Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wychowany na klasycznym rocku

Redakcja
Ryszard Kuźma ma duże doświadczenie trenerskie, był m.in. asystentem Jose Marii Bakero w Lechu FOT. (KOW)
Ryszard Kuźma ma duże doświadczenie trenerskie, był m.in. asystentem Jose Marii Bakero w Lechu FOT. (KOW)
ROZMOWA. O swojej filozofii futbolu, poglądach i życiu prywatnym opowiada RYSZARD KUŹMA, trener piłkarzy Sandecji Nowy Sącz.

Ryszard Kuźma ma duże doświadczenie trenerskie, był m.in. asystentem Jose Marii Bakero w Lechu FOT. (KOW)

- Ma Pan 52 lata, z czego dokładnie połowę spędził Pan na trenerskiej ławce. Nie znudziło się jeszcze?

- Futbol opętał mnie już w dzieciństwie, kiedy wciąż koło nogi plątała mi się jakaś gumowa piłeczka. Towarzyszy mi ona do dzisiaj, z tą różnicą, że stała się większa i tworzona z innego materiału.

- Jako zawodnik wielkiej kariery Pan nie zrobił, za to osiągnięć szkoleniowych nie musi się Pan wstydzić.

- Zależy, jak to oceniać. Za młodu występowałem w Stali Rzeszów, z czteroletnią przerwą na grę w III-ligowym wtedy AZS AWF Warszawa. Studiowałem wówczas w stolicy, kończąc wydział trenerski na tamtejszej akademii. Później, w 2008 r. w słynnej "Kuleszówce" zyskałem licencję UEFA Pro.

- Ta rozmowa ma dotyczyć nie tylko piłki nożnej, kwestię trenerską ograniczmy zatem do przypomnienia, w jakich klubach przyszło Panu pracować.

- Rozpoczynałem od juniorów Stali Rzeszów. Później były już "dorosłe" zespoły tejże Stali, Izolatora Boguchwała, Pogoni Leżajsk, Wisłoki Dębica, Świtu Nowy Dwór Mazowiecki, Motoru Lublin.

- Z którego trafił Pan do poznańskiego Lecha.

- Byłem w nim asystentem Jacka Zielińskiego i Jose Marii Bakero. Ten drugi, Bask z krwi i kości, słynny wcześniej piłkarz Barcelony, na futbol spoglądał jakby ze szczytu, jeszcze z zawodniczego punktu widzenia. To szalenie sympatyczny człowiek, naprawdę zero gwiazdorstwa. Chociaż z drugiej strony do doskonalenia trenerskiego warsztatu specjalnie się nie palił, to wiele wyniosłem ze współpracy z nim. Zrozumiałem, że nie święci garnki lepią.

- Z Lechem wywalczył Pan tytuł mistrza kraju i Superpuchar Polski, współprowadził jego piłkarzy w europejskich pucharach.

- I za to wszystko otrzymałem brązowy medal zasługi dla okręgu wielkopolskiego. A za kilka miesięcy pracy z Sandecją uhonorowano mnie odznaką złotą. Wygląda na to, że jednak bardziej opłaca się być trenerem w Nowym Sączu (śmiech).

- Swoim podopiecznym wpaja Pan zasadę, że nie należy koncentrować się na jednym meczu, lecz na futbol spoglądać szerzej, jako na zjawisko społeczne.

- I sposób na życie. Zawodnicy powinni zdobywać szeroką wiedzę, nie ograniczać się do tego, w jaki sposób kopnąć piłkę, by ta wpadła do siatki. To oczywiście ważne, ale wkrótce nikt o tym nie będzie pamiętał. Marzy mi się, żeby za dwadzieścia lat któryś z graczy powiedział: "Trenował mnie kiedyś niejaki Ryszard Kuźma i to jemu zawdzięczam to, kim dzisiaj jestem". Będę wtedy usatysfakcjonowany, chociaż sama satysfakcja nie wystarczy nawet na taksówkę. Nie daje bowiem żadnych wymiernych korzyści.

- Powiedział Pan, że piłka nożna wypełnia Panu całe życie. Na nic innego nie starcza czasu?

- Ależ starcza, musi starczać. W przeciwnym wypadku istnienie nie miałoby żadnego sensu.

- Przyznał Pan kiedyś, że wychowany jest w duchu katolickim. Nadrzędną wartością powinna być więc dla Pana rodzina.
- Tak też jest w istocie. Od 27 lat jestem szczęśliwie żonaty z Małgorzatą. Żona pracuje w ministerstwie infrastruktury, czy jak tam się ono teraz po przekształceniach nazywa. Mamy dwóch synów. 25-letni Paweł jest prawnikiem. Młodszy o trzy lata Tomasz podążył - niestety - w ślady taty. Zdobył trenerski licencjat, naukę kontynuuje na studiach magisterskich w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Mam swoje przekonania, ale nie zapisałem się do żadnej partii, bo już samo słowo pejoratywnie kojarzy mi się z tą zjednoczoną, rządzącą w Polsce w czasach komuny. Poza tym przynależność do którejś partii wymusza na człowieku pewne zachowania. Można być indywidualistą, mieć niezależne poglądy, ale należąc do Platformy Obywatelskiej, przy głosowaniach i tak podniesie się rękę w obronie linii swojej organizacji. Identycznie jest zresztą w Prawie i Sprawiedliwości. Wolę więc stać na uboczu.

- Ale polityka nie jest Panu dziedziną obcą.

- Z przekonania jestem prawicowcem i staram się śledzić tworzącą się na naszych oczach historię. Bardziej pasjonuję się wszak tą minioną. Niedawno przeczytałem książkę pt. "Legion". To rzecz o Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ, która podczas wojny uczestniczyła w wyzwalaniu spod okupacji niemieckiej kilku miejscowości w Czechach, by zostać w końcu przejęta przez amerykańską armię generała Pattona.

- Lubi Pan kino?

- Pewnie, kto nie lubi? Szczególnie filmy akcji. Gdybym był reżyserem, to do swego obrazu zatrudniłbym Harrisona Forda, Roberta Redforda, Dustina Hoffmana czy Clinta Eastwooda. Zatem tych starszych mistrzów.

- Podobne gusta dotyczą muzyki?

- Wychowałem się na klasycznym rocku. Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath, Pink Floyd, oczywiście Beatlesi, Stonesi. Tym grupom pozostaję wierny.

- Z polskich formacji bliski powinien być Panu rzeszowski Breakout?

- A jakże. Tym bardziej że jej lider Tadeusz Nalepa mieszkał kiedyś przy ul. Obrońców Stalingradu, obecnej Hetmańskiej, przy której zlokalizowany jest stadion Stali Rzeszów.

Rozmawiał Daniel Weimer

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski