Wprawdzie poseł Chlebowski pod przysięgą zeznał przed sejmową komisją śledczą, że nie było, ale z kolei premier Tusk mówił, że była. Wygląda na to, że komisja będzie musiała skonfrontować "Zbycha" z premierem, gwoli ustalenia, z jakiego klucza ma być wesoły oberek, którym wszystko ma się zakończyć. Bo wygląda jednak na to, że oberek, choć wesoły, będzie miał też momenty melancholijne. Chodzi mi konkretnie o posła Drzewieckiego, który - jak wszystko na to wskazuje - został wytypowany na winowajcę, chociaż nie z powodu afery hazardowej - bo tej przecież "nie było", tylko z powodu niewyparzonego języka. Miał bowiem powiedzieć, że Polska to "dziki kraj", a na takie dictum obrazili się już nie tylko wszyscy obywatele, ale nawet partyjni koledzy posła Drzewieckiego, jak np. poseł Palikot. Ciekawe, że nie kwestionują diagnozy, a tylko krytykują posła Drzewieckiego, że takie rzeczy mówi głośno. Tymczasem takich rzeczy nie wolno głośno mówić, bo elektorat może jeszcze pomyśleć sobie, że to prawda, i wtedy nad naszą młodą demokracją może zawisnąć śmiertelne niebezpieczeństwo, w postaci odmowy statystowania w demokratycznych widowiskach, jak np. wybory tubylczego prezydenta czy fajdanisów - jak marszałek Piłsudski nazywał posłów. Nawiasem mówiąc, marszałek Piłsudski powiedział, że Polacy to "naród idiotów", a mimo to jest bohaterem narodowym. Dlaczego zatem poseł Drzewiecki za znacznie łagodniejszą diagnozę musi pożegnać się z polityką? Czyżby został wytypowany na winowajcę, że obiecywał, a nie załatwiał? To rzeczywiście poważny zarzut.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?