stanowczo zaprzecza, jakoby był zaprzyjaźniony z Konfliktowym. - Przychodzi czasem do mnie, zgłaszając różne problemy dotyczące naszej wspólnoty, np. związane z miejscami postojowymi czy pielęgnacją zieleni. Są one potem przedmiotem dyskusji. Jak trzeba, wydaję odpowiednie dyspozycje. Zdarza się, że pracownicy spółdzielni podejmują w tych sprawach interwencje.
- Ja im pokażę! - tak zaczyna rozmowę z dziennikarzem Konfliktowy. Ma na myśli, jak się okazuje, nie tylko swoich sąsiadów z bloku, ale również pracowników spółdzielni. Uważa, że zbyt opieszale reagują na jego słuszne wnioski. - Te obiboki z policji też nic nie robią. Całą listę dzikich lokatorów im dałem. Pani wie, ile oni wody zużywają? Nie będę płacił za wszystkich. Ja im pokażę. Ja ich nauczę porządku. Człowiek nie może wjechać do własnego garażu. Rowerami się rozbijają, psa mi płoszą. A ja mam opinię specjalistów, jakie prawa ma inwalida. Nikt tych moich praw nie respektuje. Jeszcze się oburzają, gdy im się zwróci uwagę.
Konfliktowy nie wie, czego od niego chcę. Nikogo nie szpieguje, na nikogo nie donosi. - A w ogóle niech mi pani da spokój, jestem starym, schorowanym człowiekiem, nie mam siły, żeby odpowiadać na pani słowne zaczepki - kończy rozmowę.
Pani Od Siatek, Pan Barczysty, Pan Młodszy ze swoją Partnerką, Pani Starsza, machają z rezygnacją ręką, słuchając sprawozdania z mojej rozmowy z Konfliktowym. - Ten człowiek już się nie zmieni. Został ukształtowany przez poprzedni system - wzdycha Pani Starsza. - Przypomnijcie sobie, z jakim zapałem przekonywał nas do stanu wojennego - wtrąca Pani Od Siatek. - Takim jak on Stanisław Bareja dedykował serial "Alternatywy 4". Ale życie, jak się okazuje, pisze lepsze, czy też bardziej tragikomiczne scenariusze - podsumowuje Młodszy.
Nazwiska bohaterów zostały zakamuflowane, ale zbieżność opisanych sytuacji i zdarzeń z rzeczywistością nie jest przypadkowa
Grażyna Starzak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski