Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybitny król Polski Przemysł II

Rozmawiał Paweł Stachnik
Pieczęć królewska Przemysła II z 1296 r.
Pieczęć królewska Przemysła II z 1296 r. fot. Paweł Stachnik
Rozmowa z Elżbietą Cherezińską, pisarką * „Korona śniegu i krwi” przypomina zapomnianego władcę * Wymazał go z narodowej pamięci Kazimierz Wielki * Jego życie to gotowy scenariusz filmowy

– Bohaterem swojej powieści z czasów piastowskich uczyniła Pani Przemysła II, księcia wielkopolskiego, chwilowego odnowiciela Królestwa Polskiego, postaci stosunkowo zapomnianej, a na pewno mniej popularnej niż tacy silnie osadzeni w świadomości społecznej władcy jak Bolesław Krzywousty czy Władysław Łokietek. Skąd taki właśnie wybór?

– Wybrałam Przemysła II m.in. właśnie dlatego, że nikt dziś nie pamięta tej postaci. Tymczasem moim zdaniem był on królem ważniejszym od Łokietka, bo to Przemysł dzięki specyficznemu ustawieniu konstelacji politycznych i współpracy z abp. Jakubem Świnką odzyskał de facto dla Polski koronę, dzięki czemu Łokietek mógł ją później przejąć niejako w sposób naturalny. Ciężar tego aktu spoczął jednak na Przemyśle II i historia – albo ludzka pamięć – zupełnie niesłusznie go pominęła.

Notabene za tym zapomnieniem Przemysła najprawdopodobniej stoi Kazimierz Wielki, czyli syn Łokietka i zwykły średniowieczny PR. Otóż, gdy Kazimierz chciał zostawić Polskę silną i murowaną, potrzebował oparcia dla swej idei na jakimś micie. Mitem silniejszym okazał się mit Bolesława Chrobrego – zwycięzcy, niż mit Przemysła – zjednoczyciela. Kazimierz wybrał więc Chrobrego, a gdy odnawiał katedrę poznańską, usunął nagrobek Przemysła do bocznej kaplicy i ten pozostał tam już na zawsze. W ten sposób niejako symbolicznie skazał tego władcę na zapomnienie.

– Czy książę Przemysł był postacią barwną czy też na potrzeby powieści musiała go Pani nieco „podrasować”?

– Książę ten stracił pierwszą żonę w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego druga żona zmarła tragicznie, a była nią dość egzotyczna jak na tamte czasy księżniczka szwedzka Ryksa. Koronacji Przemysł dostąpił dopiero z trzecią żoną. Już to samo wystarczyłoby do stworzenia barwnego obrazu życia księcia. Pewien mankament fabularny życiorysu władcy stanowi jednak fakt, że on właściwie nie toczył wojen.

Jako młody piętnastoletni chłopak został w ramach sprawdzianu męskości i przydatności bojowej wysłany przez ówczesnego zarządcę dzielnicy wielkopolskiej, swego stryja Bolesława Pobożnego, na wojnę z Brandenburgią. W świetle kronik miał się tam zapisać nie tylko walecznością, ale być może także okrucieństwem. Natomiast później jego poczynania wojenne były słabe, powiedzielibyśmy dziś, że się „nie nawalczył”.

Dokonania jego kuzynów Piastów na tym polu były o wiele większe. Jest więc jakiś rys pokojowości w postaci tego króla. To z jednej strony jego zaleta, z drugiej zaś wada, bo w naszej kulturze silnie tkwi postać króla-wojownika.

– Nasze rozbicie dzielnicowe to fabularnie fascynujący okres. Piastowscy książęta latami prowadzili ze sobą walki, synowie zwalczali ojców, ojcowie synów, zabijano się, więziono, okaleczano, zawiązywano najróżniejsze sojusze, zdradzano, przekupywano. W innych krajach na tej podstawie powstałoby mnóstwo powieści historycznych i seriali telewizyjnych. Tymczasem u nas wiedzą o tym wyłącznie historycy, a w szkole rozbicie dzielnicowe ma opinię okresu nudnego.

– To prawda, ale nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak jest. Dla mnie wejście w ten okres było niezwykłą przygodą. Czytam ówczesne kroniki i widzę przed oczami te filmy fabularne, seriale i powieści, barwne, sensacyjne, zaskakujące. Nie trzeba wymyślać scenariuszy, wystarczy brać je wprost z historii.

Myślę, że powodem może być fakt, że rozbicie dzielnicowe źle się nam dziś kojarzy. Utożsamiamy je bowiem z Polską rozbitą, słabą i podporządkowaną. Tymczasem w ogóle nie należy tak do tego podchodzić. Rozbicie było naturalnym procesem w feudalnej Europie i przechodziły przez nie wszystkie kraje. Co więcej, Polska wyszła ze swojego rozbicia znacznie szybciej niż choćby potężne Niemcy albo Włochy, które się tak naprawdę nigdy tego rozdrobnienia nie wyzbyły. Tak więc powodem niepopularności tego okresu jest zapewne nasze podejście do niego. A mówiąc o filmach i serialach: pojawiły się pewne przymiarki do sfilmowania „Korony…”.

– Dlaczego do opowiadanej w „Koronie śniegu i krwi” historii wprowadziła Pani wątki fantasy?

– Wszystkie motywy fantasy, które są w „Koronie…” tak naprawdę są motywami średniowiecznymi. Bo jeżeli chcemy zrozumieć mentalność średniowiecznego człowieka, to musimy przestać stawiać cudzysłów tam, gdzie dzisiaj go stawiamy. Jeżeli więc mówimy o „cudach świętych”, to powinniśmy zrezygnować z tego cudzysłowu. Człowiek średniowiecza bowiem w cuda wierzył. Jeżeli święty umiał lewitować, to oznacza, że unosił się nad ziemią. Jeżeli jego ciało pachniało kwiatami, to rzeczywiście taki zapach roztaczał się wokół niego. To pierwszy powód.

Powód drugi to początek kultury rycerskiej, który wiąże się z przyjmowaniem przez rody herbów, czyli bestii herbowych. To średniowiecze stworzyło wszak te fantastyczne bestiariusze. Człowiek średniowiecza nawet jeżeli nigdy w życiu nie spotkał smoka, to i tak wierzył, że ten smok istnieje. Postanowiłam więc i tę sferę średniowieczności wprowadzić do narracji w sposób realny, bez owego cudzysłowu i przymrużania oka. Dochodzi do tego oczywiście cała sfera przedchrześcijańskich wierzeń pogańskich. Cała ta słowiańska mitologia jest dziś nam w gruncie rzeczy zupełnie obca, choć należy przecież do naszej przeszłości. Ożywianie tej przedchrześcijańskiej słowiańszczyzny też jest moją wielką pasją.

– Czy odtworzenie realiów XIII wieku wymagało wielu studiów i lektur? Czy mamy do tego okresu wystarczającą liczbę źródeł?

– Zdecydowanie wymagało wiele pracy. Z jednej strony to kwestia faktografii, którą trzeba było odpowiednio ustalić i dopasować do każdego z pojawiających się w powieści rodów wielkopolskich, a jest ich tam naprawdę dużo. Z drugiej zaś, kwestie obyczajowe: a zatem jak zachowywali się na co dzień ówcześni ludzie, jak mogli myśleć, w co się ubierali, co jedli itd. Częstokroć ta sfera jest o wiele trudniejsza do ustalenia.

Wcześniej np. te same typy strojów obowiązywały przez kilkadziesiąt lat. Teraz, w XIII w., moda zaczyna nieco przyspieszać i musiałam to dobrze rozpoznać, po to chociażby, aby prawidłowo rozebrać kochanków do wiadomych scen. Starałam się wszystko sprawdzać i opisywać rzetelnie, po to, by czytelnik mógł ufać Cherezińskiej. Co zaś do źródeł to jest ich całkiem sporo, a jeżeli nie ma polskich, to są niemieckie.

A kultura Górnych Niemiec to było wówczas centrum kultury europejskiej. Warstwa najbardziej wykształcona i zamożna, czyli warstwa książęca – a to wśród niej rozgrywa się akcja moich książek – bez wątpienia ubierała się tak samo i używała takich samych przedmiotów jak w Niemczech.

– Pani cykl powieściowy odniósł spory sukces i spotkał się z dużym zainteresowaniem czytelników. Pojawiły się stwierdzenia, że to polska „Gra o tron”. Czy literatura historyczna jest dziś w naszym kraju popularna? Z jednej strony ukazuje się kilkanaście miesięczników historycznych, a drugiej pojawia się poseł, który Powstanie Warszawskie lokuje w 1988 r. …

– Rzeczywiście nie narzekam na brak czytelników, ich odpowiedź na „Korony” jest fantastyczna. Myślę natomiast, że z naszą znajomością historii jest pewien kłopot. Większości z nas wydaje się bowiem, że świetnie tę historię zna, tymczasem nieco bardziej dokładne drążenie pokazuje, że nie do końca tak jest. Dlatego też uważam, że edukacji nigdy za wiele. Sposobem na spopularyzowanie historii mogłoby być wprowadzenie jej do dobrze rozumianej kultury masowej. Wtedy zaczniemy ją znać i traktować w sposób naturalny, a nie z nabożeństwem i nie na kolanach. No i nie jako broń polityczną.

– Właśnie ukazał się drugi tom Pani cyklu – „Niewidzialna korona”, w której pojawia się nowy pretendent do władania Polską – książę Władysław Ło-kietek.

– Mały Książę, czyli Władysław Łokietek (w powieści nazywany mniej romantycznie – Karłem), zakończy proces odradzania królestwa po rozbiciu dzielnicowym. W książce jest więcej wątków krakowskich z racji nieustannych walk o Kraków i Wawel, no i tutejszej koronacji Władysława. Bardzo lubię Kraków i ten tom dedykuję mieszkańcom Krakowa.

***

Elżbieta Cherezińska – pisarka, autorka literackiej biografii Szewacha Weissa pt. „Z jednej strony, z drugiej strony” oraz powieści historycznych: „Gra w kości” (o czasach Bolesława Chrobrego), „Legion” (o Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ), sagi wikińskiej „Północne drogi” i bestsellerowych książek o czasach rozbicia dzielnicowego: „Korona śniegu i krwi” oraz „Niewidzialna korona”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski