Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma

JBA
Zdjęcie przedstawia Pawła, w tle XVIII-wieczny anglikański kościół w Horncastel przy Spilsby Road. Fot. Z archiwum Pawła Serafina
Zdjęcie przedstawia Pawła, w tle XVIII-wieczny anglikański kościół w Horncastel przy Spilsby Road. Fot. Z archiwum Pawła Serafina
RELACJA. Fucha traktorzysty na angielskiej farmie ominęła Pawła Serafina, ponieważ Anglicy odwołali wyjazd. Jednak nie upłynął miesiąc, kiedy angielski farmer zadzwonił do Pawła z przeprosinami za tamten odwołany wyjazd i zaproponował mu pracę.

Zdjęcie przedstawia Pawła, w tle XVIII-wieczny anglikański kościół w Horncastel przy Spilsby Road. Fot. Z archiwum Pawła Serafina

Wielka Brytania - dwa różne światy

Ku zadowoleniu chłopaka tym razem nie było mowy o jeździe traktorem. - Zgodziłem się bez wahania - mówi absolwent Akademii Rolniczej w Krakowie.
Dotąd, poprzez uczelniane biuro praktyk studenckich, Paweł wyjeżdżał podczas wakacji do różnych krajów Europy, aby podreperować swój studencki budżet. Na kilka miesięcy przed ukończeniem studiów znowu zadecydował o wakacyjnym wyjeździe za granicę. Tym razem miała to być Szwajcaria, przez pomyłkę trafił jednak do Anglii. - Pracowałem już w Anglii, Niemczech i Francji. Tym razem chciałem wybrać Szwajcarię. Jak się okazało, składając aplikację, pomyliłem teczki, w które wkładało się podania i zapisałem się na wyjazd do Anglii, jako traktorzysta. Kiedy się o tym dowiedziałem, omal nie dostałem zawału. Nigdy nie jeździłem takimi sprzętami - wspomina.
Fucha traktorzysty na angielskiej farmie ominęła Pawła, ponieważ Anglicy odwołali wyjazd. Było mu to nawet na rękę i na jakiś czas dał sobie spokój z wszelkimi wyjazdami. Nie upłynął miesiąc, kiedy angielski farmer zadzwonił do Pawła z przeprosinami za tamten odwołany wyjazd i zaproponował mu pracę. Ku zadowoleniu chłopaka tym razem nie było mowy o jeździe traktorem. - Zgodziłem się, z tym, że cały czas traktowałem to jako wyjazd na 3 miesiące, nie dłużej - mówi Paweł. - Miałem dosyć dużo odwagi, ponieważ mojego pierwszego razu w Anglii, kiedy pojechałem na zbiór truskawek, nie wspominam zbyt dobrze - zwierza się.
Rozpoczął pracę na farmie, znajdującej się w okolicach miejscowości Chester, w hrabstwie Cheshiree, gdzie do głównych jego zajęć należało mycie pomieszczeń i malowanie budynków. Wykonywał najmniej odpowiedzialne zadania, ale nie dlatego, że był Polakiem, po prostu nie miał pojęcia o pracy na farmie i musiał się wiele nauczyć. - W Chester nigdy nie dano mi odczuć tego, że przyjechałem ze wschodu na zarobek. Trafiłem naprawdę w dobre miejsce. Anglicy, z którymi pracowałem, to ludzie uśmiechnięci, mili, życzliwi. Zawsze mogłem na nich liczyć, zawozili mnie na zakupy, do kina czy do pubu. Owszem, było to miłe, ale czasami to ich zachowanie przybierało cechy altruizmu i stawało się męczące. Najbardziej żenująca była pomoc jednej z Angielek, która zajęła się zakładaniem mojego konta bankowego, tak jakbym nie mógł zrobić tego sam - wspomina.
Dwa tygodnie przed zakończeniem kontraktu zaproponowano Pawłowi kolejne 3 miesiące i tak jego pobyt się wydłużał. Był przekonany, że wróci do kraju i swój wolny czas przeznaczył głównie na zwiedzenie. Chciał jak najwięcej zobaczyć zanim podejmie stałą pracę w Polsce. Nie spodziewał się, że po kolejnych 3 miesiącach będzie musiał znowu wybierać między Anglią, a Polską. Tym razem była to propozycja przeniesienia go na inną farmę. - Decyzja nie była łatwa. Długo rozważałem wszelkie za i przeciw - mówi Paweł. - Powiedziałem "tak" Anglii, dlatego że byłem niezależny. Byłem i nadal jestem dumny, z tego, że nie mam wiele, ale to, co mam, zawdzięczam tylko sobie i swojej pracy. Poza tym nie wiedziałem wtedy i chyba nadal nie wiem, czy chcę żyć i pracować w Polsce. Jest takie coś, jak lęk przed powrotem do "matecznika" - wyznaje.
Paweł wyjechał do pracy do Edlington w hrabstwie Lincolshire. Farma w Edlington to dla Pawła ważny rozdział życia, bogaty w różnorodne doświadczenia związane z jego integracją z nowym otoczeniem. - Edlington to dla mnie szkoła życia, a zarazem niespodzianka, nie myślałem, że tam zostanę - mówi Paweł. - Kiedy przyjechałem, miejsce to zrobiło na mnie koszmarne wrażenie, dlaczego, nie wiem, może dlatego, że był to listopad i nad całym terenem wisiała mgła, dokładnie tak, jak nade mną krążyła myśl o tym, czy na pewno podjąłem dobrą decyzję. Trudne Edlington, tak nazywam okres, kiedy zacząłem pracę w nowej farmie.
Paweł nie tylko musiał zmierzyć się ze specyficznym akcentem mieszkańców tej okolicy, który niejednokrotnie zamieniał ich wypowiedzi w niezrozumiały bełkot, ale też nastawienie Brytyjczyków do Polaka różniło się od tego, z jakim spotkał się na poprzedniej farmie. - Zdecydowanie byłem wykorzystywany w pracy i traktowany jak powietrze - mówi z niechęcią. - Anglicy unikali ze mną rozmów, a ja wykonywałem po prostu swoje obowiązki i zbytnio się tym nie przejmowałem. Byłem właściwie bezradny wobec takiego ich podejścia do mnie. Przypominałem sobie, jak w Chester na mój przyjazd Anglicy zrobili przyjęcie powitalne. Nie mogłem się nadziwić, jak różni są ludzie.
Stosunek do Pawła powoli zaczął się zmieniać. - Wszyscy w pracy zachowywali się tak, jakby się do mnie przekonywali. Zarzucali mnie pytaniami, z czego nieraz wywiązywała się długa rozmowa. Chyba mnie lubią, pomyślałem. Sytuacja radykalnie się zmieniła, kiedy odszedł nasz stary menadżer i jeden z pracowników przejął jego funkcję. W wyniku tej zmiany nastąpiły dalsze przesunięcia na stanowiskach i dzięki temu awansowałem - dodaje.
Paweł odpowiada za leczenie zwierząt i ich selekcję pod względem walorów rozpłodowych. Na warunki pracy nie narzeka. Nie ukrywa też, że chciałby zarabiać 5 tysięcy funtów na miesiąc, ale z drugiej strony zastanawia się, po co. Te 1300 funtów, który dostaje, pozwala mu na normalne życie. Paweł nie oszczędza, bo nie ma na to ochoty. Pracuje od poniedziałku do czwartku po 8 godzin, w piątek 7, a co drugi weekend tylko 3 godziny. Wolny czas spędza ostatnio na kursie malarstwa artystycznego, woli to niż telewizor.
Więcej czasu spędza w towarzystwie Anglików. - Polacy w Anglii mają najgorszą opinię - twierdzi. - Kiedyś byłem w "Tesco" na zakupach i zupełnie przez przypadek podsłuchałem rozmowę dwóch Polaków. Mieli nowego współlokatora, Polaka, jak wynikało z rozmowy nie znali go wcześniej. Zastanawiali się nad tym, czy ich czasem ten nowy nie okradnie - mówi. - Pierwszy kontakt z Polakami miałem dopiero w Lincoln. Gdybym się sam do nich nie odezwał, to nie licząc "dzień dobry" i "do zobaczenia jutro", nie usłyszałbym wiele więcej. Spotkałem też takich, którzy za granicą obrośli w pióra, a swoje pojęcie o życiu spłycili do bezsensownej gadaniny w stylu "mam drogiego forda" albo "nie jadam nic, co kosztuje mniej niż 1 funta" - opowiada z zażenowaniem.
Paweł, choć Anglików ceni sobie najbardziej, twierdzi, że to istoty niewiedzące albo prawie nic niewiedzące o świecie. - Ich poziom inteligencji jest czasami bardzo zabawny. Jeden z moich szefów wyjeżdżał jednego razu na wakacje do Turcji, trochę był przerażony, bo nie wiedział czy sobie tam poradzi, nie znając tureckiego. Przyszedł mnie zapytać, czy aby turecki nie jest czasem podobny do polskiego, a jeśli tak, to żebym go nauczył kilka słów - opowiada. - Miałem też taką zabawną sytuację w pracy, kiedy jeden z pracowników zwolnił się i na jego miejsce przyjęli nowego, Polaka. Wtedy szef przyszedł do mnie i pokazał mi kartkę z jego imieniem i nazwiskiem. Był bardzo zawiedziony, że go nie znam.
Z poziomem kultury osobistej Anglików, z którymi Polak pracuje, łączy go niewiele, ale jak twierdzi nie chce nikogo oceniać i generalizować. - To wyluzowani ludzie i nie ma tu mowy o jakiś twardych zasadach, bekanie przy stole to normalka, słownictwo niezbyt kwieciste, bo jedno słowo f... góruje nad innymi, pełniąc rolę przecinka. W Anglii f... jest wszystko, od herbaty do królowej - stwierdza Paweł. - Ale czy u nas w Polsce jest lepiej, czy słowo k... nie jest przecinkiem, a wiedza na temat otaczającej nas rzeczywistości jest niewielka i zamyka się w dużym procencie na tym, co powiedziała czy zrobiła Doda? Nie oceniam nikogo i nie twierdzę, że Polska jest wspaniała, a Anglia do bani, czy odwrotnie. Prawdą jest, że wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma.
ANNA GRZYBACZ, JBA

Informacje ważne i praktyczne

- Od 1 kwietnia br., zaostrzono warunki, jakie trzeba spełnić, planując podjęcie zatrudnienia przez pracowników zagranicznych spoza EOG w Wielkiej Brytanii. Program ma na celu zapewnienie pierwszeństwa ubiegania się o pracę pracownikom krajowym. Według nowych zasad wprowadzono m.in. obowiązek wcześniejszego zamieszczania przez pracodawców informacji o wolnych miejscach pracy via centra ds. zatrudnienia (JobCentre Plus) dla pracowników krajowych, zanim powstanie możliwość sprowadzenia pracownika zza granicy.
- Z opublikowanego przez urząd statystyczny ONS raportu ("Population Trends 135 - Spring 2009") wynika, że w latach 2004-2007 w Wielkiej Brytanii osiedliło się ponad milion obcokrajowców, a Polacy, po osobach pochodzenia hinduskiego i Irlandczykach, stali się trzecią co do wielkości grupą etniczną na Wyspach.
- Jak podaje Home Office, łączna liczba zarejestrowanych w programie Worker Registration Scheme pracowników z Polski w okresie od początku maja 2004 roku oraz końca grudnia 2008 roku wyniosła 613 tysięcy, co stanowiło 66 procent ogółu zarejestrowanych pracowników z nowych państw UE, przy czym w IV kwartale 2008 roku. zarejestrowano o ok. 20 tys. obywateli polskich mniej niż w IV kwartale 2007 roku i ok. 9 tys. mniej niż w III kwartale 2008 roku. W całym ubiegłym roku zarejestrowano ponad 48 tys. pracowników z Polski mniej niż w roku 2007 i ponad 60 tys. mniej niż w roku 2006.
- 1 kwietnia 2009 r. weszły w życie przepisy, które umożliwiają brytyjskiej policji oraz inspektorom Inspekcji Drogowej (Vehicle and Operator Services Agency) nakładanie wysokich mandatów drogowych na kierowców samochodów zarejestrowanych za granicą. Mandaty za najcięższe uchybienia przepisom drogowym sięgają teraz 900 GBP (przykładowo, mandat za niezachowanie bezpiecznej odległości między będącymi w ruchu pojazdami wynosi 200 GBP). W przypadku, gdy kierujący pojazdem nie będzie w stanie uiścić mandatu ze względu na brak środków pieniężnych (gotówka bądź karta kredytowa), pojazd zostanie zatrzymany, co będzie się wiązało z poniesieniem dodatkowych opłat za jego zwolnienie (80 GBP) oraz opłatą parkingową. Nowe przepisy, w zamierzeniu ich twórców, mają zmniejszyć liczbę wypadków powodowanych przez kierowców zagranicznych samochodów ciężarowych (kontrole będą dotyczyły m.in. przestrzegania limitów czasu pracy kierowców oraz dopuszczalnych limitów ładowności pojazdów).
- Aktualne informacje Wydziału Ekonomicznego o zmianie przepisów i inne praktyczne informacje dla Polaków znajdują się na stronie internetowej Ambasady RP w Londynie pod zakładką Informacje Ekonomiczne. (JBA)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski