- Powieści historyczne Kraszewskiego, Bunscha, Gołubiewa, czy profesora Krawczuka cieszą się wśród czytelników w starszym wieku ogromnym powodzeniem. Czy podobnie jest z Pana opowieściami o postaciach, które - dobrze bądź źle - zapisały się w naszej historii?
- Już po wydaniu pierwszej książki o żonach prezydentów II RP, zatytułowanej „Pierwsze damy Rzeczpospolitej”, zacząłem otrzymywać listy od ludzi starszych, często zresztą pamiętających tamte czasy. Na spotkaniach autorskich licznie pojawiali się seniorzy i bynajmniej nie byli ich biernymi uczestnikami. Zdarzało się nawet, że podejmowane wówczas rozmowy znajdowały ciąg dalszy. Dzięki tym spotkaniom udało mi się wiele dowiedzieć, a takie osoby, jak na przykład córka wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego, okazały się nieocenionym źródłem informacji.
- Czy udało się tę wiedzę wykorzystać?
- Na pewno będzie pomocna w przygotowaniu kolejnego, poszerzonego wydania tej książki. Planuję też napisać opowieść o premierowych okresu międzywojnia, więc skrzętnie gromadzę informacje o tamtych czasach.
- Nie wszystkie jednak Pana opowieści historyczne dotyczą czasów, z którymi starsi czytelnicy mogą się identyfikować. No cóż, średniowiecze, renesans, to jednak odległe epoki. Czy i one interesują seniorów?
- Okresu międzywojnia dotyczyła jeszcze jedna moja opowieść „Upadłe damy Rzeczpospolitej” - o słynnych procesach, w których oskarżane były kobiety. Ta książka również spotkała się z żywą reakcją starszych czytelników, w tym potomka jednej z oskarżonych, który przedstawił mi swoją wersję wydarzeń.
Zastanawiałem się nad przyczyną zainteresowania oboma tytułami i doszedłem do wniosku, że w człowieku tkwi potrzeba, aby nieodległą historię poznawać przez pryzmat własnych doświadczeń. I jeszcze jedno: z tysiąca ludzi wiedza o 999 wyparuje. Nie wątpię, że starsi czytelnicy też mieli interesujące doświadczenia, w pewien sposób - jak my wszyscy - tworzyli historię, ale jeśli nie byli ludźmi „pierwszej linii”, dopiero dzięki lekturze opowieści z czasów ich młodości czują swoje zakotwiczenie w historii. I mają okazję, by własny element tej historii utrwalić i powtórzyć kolejnym pokoleniom.
- Nie znajdą go jednak w opowieściach z czasów średniowiecza, na przykład w wydanych przez Znak „Żelaznych damach”, które trafiły właśnie na księgarskie półki.
- Głód przystępnie podanej wiedzy historycznej jest ogromny. Warto przypominać to, co w naszej historii jest ważne. A ponieważ polska nauka wciąż odkrywa nowe fakty, formułuje ciekawe hipotezy, trzeba tę wiedzę upowszechniać w atrakcyjny sposób. Poważne prace naukowe kierowane są do nielicznych, ale dziejami ojczyzny interesuje się przecież wiele osób. Ja dla tego przekazu wybrałem formę opowieści historycznej z bohaterem, z emocjami. Wybrałem najbardziej wiarygodną wersję wydarzeń, taką, która nie upraszcza, nie czyści historii.
- Wersję z bohaterkami w roli głównej. Dlaczego dostajemy serię książek o damach?
- Umieściłem kobiety na pierwszym planie, gdyż długo je marginalizowano. Jako czytelnik prac historycznych odnosiłem wrażenie, że są tylko dodatkiem do swych ważnych mężów. Tymczasem dokumenty wskazują, że w wielu przypadkach to żony królów i książąt były motorem działań, które zapisały się w historii.
- Jedna z bohaterek „Żelaznych dam”, Dobrawa, w podręcznikach historii przedstawiana jest jako ta, która przybyła z Czech, by przynieść na ziemie polskie chrześcijaństwo.
- No właśnie, a raczej wyszła za Mieszka, gdyż jej ojciec Bolesław Okrutny - książę wielkich wówczas Czech - potrzebował niewolników, których sprzedawał na zachód Europy, a czeskie zasoby już wytransferował. Chrzest Polski to była dodatkowa, odłożona w czasie, zasługa małżonki Mieszka. Dobrawa nie tyle obudziła w mężu miłość do Boga, co rozbudziła w nim strach wobec jego siły.
- Chce Pan odbrązawiać historię?
- Przede wszystkim pragnę odbrązowić postacie historyczne, gdyż najgorsze to robić z ludzi postumenty. Na przykład Chrobry funkcjonuje w powszechnej świadomości, jako dzielny bohater, a tak naprawdę był rubasznym wodzem, który korzystał z podpowiedzi swojej wiernej żony i łatwo ulegał jej urokowi. Naszych książąt i królów znamy wyłącznie jako tych, którzy działali na rzecz potęgi państwa. A przecież byli oni beneficjentami wojny plemion, o co walczyli bez pardonu ogniem i mieczem. W wyniku prób ekspansji jedne plemiona mogły się rozwijać, inne ginęły. Im się udało.
- Czy kobiety tamtych czasów bywały równie okrutne, jak mężczyźni?
- Okrutne, wyrachowane i inteligentne. W przypadku żon Mieszka: Dobrawy i Ody oraz Emnildy, żony Bolesława Chrobrego, możemy pokusić się o stwierdzenie, że były zdolnymi strategami, dbającymi o przyszłość swego potomstwa. Źródła historyczne pokazują, że były również inspiratorkami wypraw wojennych i decyzji mężów. Niektóre kobiety polskich władców są poza tym postaciami u nas prawie nieznanymi, jak pożądana przez Chrobrego kijowska księżniczka Przedsława, niezwykle wpływowa osoba swej epoki. Nie chciałbym zbyt wiele zdradzać, gdyż „Żelazne damy” będą miały kontynuację.
- Autor opowieści o średniowieczu musi być chyba detektywem...
- Średniowiecze jest trudną epoką: niewiele źródeł, brak materialnych dowodów życia najdawniejszych władców, choć archeologowie odkopują właśnie ślady najstarszych budowli. Trudniej więc, niż to miało miejsce w przypadku „Dam Złotego Wieku” opowiadających między innymi o czasach królowej Bony, rozbudzać wyobraźnię czytelnika. Dlatego - nie mogąc przesądzać o biegu wydarzeń - podsuwam najbardziej prawdopodobne hipotezy, stawiam pytania i pozwalam czytelnikowi wybierać tę, która najbardziej go przekonuje.
- Niewiele w „Żelaznych damach” Krakowa.
- Obiecuję, że w drugiej części Kraków zyska na znaczeniu. Zgodnie z prawdą historyczną, tuż przed rozbiorem dzielnicowym. Początki państwowości wiążą się z Wielkopolską i wpływami głównie żywiołu niemieckiego.
- Czy kierują Panem ambicje edukacyjne?
- Przede wszystkim chcę opowiadać o tym, co jest nam bliskie. Staram się poznać i zrozumieć to, co się działo w odległych czasach, a potem to - w miarę swoich możliwości - fajnie opowiedzieć. Chciałbym w przeciągu kilkunastu lat opowiedzieć pełną historię Polski widzianą przez pryzmat dokonań żon, matek i nałożnic naszych królów, książąt oraz polityków.
- Pana opowieści przeobrażają się niekiedy w reportaże historyczne, jak było to w przypadku kolei życia Bony, gdy czytelnik odwiedzał wraz z autorem nie tylko wawelskie komnaty, ale i pałace w Neapolu i Bari, gdzie Bona Sforza spędziła młodość i ostatnie lata życia. To znacząco podnosi ich atrakcyjność.
- Preferuję taką formę narracji i na pewno pojawi się ona w kontynuacji „Żelaznych dam”, gdyż późne średniowiecze zaczyna obfitować w pamiątki po władczyniach. O historii należy opowiadać w atrakcyjny sposób, a cóż bardziej nie działa na wyobraźnię, jak wizyta w pałacu zamieszkiwanym kiedyś przez postacie historyczne, jak pokazanie dokumentów podpisanych ich ręką.
- Myślenie o historii, i w ogóle o przeszłości, jest szczególnie bliskie ludziom starszym. Może dlatego sięgają po Pana książki.
- Mam wrażenie, że każdy człowiek potrzebuje w procesie dziejowym znaleźć sens. Poza tym historia może wiele nauczyć, a to doceniają właśnie ludzie dojrzali. Im człowiek starszy, tym częściej myśli, czy coś po sobie zostawi. To uprawniona refleksja, gdyż wszyscy, na swój sposób, piszemy historię.