Wychwalam wydry od paru dni, ale niestety, nie wszyscy kochają wydrze sąsiedztwo. Wyobraźcie sobie, proszę, taka sytuację: macie duży staw, w którym hodujecie ryby. Pstrągi, karpie czy amury. I nagle w okolicy pojawia się wydra. Doskonały pływak, spryciarz i co najgorsze - rybożerca. Takie zagęszczenie ryb w wodzie działa na nią jak potężny magnes. Większe i mniejsze rybki pluszczą się w wodzie, a wydrze pusty żołądek po prostu przyrasta do kręgosłupa. Więc wydra wpada do wody na jedną, dwie - góra trzy rybki. Najlepiej smakują jej takie średnie, o długości trzydziestu centymetrów. Mniejsze wylatują z pyska, a większe sztuki są zbyt trudne do złapania. Właściciele hodowli może by i ścierpieli takie straty, ale wydry zakładają rodziny, których apetyt rośnie z wiekiem i - co gorsza - sprytne zwierzaki przyzwyczają się do łatwo dostępnego i suto zastawionego stołu, zbyt często odwiedzając stawy pełne ryb. Z trudem zatrzymuje je szczelne (więc kosztowne!) ogrodzenie, nie odstraszają rozciągnięte druty pod elektrycznym napięciem, więc rozwścieczeni właściciele sięgają po sposób najtańszy i najskuteczniejszy: zabijają wydry w każdy możliwy sposób. I ta zrozumiała nienawiść posiadaczy stad ryb do wydr, stała się kolejnym powodem ginięcia tych rzadkich zwierząt. O ile polowania można było zatrzymać, to ludzi ponoszących straty finansowe nic i nikt nie przekona by wydrę pokochać i chronić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?