Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wydali 530 tysięcy zł na zakup domu. Teraz po kawałku muszą go burzyć.

ANNA AGACIAK
Tak wyglądał podjazd i ogrodzenie przed rozebraniem FOT. ARCHIWUM RODZINNE
Tak wyglądał podjazd i ogrodzenie przed rozebraniem FOT. ARCHIWUM RODZINNE
Nic nie wskazywało na kłopoty. Dziurdziowie kupili dom za pośrednictwem biura nieruchomości w Nowej Hucie. Nie brali kredytów. Postanowili uzbierać potrzebną kwotę, sprzedając swoje dwa mieszkania i działkę. Gdy trafili do biura nieruchomości, mieli na koncie 200 tys. zł i wizję dochodu ze sprzedaży innych nieruchomości. Zaproponowano im ładny dom w Bodzanowie z 8-arową działką.

Tak wyglądał podjazd i ogrodzenie przed rozebraniem FOT. ARCHIWUM RODZINNE

KONTROWERSJE. Kupno domu, który miał być dla rodziny Dziurdziów spełnieniem marzeń i osiągnięciem życiowej stabilizacji, zmieniło ich życie w prawdziwy koszmar. Tuż po transakcji dowiedzieli się, że kawałek ich działki należy do sąsiada. Po przegranej sprawie musieli rozebrać ogrodzenie i zlikwidować podjazd. A to dopiero początek dramatu.

- Właściciele domu (państwo A.) w umowie przedwstępnej zgodzili się, abyśmy dali im 200 tys., zamieszkali w domu, a resztę mieliśmy spłacić, gdy sprzedamy pozostałe nieruchomości. Tak zrobiliśmy - opowiada pani Bożena. - Przez rok, zanim podpisaliśmy akt notarialny umowy sprzedaży, było wspaniale.

Także przedstawiciele biura nieruchomości nie widzieli żadnego ryzyka w tej transakcji. Szef biura w rozmowie z reporterką "Dziennika Polskiego" zapewnił, że w księgach wieczystych sprzedawanej nieruchomości nic nie wzbudzało niepokoju.

Dom Państwa Dziurdziów, (jego budowa zakończyła się w 2003 roku) wyglądał ładnie. Miał piętro, garaż, solidne, murowane ogrodzenie, brukowane chodniki, zieleniec przed domem i ogród za nim.

W akcie notarialnym poprzedni właściciele oświadczyli, że sprzedają nieruchomość bez obciążeń, praw i roszczeń osób trzecich. Tymczasem miesiąc po jego podpisaniu pani Bożena spotkała na swojej posesji geodetów.

Mniejsza działka

Panowie geodeci stwierdzili, że regulują wielkość sąsiedniej działki. Według tego, co mówili, część podjazdu i ogrodzenia należy do niezabudowanej jeszcze posesji - obok.

- Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę, od razu zadzwoniliśmy do poprzednich właścicieli, a Ci powiedzieli, że to jakieś nieporozumienie i mamy się nie przejmować - opowiadają nowi posiadacze nieruchomości.

W kolejnym miesiącu Dziurdziowie otrzymali wezwanie do usunięcia ogrodzenia i zwrotu podjazdu. Ich horror jednak dopiero się zaczynał. Chwilę później zaczęły się wizyty pracowników Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Okazało się, że ktoś doniósł, że ich garaż jest samowolą budowlaną. Potem, że ganek domu jest zbyt blisko sąsiedniej działki (powinien zgodnie z prawem budowlanym być odsunięty o 4 metry).

Właściciel niezabudowanej, sąsiedniej działki zaczął domagać się rozbioru ogrodzenia, gdyż chciał odzyskać 48 mkw. Twierdził, że to działka dla jego dzieci i jest zbyt wąska, aby mogły one na niej budować dom zgodnie z prawem.

Zapewniał, że o jego konflikcie z poprzednimi właścicielami domu wiedziała cała wieś, więc Dziurdziowe musieli zdawać sobie sprawę, jaki dom kupują. - Sprawdzaliśmy wszystko - zapewnia Joanna, córka pani Bożeny. - Nikt z sąsiadów o żadnym konflikcie nie wiedział. Biuro nieruchomości, które sprzedało nam dom - także.

Początkowo Dziurdziowie chcieli zapłacić sąsiadowi za skrawek działki (48 mkw.), która weszła w obręb ich posesji. Nie zgodził się jednak.

Jak w rozmowie z "Dziennikiem Polskim" wyjaśnił sąsiad, jego działka bez tego kawałka byłaby skrajnie wąska i straciłaby cechy budowlane. Nie mógł się więc zgodzić.

Dziurdziowie czuli się oszukani. - Mieliśmy inwentaryzacyjną mapę powykonawczą, która pokazywała, że przebieg granic jest zgodny z ogrodzeniem. Mapa ta była przyjęta przez Urząd Gminy Biskupice, co wskazywało na jej prawdziwość. Dopiero potem, w toku spraw, okazało się, że mapa inwentaryzacji jest sfałszowana - opowiada pani Bożena.
Pierwsi właściciele domu w Bodzanowie do winy się nie poczuwają. Dziurdziowie twierdzą jednak, że przedstawili im fałszywą inwentaryzację powykonawczą domu i zataili wykonanie domu i podjazdu niezgodnie z planem zagospodarowania działki.

Rozpoczął się trwający od czterech lat spór. Wymiana korespondencji i pierwsze sprawy sądowe oraz zawiadomienia do prokuratury.

Rodzina Dziurdziów chciała zwrócić pierwotnym właścicielom trefny dom. Usłyszeli jednak, że nie mają żadnego majątku, pieniądze za dom wydali.

Bolesna rozbiórka

- Wnieśliśmy do prokuratury w Wieliczce zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez pierwszych właścicieli domu. Prosiliśmy, aby sprawdzono kwestię fałszowania dokumentów. Prokuratura jednak nie zajęła się sprawą. Dopiero po złożeniu zażalenia coś w tej sprawie drgnęło - mówi pani Bożena.

Piotr Grądzki, prokurator rejonowy w Wieliczce potwierdza, że prowadzone jest dochodzenie w tej sprawie. Szczegóły zna jednak prokurator, która jest akurat na zwolnieniu.

- Tymczasem my powoli burzymy zabudowania, mąż ma już głęboką depresję. Nie pracuje. Ja sama utrzymuję rodzinę i dom, który zaczyna przypominać gruzowisko. Nie wiem, ile jeszcze dam rady znieść - mówi ze łzami w oczach pani Bożena.

Na posesji nie ma już podjazdu. Samochód zostawiają więc na ulicy. Zdemontowany został także duży fragment ogrodzenia i chodnika, likwidowana jest wiata garażowa i ganek.

- Przecież tego domu nie można już przesunąć. Muszę zamurować okna i drzwi wejściowe. Pokoje na piętrze będą więc przypominały grobowiec, a do domu trzeba będzie wchodzić przez salon. Zresztą na te przeróbki nie mam już pieniędzy. Wszystkie rozbiórki robimy własnymi siłami, a tych coraz mniej - mówi zrozpaczona kobieta.

Nie ma tematu

Usiłowaliśmy poznać drugą stronę tej sprawy i porozmawiać z pierwotnymi właścicielami domu w Bodzanowie. Dodzwoniliśmy się do właścicielki. Stwierdziła, że jest w szpitalu i o transakcji sprzedaży domu, i historii konfliktu rozmawiać nie chce, gdyż nie ma o czym.

O sprawę domu Dziurdziów zapytaliśmy także właściciela biura nieruchomości. Zaznaczył, że na początku listopada rozpoczyna się sprawa sądowa w sprawie domu w Bodzanowie, a on jest świadkiem, dlatego nie chce się wypowiadać.

Dodał jednak, że sprawa wcale nie jest jednoznaczna. Natomiast państwo A., sprzedając dom, nie mieli nic do ukrycia. Wszystko działo się w oparciu o dokumenty. Wypisy z rejestru gruntów nie wskazywały na jakikolwiek błąd.

Właściciel biura zapewnia, że dziś, gdyby takie dokumenty posiadał, bez obaw przeprowadziłby transakcję. Podkreśla także, że jego pracownicy przygotowali dokumenty do sprzedaży domu, a notariusz je zweryfikował.

Do aktu notarialnego ani sprzedający, ani kupujący nie wnosili żadnych wątpliwości, uwag, ani zastrzeżeń.

Usłyszeliśmy, że przez 20 lat prowadzenia biura, jako pośrednik, nie popełnił najmniejszego błędu przy żadnej umowie. Potwierdził to także sąd, który w sprawie o zwrot prowizji za usługę szczegółowo analizował, czy biuro dopełniło wszelkich obowiązków.
Zapytany przez nas, co zrobiłby na miejscu państwa Dziurdziów, stwierdził, że oddałby sprawę do sądu i to sąd powinien rozstrzygnąć, jak powinno być i kto zawinił.

Trudna sprawa

Mecenas Dorota Dąbrowska, która zapoznała się z bardzo obszerną dokumentacją tej historii przyznaje, że jest ona wyjątkowo skomplikowana.

Zaznacza, że Dziurdziowie nie powinni mieć pretensji o to, co się stało, do sąsiada - właściciela niezabudowanej działki, gdyż działa on zgodnie z prawem.

- Dziurdziowie mogą teraz próbować dochodzić swych praw zarówno na drodze cywilnej jak i karnej. Jeśli kupiona nieruchomość obciążona jest wadami, to kupujący mogą żądać ich usunięcia, a jeśli do tego nie dojdzie - odstąpić od umowy. Mają też prawo zażądać zwrotu ceny kupna z odsetkami oraz naprawienia szkody, czyli zwrotu wszystkich kosztów, jakie zostały przez nich poniesione w związku z zakupem wadliwej rzeczy (np. kosztów zawarcia umowy u notariusza) - mówi prawniczka.

Niestety, mankamentem dochodzenia roszczeń na drodze cywilnej jest opłata sądowa wysokości 5 proc. wartości przedmiotu sporu. W przypadku domu Dziurdziów to ok. 27 tys. zł.

Kosztów tych można uniknąć w postępowaniu karnym. Udowodnić jednak należy, że sprzedający popełnili przestępstwo oszustwa i celowo zataili przed kupującymi wiedzę o wadach rzeczy.

W listopadzie zaplanowane są w sądzie okręgowym trzy rozprawy sądowe dotyczące domu w Budzanowie.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski