Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyborcy dają szansę ludziom spoza układów

Agnieszka Maj
Prof. Andrzej Piasecki jest zwolennikiem kadencyjności.
Prof. Andrzej Piasecki jest zwolennikiem kadencyjności. Fot. Archiwum
Polityka. - Prawo powinno chronić mieszkańców przed lokalnymi despotami, którzy chcą rządzić dożywotnio - mówi prof. Andrzej Piasecki, politolog z Uniwersytetu Pedagogicznego.

- Podczas ostatnich wyborów prezydenckich Polacy pokazali, że chcą zmiany. Czy samorządy, po 25 latach swojego istnienia, także powinny zacząć inaczej funkcjonować?
- Uważam, że wybory samorządowe, które odbyły się na jesieni ubiegłego roku, były początkiem tego, co stało się w wyborach prezydenckich. Mieliśmy kilka niespodzianek, które pokazały, że wyborcy szukają czegoś nowego. Nie doszło co prawda do zmian w Krakowie, bo tu wygrał urzędujący prezydent m.in. z tego powodu, że partie nie potrafiły wyłonić wyrazistych kandydatów. Ale w kilku innych miastach, np. w Zakopanem, mieszkańcy pokazali, że chcą kogoś innego, choć nie było żadnych zarzutów przeciwko poprzednim burmistrzom czy prezydentom.

- Czy ta chęć zmian jest szansą dla ruchów miejskich?
- Z badań Jarosława Flisa z UJ wynika, że w ostatnich wyborach samorządowych znacznie częściej niż w 2010 roku wygrywali nowi kandydaci, nowe twarze. W Wadowicach wystartował kandydat młody, spoza układów partyjnych, podobnie było także w Stalowej Woli.

- Jednak w Krakowie ruchom miejskim, np. Tomaszowi Leśniakowi z Inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom, nie udało się zdobyć ani jednego mandatu w Radzie Miasta. Z czego to wynika?
- Leśniakowi udało się wygrać referendum w sprawie zimowych igrzysk, choć nikt nie dawał mu na to szansy. Udało mu się zablokować igrzyska. W wyborach samorządowych nie zdobył mandatu, ale nie można powiedzieć, że była to klęska, ponieważ przekroczył próg wyborczy. Tylko na skutek zawiłości ordynacji nie zdobył mandatu.

- Co jest największym osiągnięciem samorządów?
- Najważniejsi są ludzie. To, co się udało w reformie samorządowej, to kadry. Mamy na tym szczeblu wysoko wykwalifikowanych menedżerów i zdolnych polityków, jak m.in. prezydent Wrocławia. Ten sukces kadrowy jest za mało doceniany.

- Czy samorządy powinny mieć większą autonomię?
- Decentralizacja jest teraz konieczna i nieunikniona. Samorządowcy chcą jeszcze więcej władzy pieniędzy, jednak landyzacji Polski nie będzie, nie ma miejsca nawet na autonomię Śląska. Będzie jednak kładziony większy nacisk na to, aby pieniądze, które dostajemy z Unii, wydawać lokalnie. Przyszłość Polski to decentralizacja i lokalność.

- Nawet na tak niskich szczeblach jak dzielnice rządzi albo PiS, albo PO, nie ma lokalnych społeczników. Co zrobić, aby samorządy były mniej upartyjnione?
- Z podobnym upartyjnieniem mamy też do czynienia w zachodnich demokracjach. W Polsce krokiem do odpartyjnienia stały się bezpośrednie wybory prezydentów i burmistrzów, ale teraz niektórzy mówią, że to nie była jednak dobra zmiana, że bez ograniczenia kadencyjności mają oni zbyt dużą władzę.

- Pana zdaniem powinna zostać wprowadzona zasada, że prezydentem czy burmistrzem można być tylko przez dwie kadencje?
- Tak, uważam, że brak limitu rodzi patologie. Może powinny to być dwie kadencje po 6 lat. Prawo powinno chronić mieszkańców przed lokalnymi despotami, którzy chcą rządzić dożywotnio. Pamiętajmy, że mogą jednak temu także przeciwdziałać wyborcy. Nieograniczona władza może prowadzić do nepotyzmu, partyjniactwa, korupcji, przewlekłości procedur. Powinniśmy dążyć do jeszcze większej jawności w samorządzie i kadencyjności.

- Po przegranej Bronisława Komorowskiego bardzo spadło poparcie dla PO. Dla tej partii porażka oznacza teraz równię pochyłą?
- Spadek poparcia dla PO to efekt trzęsienia ziemi po wyborach. Można powiedzieć, że nadal trwają ruchy tektoniczne. Trudno powiedzieć, jak to się zakończy. Być może PO nadal będzie liderem, ale nie z poparciem 30-procentowym, tylko 20-procentowym. Poczekajmy, aż po wyborach trochę się uspokoi. Sondaże po wakacjach powinny być bardziej wiarygodne. Wtedy ukształtują się trzy główne komitety wyborcze. Ostatnie wybory pokazały, że każdy głos ma znaczenie, ponieważ niewielka grupa ludzi może zadecydować o wynikach wyborów.

- W którą stronę powinna teraz iść Platforma: na prawo czy na lewo, aby zwiększyć swoje poparcie?
- Wszystko wskazuje na to, że mamy lewą stronę do zagospodarowania, w Polsce nie ma żadnej silnej partii lewicowej. Ale u nas nie ma tak wyraźnego podziału na prawicę i lewicę. Na przykład bardzo dobrze zorganizowane i skuteczne są ugrupowania prawicowe, ale z programem lewicowym, takie jak m.in. PiS.

- W niektórych krajach jak np. w Australii wybory są obowiązkowe. W Polsce też tak być powinno?
- To może być zbyt trudne do przeprowadzenia. Może jednak powinniśmy wziąć przykład z innych państw. W Szwecji jest tak, że wybory: samorządowe, wojewódzkie, parlamentarne odbywają się jednego dnia, w trzecią niedzielę września. Dzięki temu mają tam 80 proc. frekwencję. U nas można by to zorganizować 3 maja. To święto państwowe mogłoby być także dniem wyborów.

Rozmawiała Agnieszka Maj

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski