Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wydestylowana łza

Redakcja
Wyznania szczerego entuzjasty teatru

Paweł Głowacki

Paweł Głowacki

Wyznania szczerego entuzjasty teatru

Rozebrać Agnieszkę Chrzanowską albo nie rozebrać? A jeśli tak - to jak? Oto jest pytanie. Jest li w istocie szlachetniejszą rzeczą zostawić Chrzanowską ubraną? Czy pójść na całość i zatopić wstrętne łapska w morzu czarnych szat? Zerwać woal i dosięgnąć skóry - czy dalej spać na tych plumkających recitalach? Od trzech lat mnie to gnębi. Od trzech lat dumam, jak rozebrać śpiewającą Chrzanowską tak, żeby to zauważyła, i od trzech lat świadomość wysoce kulturalna, że raczej wypada tego nie czynić - czyni mnie tchórzem. Od trzech lat jestem Hamletem śpiewania Chrzanowskiej i szczerze mówiąc - mam już tego dość. Wysoce cenię Szekspira, ale nie przesadzajmy z wahaniem. W końcu każde dziecko wie - lepiej na wakacje jechać z Chrzanowską gołą niż ubraną.
 Jak rozebrać śpiewającą Chrzanowską tak, żeby zauważyła brak tego wszystkiego, co nie jest śpiewaniem? Inaczej - ile jest samej Chrzanowskiej w sztuce Chrzanowskiej, a ile jest tam samej sztuczności? Żebyśmy się dobrze porozumieli i nijakich wątpliwości nie mieli - ta pani śpiewa znakomicie. Niczego nie można zarzucić jej przeponie, niepodobna nie zachwycić się jej wysokopiennym głosem, jej uszy, które słyszą wszystko, zmieniają me usta w jeden wielki mlask podziwu. Oczy śpiewającej Chrzanowskiej są profesjonalne jak cyrkowe foki, co z kolorowymi piłkami wyczyniają na własnych nosach istne cuda.
 Chrzanowska jest słusznie nagradzana, Chrzanowską wszyscy słusznie podziwiają, Chrzanowska słusznie jest wschodzącą gwiazdką, kobietą, że ho, ho, baronessą poezji śpiewanej, kolejnym wybitnym odpryskiem Piwnicy Pod Baranami, marzeniem impotentów, śmiertelnym wrogiem wszystkich żon oraz dozgonnym fiaskiem sporego stada mężów. Słusznie, słusznie, całuję rączki, kłaniam się, własną grzywkę pilnie cyzeluję i raz jeszcze wszystkiego dobrego życzę na dalszej, rzecz jasna - strzelistej i złocistymi różami usłanej - drodze życia. Słusznie, słusznie i raz jeszcze - słusznie. Tylko że...
 Tylko że czemu ta pani, skoro słyszy niewątpliwie wszystko - nie słyszy śpiewu wielorybów? Czemu nad swym śpiewaniem nie mruczy tak, jak Glenn Gould nad klawiaturą, gdy z Bachem się spotykał? Czemu, tak wyśmienitą przeponą dysponując, nie potrafi oddychać po ludzku? Czemu swym genialnie wytresowanym okiem nie widzi, że jedna kropla potu z drugą kroplą potu z nudów grają na mym czole w kucanego berka? Czemu, przecież nie mając stu lat, przecież nie będąc Ewą Demarczyk - Chrzanowska śpiewa jak stara wyjadaczka? Czemuż, ach, czemuż? Jak się tak profesjonalnie kłamie na początku tzw. drogi twórczej - to co będzie jutro?
 Nie chcę o tym myśleć. Dziś siedzę za stołem przy pompie, Chrzanowska świewa na Scenie Przy Pompie, i zamiast żebym miał normalny w takich okolicznościach dylemat - piwo versus sztuka - mam problem, czy wystarczająco stylowo siedzę mianowicie. Taki mam problem, bo jaki inny mam mieć, skoro Chrzanowska boksuje mnie ze sceny tak dalece wydumaną stylowością? To mnie gubi, zawsze mnie gubi chęć bycia na nie swoim poziomie. Każdego gubią fatałaszki nazbyt sztucznie dobrane. Sprawdzam klasę kokardek na swych butach - bo Chrzanowska dysponuje melodyczną szminką od Coco Chanel. Miękka jest szminka, chyba bordowa, błyszcząca i słodka. Gdzie są wargi Chrzanowskiej? Badam ostrość kantek na portkach - bo Chrzanowską spowija jedwab Christiana Diora. Ciemny jest jedwab, połykający światło, powłóczysty, zakrywa, ale jakby nie zakrywał. Gdzie jest skóra Chrzanowskiej? Jadę po sobie dalej i wciąż strapiony się czuję - bo jeśli ja nie noszę biustonosza, to czarnego biustonosza o jakim mianowicie wymiarze nie nosi ona? Gdzie jest pierś Chrzanowskiej? Gdzie jest zapach Chrzanowskiej? Przecież Cacharel - to nie pot Chrzanowskiej. Gdzie są włosy Chrzanowskiej? Przecież ten kolor to skręcenie - to nie jej kolor i skręcenie. Gdzie paznokcie Chrzanowskiej? Gdzie rzęsy, brwi, uszy, gdzie nos? I gdzie się, mój Boże, podziały inne punkty strategiczne Chrzanowskiej?
 Chrzanowska śpiewa pod pompą, śpiewa pieśni z dwóch swoich płyt, fenomenalnie śpiewa, pianista Konrad Mastyło znów w Wariacje Goldbergowskie się wciela, wszystko leci jak po maśle, Michał Zabłocki - guru całości - przy stoliku karbuje loczki inteligencji, ogólny profesjonalizm sięga szczytów, a mnie szarpie jedno pytanie. Gdzie jest Chrzanowska? To jest, proszę ja was, pytanie fundamentalne. Bo zapytać, gdzie jest Chrzanowska? - to zapytać - gdzie jestem ja, który słucham Chrzanowskiej? Bo jak jej nie ma - to czy ja w ogóle jestem?
 Oto jest zagwozdka, co ją każdy zjadacz sztuki winien gryźć, stając wobec jakiegokolwiek dzieła sztuki. Gdzie ja jestem! To, przepraszam za brawurę, iście Gombrowiczowska kwestia. Poniedziałek - ja. Wtorek - ja. Środa - ja. Czwartek - ja. Tak się rozpoczyna wielki "Dziennik" wielkiego Mistrza Witolda. Gdzie była Chrzanowska w poniedziałek? Tam, gdzie we wtorek, środę i czwartek. Znów była w klubie destylacji estetycznej - i wyszła jako produkt. Weszła kobieta - wyszło cacko, co szeleści jak każdy wytworny papier. Szeleści po cichutku, po maleńku. Słucham Chrzanowskiej pod pompą - i co mam powiedzieć? Czy za Nikodemem Dyzmą mam rzec: kilo kiełbasy poproszę, ale tej lepszej, lepszej?...
 Tak, tak, czuję to - być może za ostro rzecz ujmuję. Ale, do ciężkiego diabła, jak inaczej mam ująć rzecz, która mnie bardzo boli? Z jednej strony talent, którego wyjątkowość czuję tak, jak myśliwski pies dorodnego łosia czuje, a z drugiej - słyszę i widzę, jak się owa wyjątkowość na scenie wciela w estetyczny futerał, godny każdej taniej Desy. Wciąż te same zawijasy melodyczne, wciąż ta sama pastelowość klimatów, ten sam lukier spojrzeń, to samo sztuczne wzruszenie, ta sama łza bez smaku soli. Jedna pieśń niczym istotnym się od drugiej nie odróżnia, czysty talent piosenkarski zastyga w tanią rutynę, Mastyło zgrywa się na Bacha - więc, do jeszcze cięższego diabła, jaki jest sens ujmować rzecz całą cieniej? Nie ma Chrzanowskiej, ergo - nie ma mnie. Trzeba ją natychmiast rozebrać. A gdy swej ocalającej golizny nie zauważy - co, niestety, możliwe - będzie trzeba zmienić obiekt.
Teatr im. Słowackiego, Scena Przy Pompie, Agnieszka Chrzanowska, recital, 7, 8 lipca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski