Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkie imiona kota

Barbara Matoga
123rf
Kocie losy. Zwierzęta pamiętają o tym, co zdarzyło się w ich życiu, choć pewnie o niejednym wolałaby zapomnieć. A człowiek może tylko domyślać się, co opowiedziałyby w wigilijną noc.

Ludzie już poszli spać. Ale koty to stworzenia nocy. Ta czwórka, o której dziś opowiemy, jest jednak dobrze wychowana i nocne rozmowy prowadzi po cichu, żeby nikogo nie obudzić. Dzisiaj postanowiły powspominać swoje dawne życie.

Misiek (11 lat)
Czy wiecie, że kiedyś nazywałem się Bonus? Podobno dlatego, że urodziłem się jako ostatni i to w dwie godziny po bracie. Byłem jeszcze malutki, kiedy musiałem opuścić mamę i przenieść się do innego domu. Ale nie narzekałem - moi Duzi byli mili, głaskali mnie i dawali jeść. Pozwalali mi także wychodzić do ogrodu.

A ja byłem coraz większy, zaczęły mnie interesować kotki, więc włóczyłem się po całej okolicy i coraz rzadziej pojawiałem się w domu. Na początku Duzi martwili się moimi zniknięciami, ale potem sprawili sobie psa.

To był taki wesoły smarkacz, nawet go lubiłem, ale wyczułem, że ludzie przestali się mną przejmować. Więc się na nich obraziłem i zacząłem szukać innego domu. Łatwo nie było - wyglądałem jak bezdomny włóczęga, byłem brudny, no i zdrowie też zaczęło szwankować. Ale właśnie dzięki temu ulitowała się nade mną nasza Duża - i zaprosiła mnie do domu. Przez dwa lata - dopóki nie zaczęła przygarniać innych kotów - byłem rozpieszczanym jedynakiem. Niestety, na samodzielne włóczęgo dostałem szlaban - czasem tylko pozwala mi pospacerować na smyczy…

Kiedyś jej uciekłem i wpadłem w odwiedziny do dawnego domu. - Bonus! To ty żyjesz? - ucieszyli się moi dawni ludzie. Posiedziałem tam chwilę, pozwoliłem się pogłaskać - i wróciłem tu, bo to jest teraz mój prawdziwy dom. Duża nazwała mnie Misiek. Ale ja przecież jestem kotem, a nie psem, i na swoje imię reaguję tylko wtedy, kiedy mam na to ochotę.

Zuzia (9 lat)
Bezdomne koty nie mają imion. A ja byłam bezdomna, tak, jak moja mama, która urodziła mnie w starej szopie. Było lato, mama karmiła mnie i rodzeństwo swoim mlekiem, a potem nauczyła nas polować - i nie bać się pewnej Dużej, która przynosiła nam jedzenie. Ale przyszła zima. Pewnego dnia poczułam się bardzo źle, bolało mnie gardło, nie czułam żadnych zapachów, nie mogłam jeść.

Po kilku dniach, ostatkiem sił, przywlokłam się pod dom Dużej, która nas dokarmiała. I nagle znalazłam się w ciepłym domu, a w miseczce pojawiły się przysmaki, których zapach czułam nawet przez mój zapchany katarem nosek. Potem było już mniej przyjemnie, bo przez kilka tygodni zanoszono mnie codziennie do weterynarza, kłuto zastrzykami i wpychano do pyszczka paskudne lekarstwa.

Chwilami odechciewało mi się życia, ale Misiek podtrzymywał mnie na duchu. Wreszcie wyzdrowiałam - i dostałam własne imię! Z dawnego życia pozostał mi strach przed hałasem, psami, obcymi ludźmi i drzwiami wyjściowymi - bo za nimi jest świat, który zbyt dobrze poznałam w pierwszych miesiącach swojego życia. Duzi mówią więc o mnie czasem "strachulec", ale ja wiem, że to nie jest moje prawdziwe imię.

Malika (5 lat)
Najpierw nazywałam się Kicia. Byłam ciekawską smarkulą i pewnego dnia wymknęłam się z domu, żeby sprawdzić, jak z bliska wygląda świat, który do tej pory oglądałam tylko przez okno. I nagle pojawił się wielki pies. Zaczęłam uciekać, a kiedy go wreszcie zgubiłam, okazało się, że nie pamiętam drogi do domu. Było zimno, padał deszcz, a ja - zmarznięta i głodna - błąkałam się po placu pełnym samochodów, podbiegając do ludzi i prosząc: Zabierzcie mnie domu! A ludzie mówili: O, jaki ładny kotek, a potem odjeżdżali swoimi samochodami.
Po kilku dniach zjawił się wreszcie Duży, który nie tylko mnie pogłaskał, ale wsadził do auta i przywiózł do domu. Tam poznałam Miśka i Zuzię. Duża rozwiesiła ogłoszenia o moim znalezieniu, ale chyba nikt mnie nie szukał… Wtedy powiedziała, że poszuka mi innego domu. Mój nowy opiekun był miły. Nazwał mnie Czarna, pozwalał spać na łóżku i bawił się ze mną. Ale często wyjeżdżał, a ja nie lubiłam zostawać sama i bardzo płakałam. Więc wróciłam do Miśka i Zuzi, już na stałe. Teraz nazywam się Malika - to podobno po arabsku znaczy księżniczka!

Mruczek (6 lat)
Już nie pamiętam, czy kiedyś miałem jakieś imię. Pewnie tak, bo jak przez mgłę przypominam sobie starszą panią, jej delikatne ręce i ciepłe kolana. I to, że kiedyś nie wstała z łóżka. Najpierw przyjechali ludzie w białych fartuchach i gdzieś ja zabrali. Po kilku dniach pojawiły się dzieci mojej pani i zaczęły wynosić z domu wszystkie rzeczy, a mnie zostawili na podwórku.

Szukałem jedzenia w śmietnikach, spałem pod krzakami lub w działkowych altankach. Wędrowałem coraz dalej i czasem trafiałem na kocie stołówki, gdzie ludzie dokarmiali bezpańskie koty. Stali stołownicy przeganiali mnie, więc czekałem, aż się najedzą i zostawią mi jakieś resztki. Tak przetrwałem kilka lat, coraz słabszy, chudszy, a moje czarne futro całkiem zrudziało. Byłem już tak słaby, że nawet nie mogłem się umyć, więc sierść miałem sklejoną i cuchnącą, pełną pcheł i kleszczy. W kolejnej kociej stołówce zauważyła mnie Duża.

Nie ufałem jej - bo nie ufałem ludziom - ale ona była inna: przemawiała do mnie, dawała mi osobną miseczkę z dala od innych kotów. Wreszcie pozwoliłem się pogłaskać, a ona zrobiła jakieś czary, po których zniknęły pchły i kleszcze i postawiła dla mnie budkę z ciepłym kocem w środku. Pokochałem ją, a kiedy odchodziła, chwytałem ją łapkami za nogę prosząc: Nie idź jeszcze… I stał się kolejny cud - mam dom i imię, które zapamiętam do końca życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski