18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkie dzieci pani Kasi

MAJKA LISIŃSKA-KOZIOŁ
Katarzyna Hrynkiewicz FOT. WOJCIECH POPIS
Katarzyna Hrynkiewicz FOT. WOJCIECH POPIS
Jej świat to muzyka. Tata hm. Stanisław Spólnik, wieloletni komendant hufca ZHP Kraków Podgórze, i mama Bogumiła, nauczycielka muzyki, absolwentka Akademii Muzycznej w Krakowie, mają w tym swój udział. No i Zespół Pieśni i Tańca Małe Słowianki, w którym Katarzyna Hrynkiewicz tańczyła przez 12 lat. - Miałam szczęście do ludzi i zawsze ciągnęło mnie do muzyki. Na scenę chyba też.

Katarzyna Hrynkiewicz FOT. WOJCIECH POPIS

Pracując z niewidomymi uczniami nabrała dystanu, więc swoje małe problemy ocenia z właściwej perspektywy. To oni przekonują ją każdego dnia, że wszystko jest możliwe, uczą zachłanności na życie, zawziętości, zapału.

Na studia poszła do Wyższej Szkoły Pedagogicznej (dziś UP). Wybrała nauczanie początkowe. Równocześnie skończyła Państwową Szkołę Muzyczną II stopnia im. W. Żeleńskiego w Krakowie i zdobyła dyplom z rytmiki. Przez czas studiów była akompaniatorką w klubie Pod Jaszczurami - Zbigniew Książek prowadził program "Śpiewać każdy może"; to tam prezentowała swoje pierwsze kompozycje. Podobały się. Wystąpiła na Festiwalu Piosenki Studenckiej. - Kiedyś aktorka Magdalena Cielecka poprosiła mnie o napisanie piosenki na spotkania zamkowe w Olsztynie, które odbywały się pod hasłem "Śpiewajmy poezję". Pojechałyśmy razem i znalazłyśmy się w gronie laureatów. Uświadomiłam sobie, że taki rodzaj muzyki najbardziej mi odpowiada.

Ale studia się skończyły i trzeba było poszukać stałego zajęcia. Uczyła muzyki w Olkuszu, aż dowiedziała się, że potrzebna jest nauczycielka rytmiki w szkole dla dzieci niewidomych i słabowidzących przy Tynieckiej w Krakowie.

- To było nowe wyzwanie. Nigdy nie miałam do czynienia z dziećmi niewidomymi. Pytałam sama siebie, czy dam radę. Czy potrafię od takich dzieci wymagać? Czy przypadkiem nie będę się nad nimi litować? Aż w końcu pomyślałam: "Za dużo kombinujesz, Kaśka. Po prostu je pokochasz, a wtedy uda ci się wszystko".

Dyrektor Mieczysław Kozłowski dał jej etat. A że każdy nauczyciel w szkole dla niewidomych musi skończyć kursy lub studia podyplomowe, które uprawniają go do uczenia w takiej placówce, no to Katarzyna Hrynkiewicz zaliczyła tyflopedagogikę i oligofrenopedagogikę. Zresztą wciąż się uczy, a kursów i szkoleń ma na swoim koncie bez liku. Razem z odznaczeniami przyznanymi jej przez rozmaite władze będzie tego półtorej strony maszynopisu.

Swój pierwszy dzień w szkole pamięta, jakby to było wczoraj, choć od tamtej pory minęły już prawie 24 lata. W niewielkiej pracowni muzycznej czekało na nią kilkoro dzieci. - Miałam swoje pianino, płytotekę, jakiś odtwarzacz kaset. Już po paru godzinach przekonałam się, że w tej szkole jest jak w każdej innej. Tylko że fajniej.

No i dużo się mówi. Bo dzieciom, które nie widzą świata, trzeba opowiadać, że własnie otwiera się szafę i wyjmuje instrument, a za chwilę podejdzie się do okna, zajrzy do nut... - I trzeba się do nich zwracać normalnie. Tak jak mówię do pani; gdy chcę pokazać któremuś jakiś przedmiot, zapraszam: chodź i zobacz... A moje dzieci przychodzą i patrzą. Palcami badają kształty, rozmiary, gładkość powierzchni. Klasyfikują świat wedle zapachu, porządkują go słuchem. Stukot obcasów na szkolnym korytarzu zdradza im, że to moje kroki; "Dzień dobry pani Kasiu"- mówią, gdy się mijamy. Kiedyś mnie to dziwiło. Dziś wiem, że to jest ich sposób na oswajanie życia. I zawsze jestem po ich stronie.

Z początku myślała, że twarze osób niewidomych są jak maski, bez emocji. Utarło się przecież powiedzenie, że oczy są zwierciadłem duszy. Tylko jak zajrzeć w duszę komuś, kto nie widzi? - Tymczasem moje dzieci reagują na drugiego człowieka tak jak każdy z nas, widzących. I emocji jest w tych reakcjach aż nadto. Proszę sprawdzić, ile gestów wykonuje niewidomy uczeń w szkolnej ławce. Dotyka dłońmi blatu, porusza głową, pochyla się, to znów prostuje. W ten sposób uwalnia energię, która się w nim kłębi. Widzący uwalnia jąm spoglądając to tu, to tam.
Ktoś, kto nie widzi od urodzenia, na ogół nie narzeka. I nawet nie czuje się niepełnosprawny. - Jeden z uczniów w takiej sytuacji powiedział mi, że nie potrzebuje oczu; bo przecież widzi, tylko inaczej, a świat jest wobec niego przyjazny.

Dzieci, które nie widzą od urodzenia, mogą przychodzić do ośrodka na Tyniecką na tzw. wczesną interwencję. Ich rodzice uczą się , jak żyć obok swoich pociech i jak je przygotować do samodzielności. - Nasze dzieci, i te najmłodsze, i te starsze, oprócz normalnej nauki mają zajęcia w szkole muzycznej I stopnia. Grają na różnych instrumentach, maja rytmikę, tańczą, śpiewają w chórze albo w zespole wokalno- instrumentalnym.

Pierwszy taki zespół Katarzyna Hrynkiewicz założyła w 1993 roku. Nazywał się Dzieci Pani Kasi. To było zaraz po tym, jak wystawiła z uczniami jasełka. Opracowała i zaaranżowała kolędy, napisała kilka swoich, wyznaczyła dzieciom role - i spodobało się. Przez trzy lata młodzi artyści zdobyli wiele nagród; wszystko jest w kronice. I to, jak dostali Złotą Nutkę w programie "Tęczowy Music Box", i to jak wygrali festiwal pt. "Widzieć muzyką", w którym prezentowali się wykonawcy niewidomi. - Jak widzi się muzyką? - pytam. Okazuje się, że oczy są tu zupełnie niepotrzebne. Dzięki melodii, która wypływa z serca, niewidomy może dzielić się ze światem swoimi radościami i swoim cierpieniem. Za pośrednictwem muzyki może odbierać to, co przekazują mu inni ludzie. Choćby ich wcale nie widział. Ot, takie porozumienie dusz.

Po kilku latach dzieci pani Kasi podrosły i zmieniły nazwę zespołu na Trochę Starsi. Znów wygrywali festiwale, zdobywali laury i nagrody. Aż w 2003 r powstała Nadzieja. Złożona z uczniów i absolwentów szkoły. Nadziei poświęcono w kronice wypełnione maczkiem strony, na których roi się od nagród i wyróżnień. Zespół zdobył Wielką Buławę Lajkonika podczas festiwalu Kocham Kraków z Wzajemnością. - Naszym najcenniejszym osiągnięciem było wygranie konkursu dla osób niepełnosprawnych "Bez barier" ,który zorganizowano przy 39. Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie. Oceniało nas profesjonalne jury pod przewodnictwem Jana Poprawy i profesjonalnie nas chwaliło, a dziennikarze pisali o Nadziei w gazetach. Było miło.

Ale najwięcej emocji dostarczył im Ogólnopolski Festiwal Piosenki Religijnej w Kielcach. Najpierw sito eliminacji, a potem oczekiwanie na werdykt. - Nie było nas wśród wyróżnionych ani na żadnym z trzech miejsc. I wtedy przewodniczący jury ogłosił: Grand Prix przypadło zespołowi Nadzieja. Trzeba było usłyszeć ten pisk, te okrzyki radości. A ja miałam chyba ze 300 ciśnienia.

Nadzieja nagrała płytę "Lepszy czas", a Studio Piosenki, zespół, który Kasia prowadzi dziś w gimnazjum - płytę "Wygrajmy razem". - Cieszę się, że to się udało, bo coś mi po nich zostanie, gdy pójdą w świat, i mniej będę za nimi tęsknić.

Wspomnień i tak im nikt nie zabierze. Na jednym z festiwali Piostur w Andrychowie ktoś napisał: "Podczas ich występów zauważa się, jak ludzie ukradkiem wycierają oczy ze wzruszenia. A może to przez ten dziwny wiatr, który na Piosturowej sali wywołują latające podczas ich śpiewu Anioły?". - Pięknie, prawda? Choć dla mnie osobiście ważniejsze jest chyba jednak to, że dzięki tym moim dzieciom przestałam się bać. One nauczyły mnie zachowywania dystansu do tego, co mi się przydarza. Moje problemy oceniam z właściwej perspektywy. Bo czymże one są wobec nieszczęścia, które spadło na nie? Moje dzieci uczą mnie każdego dnia, że wszystko jest możliwe, uczą zachłanności na życie i zapału. Mimo wszystko.
Tak jak na przykład Monika i Renata, już absolwentki ośrodka. - Proszę sobie wyobrazić dwie szesnastolatki, które mniej więcej w tym samym czasie dowiadują się, że stwierdzono u nich zanik nerwu wzrokowego. A to oznacza, że stracą wzrok. I że jest to tylko kwestia czasu.

Te dwie dziewczyny trafiły na Tyniecką w wieku, kiedy człowiek decyduje o swoim życiu, kiedy wygląd jest ważny, liczy się strój i makijaż i to, jaki chłopak wart jest zachodu. - Renata i Monika zadawały mi wiele pytań, na które nie było łatwych odpowiedzi. Chodziłam z nimi po kosmetyki, poprawiałam makijaż, tłumaczyłam, jak wygląda spódnica. Nigdy nie sądziłam, że tak trudno opowiedzieć komuś o spódnicy; gdzie ma marszczenia, czy pogrubia w biodrach, czy pasuje do botków. To była dla mnie lekcja życia. I dla nich także. Odrabiałyśmy ją wspólnie.

Kasia mówi, że osoby takie jak Renata i Monika, które tak wiele tracą, muszą dostać coś, co wyrówna im tę stratę. Coś, w czym są dobre i co nada sens ich życiu. Tym podarunkiem od losu może być muzyka. Występy, próby, nagrody. To pozwala uwierzyć w siebie. Ale przecież żeby występ się udał, trzeba się postarać i zadbać o najdrobniejszy szczegół. - Dlatego ważne są próby. Nie tylko te śpiewane, ale i te o charakterze topograficznym. Czy pani wie, jak trudno jest niewidomemu poruszać się po scenie, gdy jej krawędź jest o krok, a zejście po stromych schodach bez poręczy to niemal kaskaderka?

Na zwykłym koncercie akompaniator na ogół skupia się tylko na muzyce. Katarzyna Hrynkiewicz musi swoim niewidomym dzieciom precyzyjnie opowiedzieć, gdzie leży jaki kabel i gdzie stoi statyw. - Dziś wiem też, że niewidomy wokalista nie powinien śpiewać z mikrofonem w dłoni, bo często zatraca na scenie kierunki i odwraca się bokiem do widowni, zamiast trzymać tzw. przód. Muszę moich artystów ubrać na scenę i zadbać o lekki makijaż, bo tego wymaga światło sceniczne. Tego nauczyłam się przez lata na Tynieckiej. I jeszczsze wyławiania talentów.

Te "wyłowione skarby"na ogół mają słuch absolutny i nieziemską pamięć muzyczną; grają ze słuchu. Trudno przecież by było czytać nuty Braille'em i jednocześnie naciskać klawisze. Taki skarb to na przykład Grzegorz Dowgiałło; trafił do podstawowej szkoły przy Tynieckiej jako dziecko niewidome i zamknięte w sobie. Wiele lat trwało, zanim stał się takim człowiekiem, jakim jest dziś, ale warto było czekać. - To jeden z największych talentów, z jakimi spotkałam się w życiu. Podobnie jak Piotr Tarasewicz oraz Łukasz Żelechowski. Znam ich wszystkich trzech od dziecka, to po prostu genialni muzycy.

Dowgiałło skończył szkołę muzyczną I stopnia, a potem Krakowską Szkołę Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Był najwybitniejszym pianistą jazzowym na swoim roku. Teraz jest studentem AM w Krakowie na wydziale fortepianu jazzowego. Jego śpiew i jego gra topią serca słuchaczy. Taki polski Stevie Wonder. Tyle że nieśmiały i mało przebojowy. Mając dobrego menedżera, mógłby zawojować świat.
Piotr Tarasewicz , dziś już dorosły mężczyzna, całe życie spędził przy Tynieckiej. Pracuje teraz w tym ośrodku jako stroiciel. Jest fantastycznym pianistą, organistą i kompozytorem. Łukasz Żelechowski, informatyk, uczy w ośrodku tego zawodu. Poza tym śpiewa i zdobywa góry, napisał książkę. No a Iwona Zięba, solistka zespołu Nadzieja, to dziewczyna pracowitej, utalentowana i bardzo dzielna.Urodziła się ze znaczną wadą wzroku, jest absolwentką AP w Krakowie i na co dzień pracuje z dziećmi upośledzonymi. Ponadto razem z Tarasewiczem występuje wieczorami w hotelu Galaxy, gdzie zatrudnił ich właściciel Jacek Legendziewicz, pomysłodawca I Światowego Festiwalu Piosenki dla Niewidomych, który w listopadzie odbędzie się w Krakowie. - I Piotr, i Iwona robią tam furorę. A poza tym żyją normalnie; Piotr ma żonę i synka. Iwonka wyszła za mąż. Jesteśmy w kontakcie.

No, a przy Tynieckiej co rusz pojawiają się nowe talenty. Jak Mateusz Popis. - Kocham to dziecko całym sercem - mówi pani Kasia. Chłopak już w podstawówce zapałał miłością do perkusji. Mama Ania zapisała go do sekcji, ale Mateusz jeszcze nie był gotowy, by sprostać wymaganiom szkoły muzycznej. Aż przyszła powódź i zalała najniższe kondygnacje w ośrodku. Wszystkie instrumenty przeniesiono na piętro i złożono w jednej sali. - Tam przez rok prowadziłam lekcje z pierwszą klasą gimnazjum. Wśród uczniów był Mateusz. Już pierwszego dnia zaczął grać. Wprawił mnie w osłupienie i zachwyt. Siadłam do fortepianu i wybrałam jakiś hit z telewizora, a Mateusz dołączył i był po prostu genialny.

Dziś już jako uczeń szkoły muzycznej I stopnia gra też na kahonie - drewnianej skrzynce, która zastępuje cały zestaw perkusyjny. Mateusz siada na niej, uderza dłońmi w drewniane pudło i promienieje. Tak jak cała jego rodzina. - Nie ma pani pojęcia, jaka to radość, gdy niepełnosprawne dziecko ma przyjaciół. Albo gdy do jego mamy dzwoni nauczycielka i mówi: "Mateusz jest mi potrzebny w zespole. Bez niego nie damy rady". Taki telefon daje więcej szczęścia niż milion na koncie.

Niewidomy, który osiąga sukces, zaczyna też wierzyć w siebie. - Mam to szczęście, że uczę muzyki, która jest dla takich dzieci prawdziwą krynicą sukcesów. Nie z każdym przedmiotem radzą sobie dobrze, a u mnie nuda; same piątki i szóstki. Jest wesoło, a czasami wzruszająco. Pamiętam dziewczynkę z gimnazjum. Na którejś lekcji włączyłam jeden z przepięknych nokturnów Fryderyka Chopina. W klasie było cicho. Wszyscy słuchali w milczeniu. I wtedy dostrzegłam, że po twarzy tej małej płyną łzy. "Co się dzieje?" - zapytałam. - "To jest takie piękne - westchnęła. - Nigdy nie słyszałam tego utworu, a on jest jak sen jakiś złoty". Oby się nigdy nie skończył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski