Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wydzwaniać do jakichś brukowców, że mam nowego chłopaka? To nie ja!

Rozmawiał Paweł Gzyl
Ania Rusowicz odnajduje się świetnie w psychodelicznym stylu, zarówno w muzyce jak i w modzie
Ania Rusowicz odnajduje się świetnie w psychodelicznym stylu, zarówno w muzyce jak i w modzie Fot. Karolina Misztal
Rozmowa. Ania Rusowicz opowiada o trudnej drodze na scenę muzyczną, niechęci do świata celebrytów i psychodelicznej płycie „Genesis”

– Jesteś z wykształcenia psychologiem. To znaczy, że początkowo nie chciałaś mieć nic wspólnego ze światem muzyki?

– Nie wiązałam mojej przyszłości z muzyką. Ale inna droga okazała się bardzo trudna. Poznałam bowiem wielu ludzi, którzy – wychowując się w artystycznych domach – zdobywali taką wiedzę, której nie da się nabyć na studiach. I ze mną było tak samo. Nasiąkłam pasją do muzyki, do tego geny dały o sobie znać. Początkowo naturalnie zaprzeczałam temu, bo muzyka wywoływała u mnie wiele trudnych wspomnień. Miałam w sobie lęk, wydawało mi się, że nie mam sił, aby podjąć ten temat. Dlatego sądziłam, że jeśli pójdę w zupełnie inną stronę, to będzie mi łatwiej wszystko poukładać.

– Czy ten ostrożny stosunek do show-biznesu wynikał z tego, że jesteś córką znanych osób – Ady Rusowicz i Wojciecha Kordy – przez co wiesz, jakie są ciemne strony sławy?

– Chyba każdy wie, że to nie jest bułka z masłem. Tym bardziej, że mój przypadek był wyjątkowy. Choć byłam córką znanych rodziców, to oni nie pomogli mi w karierze. Mama zginęła w wypadku, kiedy byłam dzieckiem, a tata nie utrzymywał ze mną kontaktu. Jeśli sama kiedykolwiek miałabym dzieci, a one potrzebowałyby mojej pomocy, na pewno bym im jej udzieliła. Dlatego rozumiem rodziców, którzy wspierają swoje dzieci w ich karierze. Nie neguję, nie oceniam tego.

Pochodzenie to jednak łatka, która od razu dzieli artystów, szczególnie w Polsce, na celebrytów i tych alternatywnych. Ja jestem gdzieś pośrodku. Mam znanych rodziców, ale nie identyfikuję się z komercją. Chcę robić ambitne rzeczy, niestety, dla muzyków środka jakby nie było u nas miejsca.

– Jesteś jedną z tych polskich piosenkarek, które stronią od zdobywania popularności skandalami i prowokacjami. Dlaczego wybierasz trudniejszą drogę?

– Nie wiedzę sensu uczestniczenia w czymś takim. Sama uwielbiam czytać biografie muzyków z lat 60. i 70., których życie było wypełnione skandalami. Ale wtedy miało to inny wydźwięk. Dzisiaj prowokacje są potrzebne po to, aby cały ten show-biznes funkcjonował. Nie wchodzę w to, bo mnie to nie interesuje. Wolę skupiać się na swojej pracy. A do niej należy nagrywanie płyt i granie koncertów, a nie chodzenie na branżowe bankiety. Oczywiście, kiedy wyda się nowy album, żeby go wypromować, trzeba się czasem pokazać w mediach. To jest też część pracy. Ale dzwonienie do brukowców, że mam nowego chłopaka – w moim przypadku nie ma takiej możliwości.

– Twoja debiutancka płyta – „Mój big-bit” – określiła Cię dosyć jednoznacznie, jako kontynuatorkę dokonań swojej mamy. Nie obawiałaś się, że przez to trudno Ci będzie potem zaistnieć z czymś własnym?

– To nie była moja projekcja, tylko projekcja moich odbiorców. Ja w ogóle tego tak nie postrzegałam. Niczego nie chcę kontynuować, jestem odrębnym człowiekiem, myślę inaczej i robię swoje rzeczy. Niestety – niektórym ludziom moja mama zlewa się ze mną w jedną osobę.

– W tym kontekście bardzo odważnym posunięciem okazała się Twoja druga płyta „Genesis”, która pokazała Cię jako nowoczesną piosenkarkę, jedynie odwołującą się do dawnych brzmień. Jak Twoi fani przyjęli te piosenki?

– Ta płyta podoba się mniej tym, którzy kupili tę wcześniejszą tylko ze względu na sentyment do mojej mamy. Na „Genesis” to już przecież nie działa. Dlatego odpadła część osób w starszym wieku, ale pojawiło się za to więcej młodych. Bo oni zobaczyli na tej płycie coś bardziej twórczego. Nie wracam już bowiem do big-bitu, pojawia się zupełnie inne brzmienie, a inspiracją są po połowie rzeczy z lat 60. i 70. oraz zupełnie współczesne.

– „Genesis” to jedna z niewielu płyt polskich wokalistek, na której nie wszystkie teksty są o miłości. To wymagało odwagi?

– Ja już znalazłam w życiu miłość. Nie muszę więc za nią tęsknić. To oczywiście temat, z którym identyfikuje się wielu ludzi, stąd dobrze jest poruszyć go w piosenkach. Ale ja nie chciałam iść na łatwiznę. Przyznam szczerze, że bardzo lubię muzykę punkową – i chętnie zaśpiewałabym takie teksty. Mój głos nie pasowałby jednak do tego gatunku. Wybrałam więc inne rozwiązanie. Ponieważ muzyka na „Genesis” jest psychodeliczna, postanowiłam odnieść się do spraw duchowych. Jestem na takim etapie w życiu, że poszukuję własnej drogi w tej kwestii, dlatego o tym śpiewam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski