MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wyczarowywał wspaniałe dźwięki

Redakcja
(INF. WŁ.) We wtorek, po ciężkiej chorobie, zmarł w Krakowie Zbigniew Podgajny, znakomity muzyk, przez lata kierujący jedną z czołowych grup mocnego uderzenia, jak się je wówczas określało - Niebiesko-Czarnymi. Jego pogrzeb odbędzie się w najbliższy wtorek, o godz. 11 na cmentarzu Rakowickim.

Zbigniew Podgajny nie żyje

   Zbigniew Podgajny, urodzony w 1933 r., ukończył prawo i nawet przez rok pracował w sądownictwie, niemniej pochłonęła go muzyka. Rozpoczął pracę z zespołami Niebiesko-Czarni i Luxembourg Combo, z nim wystąpił na festiwalu w Opolu w 1963 r., potem przeszedł już na stałe do Niebiesko-Czarnych, z którymi spędził kilkanaście lat.
   Był pianistą, kierownikiem muzycznym zespołu, aranżerem i kompozytorem wielu przebojów. Dla Ady Rusowicz napisał m.in. "Nie lubię kłamać", "Po to przyszedłeś na świat", dla Michaja Burano "Ja po tobie nie płaczę", dla Piotra Janczerskiego "Pożar w Kwaśniewicach", dla Wojciecha Kordy "Niedziela będzie dla nas", "Przeprośmy walca", "Ty, ja i noc", "Na betonie kwiaty nie rosną". On był głównym współtwórcą rock-opery "Naga".
\\\
   O Zbigniewie Podgajnym mówią jego współpracownicy i przyjaciele.
   Franciszek Walicki, dziennikarz, "ojciec chrzestny" polskiego rocka: - Zbyszek Podgajny był kierownikiem muzycznym zespołu Niebiesko-Czarni. Mimo iż zdobył wykształcenie prawnicze i nawet rok pracował w swoim zawodzie, zrezygnował z kariery asesora i poświęcił się muzyce. Był znakomitym kompozytorem - zapamiętaliśmy go jako autora wielu przebojów, z których najsłynniejszym była piosenka "Niedziela będzie dla nas". Zagrał z Niebiesko-Czarnymi ponad 3500 koncertów - m.in. w dawnym ZSRR, USA i Kanadzie. Wspaniale grał na fortepianie i organach. Po rozwiązaniu zespołu w 1976 r. grywał solo w klubach i kawiarniach w Szwajcarii. Przeżył wielką tragedię - jego syn, dobrze zapowiadający się perkusista, zginął tragicznie w 1986 r. potrącony przez pociąg na krakowskim dworcu.
   Czesław Niemen, niegdyś wokalista Niebiesko-Czarnych: - Zbyszek dołączył do Niebiesko-Czarnych po odejściu naszego pierwszego pianisty, Daniela Danielewicza w 1963 r. Od tego czasu stanowił prawdziwy filar grupy. Był rewelacyjnym muzykiem, sporo komponował. Najmilej wspominam nasz wspólny występ w paryskiej Olimpii. Był uczynny, serdeczny i dowcipny. Po raz ostatni zagraliśmy razem w 1986 r. podczas wspominkowego koncertu dinozaurów w sopockiej Operze Leśnej. Zapamiętam go jako wspaniałego człowieka, tryskającego energią i radością życia.
   Janusz Popławski, gitarzysta Niebiesko-Czarnych, kompozytor: - Zbyszek był moim bliskim przyjacielem. Mimo iż spodziewaliśmy się jego śmierci, ponieważ od dłuższego czasu był ciężko chory, wiadomość o jego zgonie była dla mnie prawdziwym szokiem. Wspaniale grał na fortepianie... Był jednym z pierwszych polskich muzyków, którzy wykorzystywali organy Hammonda - pamiętam, jak kupił je podczas pobytu Niebiesko-Czarnych w USA w 1970 r. Wyczarowywał z nich wspaniałe dźwięki. Dużo komponował, cała Polska śpiewała jego przeboje. Był również znakomitym aranżerem. Potrafił bezbłędnie rozpisywać partytury poszczególnych utworów na różne składy - małe, kilkuosobowe, i duże, orkiestrowe. Wszystkie standardy z repertuaru takich gwiazd rocka, jak Santana, Deep Purple czy Led Zeppelin graliśmy w jego znakomitych aranżacjach.
   Dzięki prawniczemu wykształceniu rozwiązywał wiele trudnych problemów związanych z prawem autorskim do piosenek zespołu, pomagał w organizacji tras koncertowych - krajowych i zagranicznych, troszczył się o bezpieczeństwo grupy. Dzięki jego osobie w Niebiesko-Czarnych zawsze panowała dobra atmosfera.
   *Wojciech Korda, wokalista Niebiesko-Czarnych, kompozytor:
- Był wspaniałym i wszechstronnym człowiekiem: uprawiał także sport, osiągał znakomite wyniki w pływaniu. Wszystkie moje największe przeboje wyszły spod jego pióra - ot, chociażby "Na betonie kwiaty nie rosną". Z całej trójki kompozytorów Niebiesko-Czarnych on napisał najwięcej piosenek. Kiedy wspólnie stworzyliśmy pierwszą polską rock-operę - "Naga", zrobił wszystkie aranżacje. Gdy w naszym składzie pojawiły się dwa saksofony - ustawił wszystkie instrumenty tak, że brzmiały znakomicie. Miałem z nim dobry kontakt - zarówno na płaszczyźnie artystycznej, jak i prywatnej. Ostatni raz spotkaliśmy się w 2000 r. podczas programu "Szansa na sukces" z przebojami Niebiesko-Czarnych. Potem dowiedziałem się, że zachorował. Walczył z rakiem przez dwa lata. Wiadomość o jego śmierci bardzo mnie dotknęła.
    (GZL, WAK)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski