Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wstyd mi

Redakcja
Dawno, dawno temu zdarzyło się w dziale miejskim Dziennika Polskiego, że zabrakło materiałów, by wypełnić kolumnę. Po prostu – dziura.

Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

Było już późno, nikt nie mógł nic sensownego wygrzebać nawet z zapasów gromadzonych na czarną godzinę "pod lampą”. Inicjatywą wykazał się kolega Antoni, jeden z późniejszych wiceprezesów "Jagiellonii”. Stworzył otóż piękną historyjkę o tym, jak to krakowskie gołębie będą wyłapywane, mordowane i przerabiane na konserwy, które zamówili w naszym kraju Japończycy.

Notatka była miniaturowa, ale szum, który powstał po jej opublikowaniu – ogromny. Informację podchwyciły inne gazety i radio, a ówczesny jego felietonista Jalu Kurek grzmiał, jak to nasze biedne polskie szare ptaszyny cieszyć będą zdegenerowane podniebienia wschodnich smakoszy.

Po jakimś czasie ukazało się sprostowanie "mylnej” informacji, ale nikt nie zwrócił na nie większej uwagi. Historyjka stała się historią, a gołąbki – rasową kaczką dziennikarską. Wszyscy śmiali się z tego, bo w końcu nikomu krzywda się nie stała – szare ptaszyny, nieświadome tego, co teoretycznie im grozi, beztrosko fruwały nad Krakowem i – z natury rzeczy – nie przyszło im do głowy, żeby zaskarżyć autora notatki o "naruszenie dóbr osobistych”. A poza tym wiadomo było wówczas, że prasa kłamie, więc jedno kłamstwo więcej nikogo specjalnie nie poruszyło.

Inaczej rzecz ma się z kaczką, a raczej dziennikarskim sępem, sprzed kilku tygodni, publikującym wykaz przekleństw dopuszczonych lub niedopuszczonych przez Kościół, która znaleźć się miała w liście pasterskim kard. Dziwisza. Lista zaczęła krążyć po Internecie, a komentarzom nie było końca. Ludzie nie mogli się nadziwić, że kardynał zajmuje się takimi problemami, zastanawiali się, dlaczego jedne przekleństwa zostały przez Kościół zaaprobowane, a inne nie i mówiąc wprost – obśmiewali całą sprawę. Katolicy byli zażenowani, a antyklerykałowie – usatysfakcjonowani.

W niedzielę okazało się jednak, że żadnego wykazu nie ma, a sprawie przekleństw poświęcony jest w liście jeden akapit, któremu nikt nie może odmówić racji. Słów kardynała wszyscy słuchali z wyjątkową uwagą – to efekt uboczny, jaki osiągnęła autorka tej sensacyjnej "informacji”.

A mnie jest za nią po prostu wstyd.W imieniu wszystkich dziennikarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski