Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory do europarlamentu 2019. Eurowybory raczej bez wielkich emocji

Grzegorz Skowron
Tydzień w Krakowskiej Polityce. To Koalicja Europejska miała mieć spadochroniarza na liście kandydatów w Krakowie. Tymczasem taki pojawił się wśród kandydatów Prawa i Sprawiedliwości.

Za dwa miesiące czekają nas wybory do Parlamentu Europejskiego. Już dziś można postawić każde pieniądze, że w naszym okręgu, małopolsko-świętokrzyskim najwięcej głosów zdobędzie Prawo i Sprawiedliwość.

Bez odpowiedzi pozostaje tylko pytanie, jak wielką różnicą wygra z Koalicją Europejską. Choć ciekawsze wydaje się to, w jaki sposób prowadzona będzie kampania przez dwa największe komitety. I tu mamy małe niespodzianki.

Przez kilka tygodni trwały spekulacje dotyczące tego, jaką to ważną osobistość skieruje do Krakowa Grzegorz Schetyna. Miał być były prezydent Bronisław Komorowski, była premier Ewa Kopacz, a nawet prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek, ale ostatecznie pod Wawelem nie wyląduje żaden wyborczy spadochroniarz KE. Za to taki - Patryk Jaki - znalazł się na liście PiS. Co go łączy z Małopolską? Jak sam mówi - ma konserwatywne poglądy tak jak większość mieszkańców południowej Polski.

Druga mała niespodzianka to sposób pierwszej prezentacji kandydatów. Jako pierwszy chciał to zrobić wspomniany Patryk Jaki, u którego boku miał stanąć Zbigniew Ziobro. Ale inicjatywa obu panów została chwilowo zastopowana i Patryk Jaki najpierw pojawił się na wspólnej prezentacji całej drużyny PiS, a dopiero dwa dni później w towarzystwie ministra sprawiedliwości. Za to taką pojedynczą reklamą rozpoczął kampanię Andrzej Jarubas, były marszałek świętokrzyski, którego w Krakowie prezentował szef PSL Andrzej Kosiniak-Kamysz.

Takich zwrotów akcji i niespodzianek będzie przez najbliższe dwa miesiące więcej. Ale i tak nie będą one miały wielkiego wpływu na ostateczny wynik. Przecież trudno spodziewać się, by ktoś, kto chce głosować na KE nagle zapałał miłością do PiS tylko dlatego, że ludowcy zaczęli kampanię osobno, a nie razem z innymi kandydatami.

Nie ma też żadnych szans na to, by zwolennik PiS zmienił preferencje wyborcze, bo pod Wawel został zesłany niedawny kandydat na prezydenta Warszawy. Te wszystkie gierki-niespodzianki trzeba traktować jako element bratobójczej walki. Poszerzenie elektoratu to cel kampanii ogólnopolskiej, w okręgach trwa walka między kandydatami z tej samej listy - chodzi o przekonanie wyborców swojej partii, by krzyżyk postawili przy jego nazwisku, a nie kolegi partyjnego czy koalicyjnego.

Ale i wynik tej bratobójczej walki jest w dużym stopniu do przewidzenia. Gdy PiS zdobędzie 3 mandaty, obejmą je Beata Szydło, Patryk Jaki i Dominik Tarczyński, o czwarty mogą powalczyć Ryszard Legutko i Arkadiusz Mularczyk. Zaś przy dwóch europosłach dla KE, jeden weźmie Róża Thun, drugi najprawdopodobniej Adam Jarubas, a jeśli byłby trzeci, to może go otrzymać albo Bogusław Sonik albo Adam Cyrański z Kielc.

Skoro to tak wszystko przewidywalne, to po co te wyborcze emocje? Po pierwsze polityka budowana jest głównie na emocjach. A po drugie przez dwa miesiące wszystko może się zmienić. Także przez emocje, które rządzą polityką.

POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski