Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wygrywa się też w dziesiątkę

Redakcja
W meczu rozegranym w piątek: Górnik Wieliczka - Hutnik Kraków 2-1 (0-1), 0-1 Kajda 26, 1-1 Skiba 69, 2-1 Nowak 82. Sędziował Rafał Krężałek (Krosno). Żółte kartki: Szymonik, Nowak - Wasilewski. Widzów 300.

Zdaniem trenerów

  1. Górnik Ł.
    21
    42
    15-3-3
    48-21

  2. Hetman
    21
    41
    11-8-2
    26-14

  3. Kolejarz
    21
    36
    10-6-5
    26-21

  4. Górnik W.
    21
    35
    10-5-6
    25-17

  5. Przebój
    20
    33
    9-6-5
    30-22

  6. Sandecja
    21
    29
    7-8-6
    17-15

  7. Okocimski
    20
    28
    8-4-8
    25-29

  8. KSZO
    20
    27
    9-6-5
    28-18

  9. Orlęta
    21
    26
    6-8-7
    23-23

  10. Resovia
    21
    26
    7-5-9
    22-29

  11. Wisłoka
    21
    23
    5-8-8
    29-32

  1. Wierna
    21
    23
    4-11-6
    16-19

  2. Stal Rz.
    21
    23
    6-5-10
    17-25

  3. Łada
    21
    22
    6-4-11
    22-36

  4. Naprzód
    20
    21
    6-3-11
    21-30

  5. Avia
    21
    17
    4-5-12
    15-27

  6. Hutnik
    20
    14
    3-5-12
    15-27

W przypadku jednakowej liczby punktów o miejscu w tabeli decydował lepszy bilans bramek.
Następna**kolejka rozegrana**zostanie już w**najbliższą środę**16 kwietnia: Stal Rz. - Górnik Ł. (16.30), Okocimski - Wisłoka (ś. 17), KSZO - Hetman (ś. 17), Naprzód - Sandecja (ś. 16.30), Przebój - Górnik W. (ś. 16), Hutnik - Wierna (ś. 16), Orlęta - Avia (ś. 16), Resovia - Łada (ś. 16), pauzuje Kolejarz. (MAS)
Tabela III ligi
0-1 Rozborski 10 0-2 Mazurkiewicz 51Sędziował Marek Bilmin (Białystok). Żółte kartki: Kleszcz, Chmielnicki -**Polak, Walaszczyk, Mościński, Mazurkiewicz. Widzów 500.Avia: Ryłka - Kleszcz, Piela, J. Paździor, Kubiak - Gralewski, Chmielnicki, Pranagal, Orzędowski (55 Chmura) - W. Białek (71 Boniaszczuk), Rusiecki (66 Paluszek). Resovia: Pietryka - Polak, Kusiak, Kozubek, Szkolnik - Piątkowski, Walaszczyk, Rozborski (68 Jakubowski), Grabowski (64 J. Białek) - Mościński (79 Oślizło), Mazurkiewicz (86 Pydych).
Po zwycięstwach na własnym boisku z Wierną i w Pucharze Polski ze Stalą Rzeszów resoviacy poszli za ciosem i sięgnęli po pierwszą wyjazdową wygraną. Wlokąca się w ogonie ligowej stawki Avia nie miała nic do powiedzenia. Gospodarze nie potrafili wymienić dwóch trzech celnych podań, w czym duża zasługa perfekcyjnie zorganizowanych w defensywie "pasiaków". Goście byli szybsi i bardziej zdeterminowani, zaś Avia w ciągu 90 minut nie stworzyła okazji do strzelenia gola.
Resovia szybko ustawiła sobie mecz, zdobywając bramkę po sprytnie rozegranym rzucie rożnym. Kamil Walaszczyk podał do Piotra Mazurkiewicza, ten oddał mu piłkę, która następnie trafiła do Sławomira Rozborskiego. - Obrońcy Avii nie wiedzieli, co się dzieje. Nie pozostawało mi nic innego, jak przymierzyć po długim rogu - opowiadał uradowany strzelec. Od mocnego uderzenia gości rozpoczęła się też druga połowa meczu. Tym razem podawał Jarosław Piątkowski, Kamil Ryłka nie złapał piłki i Mazurkiewicz dopełnił formalności.
(TSZ)
Avia Świdnik - Resovia 0-2 (0-1)
1-0 D. Kantor 61-1 Iheanacho 531-2 Iheanacho 581-3 Matuszczyk 75Sędziował Jacek Lis (Katowice). Żółte kartki: Korona**-**Iheanacho, Matuszczyk. Widzów 500.Wisłoka: Dydo - Korona, Jędrusiak, Konrad, Król - Królikowski (70 S. Kantor), Smaś, Kalita, Michał Wolański (79 Zołotar) - Mateusz Wolański, D. Kantor. KSZO: Kwapisz - Szymoniak, Kardas, Kościukiewicz, Matuszczyk - Pietrzak (87 Rębowski), Persona (64 Stachurski), Dziewulski (80 Kotwa), Frańczak - Żelazowski (64 Kanarski), Iheanacho.
Wisłoka nie może odnaleźć formy z jesieni i choć strzela już gole, ciągle nie wygrywa. To był siódmy mecz z rzędu, a czwarty na własnym boisku, w którym drużyna Mirosława Kality nie potrafiła sięgnąć po komplet punktów. Do przerwy zdawało się, że czarna passa znajdzie swój kres. Gospodarze prowadzili od 6 minuty, byli lepsi w odbiorze piłki, obrona tylko raz dała się zaskoczyć. Jednak Kelechi Iheanacho z 5 metrów strzelił w Bartłomieja Dydę, a poprawka Adriana Frańczaka nieznacznie minęła cel. Goście grali źle. Mieli problem z wymianą kilku podań. Zanim w II połowie przyjezdni ruszyli do ataku, mogli otrzymać cios, po którym ciężko byłoby się im pozbierać. W sytuacji sam na sam z bramkarzem KSZO znalazł się Mateusz Wolański i posłał piłkę obok słupka. Od tego momentu na boisku istniał tylko KSZO, rozpoczął się też dramat Bartłomieja Dydo,, który w bramce zastąpił kontuzjowanego Marcina Zarychtę. Pierwszego gola Dydy zawalił do spółki z obrońcami Wisłoki**
(najpierw błąd popełnił obrońca Wisłoki Robert Król, potem Dydo, który niepotrzebnie wyszedł z bramki, sprytny Kelechi Iheanacho z łatwością minął golkipera dębiczan i skierował piłkę do pustej bramki), trzeci długo śnił mu się będzie po nocach - przepuścił pod nogami piłkę po strzale z wolnego Łukasza Matuszczyka. Obrońca KSZO uderzał z ponad 30 metrów. (TSZ)
Wisłoka Dębica - KSZO Ostrowiec Świętokrzyski 1-3 (1-0)
1-0 Szymanek 13
2-0 Nikitović 58
2-1 Chomicz 68
3-1 Buśkiewicz 70
3-2 Popajewski 75
4-2 Niżnik 89
Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa). Żółte kartki: Szymanek, Kępa -**Farotimi.Górnik: Wierzchowski - Głowacki, Mazurkiewicz, Karwan, Piesio (90 Kosiec) - Nikitović (90 Sołdecki), Niżnik, Nazaruk - Kępa (88 Michalak), Szymanek (65 Buśkiewicz). Łada: Fokin - Bartecki, Sawczuk, Grzegorczyk, Fulara - Farotimi (72 Popajewski), Poleszak (60 Chomicz), Rutkowski, Sebastianiuk (65 Muszyński) - Sadowski, Zarczuk.
To było 15. zwycięstwo łęcznian, niby odniesione pewnie, ale jednak po emocjach do ostatnich chwil meczu, bo Łada odrabiała straty i dopiero gol Niżnika z 89 min wszystko wyjaśnił.
Zaczęło się planowo - w 13 min Szymanek, po podaniu Nazaruka, strzałem po ziemi pokonał Fokina. Łada miała swoje okazje, ale ani w pierwszej połowie, ani na początku drugiej, gdy miała przewagę, nie strzelała bramek. W 52 min po strzale Sebastianiuka Wierzchowski wybił piłkę, która odbiła się od słupka, a dobitka Sadowskiego z kilku metrów była niecelna. Za chwilę Fulara z 30 metrów ostro przeegzaminował Wierzchowskiego. Na te harce gości Górnik odpowiedział golem Nikitovicia, zdobytym strzałem głową. Łady wcale to nie ostudziło. Kontaktowego gola zdobył 10 minut później Chomicz (po jego mocnym strzale piłka odbija się jeszcze od pleców Niżnika i wpada za Wierzchowskiego). Z wymiany ciosów, która później nastąpiła, zwycięsko wyszli gospodarze.
(MAS)
Górnik Łęczna - Łada Biłgoraj 4-2 (1-0)
Pozostałe mecze
Hetman Zamość - Naprzód Jędrzejów 3-1 (0-0)
1-0 Migalewski 54 1-1 Myśliwy 68 2-1 Wolański 71 3-1 Nakoulma 90 Sędziował Mariusz Stolarz (Brzesko). Żółte kartki: Migalewski, Towkatskij, Osuch, Nakoulma, Cieciura -**Puchrowicz, Grunt, Fryc. Widzów 2,5 tys.Hetman: Skrzypiec - Cieciura, Wachowicz, Wolański, Chałas - Piotrowicz (75 Jaworski), Kita (46 Kiema), Migalewski, Turczyn (46 Sawa) - Nakoulma, Towkatskij (60 Osuch). Naprzód:** Baran - Puchrowicz, Styczeń, Grunt, Ziółkowski - Wójcicki, Gajda (85 Samburski), Osiński (88 Szymański), Bała - Myśliwy, Fryc.
Hetman dzielnie dotrzymuje kroku Górnikowi Łęczna w walce o pierwsze miejsce. Jest wiceliderem tabeli z zaledwie punktem straty do lidera z Łęcznej.
Trener zamościan Przemysław Cecherz apelował po zwycięstwie nad Naprzodem o cierpliwość w ocenie stylu gry zespołu: - Do Zamościa drużyny nie przyjadą atakować pięcioma, sześcioma czy siedmioma zawodnikami, tu będzie trzeba każdą sytuację, każdą bramkę ciężko wypracować.
W sobotę zamościanie trafiali do siatki Naprzodu nawet nie trzy, a pięć razy, dwóch trafień sędzia nie uznał jednak za prawidłowe. Pierwsze z nich - Wasyla Towkatskiego - zdarzyło się w 3 min meczu. Do przerwy nie przyszły już następne, bo Naprzód mądrze się bronił. Dopiero w drugiej połowie Hetman zdobywał gole. W 55 min przed linią pola karnego gości sfaulowany został Marek Piotrowicz. Do piłki podszedł Igor Migalewski i zdobył bramkę z rodzaju "stadiony świata". Naprzód w 70 min o indywidualnej akcji Krzysztofa Myśliwego i tym, jak piłka odbiła się od Kiemy wyrównał na 1-1. Trzy minuty potem gospodarze podwyższyli wynik po tym, jak Wojciech Wolański zamknął dobre dośrodkowanie Jakuba Cieciury. - Ta druga bramka, jaka padła po kardynalnych błędach naszych obrońców, ustawiła mecz. Za szybko ją straciliśmy po strzeleniu wyrównującego gola i nie byliśmy już w stanie się podnieść. - mówił potem trener Naprzodu Robert Stachurski. (MAS)
99Tyle lat ukończył 5 lutego br. Jan Płachta, najstarszy kibic Sandecji, obecny w sobotę na jej stadionie. Urodzony w 1909 r., zatem na rok przed powstaniem Sandecji, od wielu sezonów nie opuścił ani jednego meczu rozgrywanego przez swych ulubieńców na Stadionie im. Ojca Władysława Augustynka w Nowym Sączu. Jeśli aura na to pozwala, na spotkania przyjeżdża... na rowerze. (DW)
Liczba meczu

Jarosław Araszkiewicz, Sandecja:

- To nie ja jestem bohaterem, gratulacje proszę składać piłkarzom. Zaimponowali mi dzisiaj ogromną ambicją i wiarą w zwycięstwo. Tworzą prawdziwy kolektyw. Nie było w drużynie słabych punktów, wszyscy zagrali z żelazną konsekwencją, dając z siebie wszystko. W przerwie meczu wspólnie z zawodnikami doszliśmy do wniosku, by przestawić ustawienie z 1-3-5-2 na 1-4-4-2. Pociągnięcie to przyniosło spodziewany skutek. Pierwsza bramka padła co prawda ze strzału samobójczego, ale przecież poprzedzona była naszą składną akcją i nie wzięła się z powietrza. W imieniu zespołu dziękuję kibicom za znakomity doping.

Antoni Szymanowski, Przebój:

- Sam pan widział: gospodarze nie przeprowadzili właściwie żadnej akcji ofensywnej, a strzelili dwie bramki. My dwa razy mieliśmy znakomite okazje i wracamy do Wolbromia bez punktów. Gramy ostatnio kompletnie bez szczęścia. To już któryś z kolei mecz, który kończymy w ten sposób. Sandecja, której życzę wszystkiego najlepszego, niczym dzisiaj nie zachwyciła. Prezentuje raczej toporną piłkę, opartą o walkę wręcz. Jej piłkarze nie mogą się więc dziwić, że złapali aż tyle kolorowych kartek. Ale taki futbol święci dzisiaj triumfy w III lidze. Mimo wszystko gratuluję rywalom zwycięstwa.
(DW)

Z dwóch stron boiska

Jano Frohlich, kapitan Sandecji:

- Już niejednokrotnie zdarzyło mi się, że występując w osłabionej liczebnie drużynie wygrywaliśmy mecze. Dlatego ani na chwilę nie zwątpiłem w możliwość odniesienia zwycięstwa. Kiedy sędzia, moim zdaniem zbyt pochopnie, usunął z boiska Jeżewskiego, chłopcy pokazali charakter.

Grzegorz Jurczyk, strzelec samobójczego gola:

- Ta bramka to był wyłącznie przypadek, klasyczny niefart. Uważam, że nie powinno się winić ani Mateusza Siedlarza, ani mnie. On chciał zażegnać niebezpieczeństwo, a ja nawet nie wiem, kiedy piłka trafiła mnie w twarz i wpadła do bramki. Trener też zresztą nie miał o to do nikogo pretensji. Teraz pozostaje nam tylko żałować, bo ten pechowy gol zadecydował o naszej porażce, na którą chyba nie zasłużyliśmy. (DW)

Jak padły bramki

1-0 Gryźlak dośrodkował na pole karne. Piłkę głową usiłował wybić Siedlarz. Uczynił to jednak tak niefortunnie, że trafił nią w twarz padającego na murawę Jurczyka. Futbolówka odbiła się od występującego z nr... 13 obrońcy Przeboju i obok zaskoczonego Palczewskiego wpadła do siatki.
2-0 Po kornerze wykonanym przez Zawiślana piłkę z 12 m mocno głową uderzył Kandyfer, a bramkarz gości między nogami przepuścił ją do siatki.
Sandecja Nowy Sącz - Przebój Wolbrom 2-0 (0-0)
Jurczyk 61 (samobójcza)**Kandyfer 79Sędziował Konrad Gąsiorowski z**Białej Podlaskiej. Żółte kartki: Jeżewski, Frohlich, Grębowski, Orzechowski, Krupa -**Twardawa, Tomasik, Hajnos. Czerwona**kartka: Jeżewski (59, dwie żółte). Widzów 1200.Sandecja: Kozioł - Szczepanik, Kandyfer, Polański - Frohlich, Gryźlak (62 Zawiślan), Grębowski (86 Owsianka), Solotruk (57 Orzechowski), Jeżewski - Bania, Piosik (46 Krupa). Przebój: Palczewski - Siedlarz, Jurczyk, Kańczuga, Wdowik - A. Mielec (82 Hajnos), Twardawa, Juszczyk, Tomasik - Rak, Górski.
- Panowie, wygrywa się też w dziesiątkę! - krzyknął do kolegów Jano Frohlich, kiedy sędzia usunął z boiska w 59 min Jonasza Jeżewskiego. Słowa kapitana Sandecji okazały się prorocze. Po upływie 120 sekund gospodarze w cudownych dla siebie okolicznościach, wyszli na prowadzenie, następnie już wyłącznie dzięki własnym umiejętnościom podwyższyli rezultat, odnosząc w ten sposób pewne zwycięstwo nad plasującym się wyżej w tabeli Przebojem. Ten z kolei nie wyzbył się sądeckiego kompleksu: po raz trzeci z kolei, potykając się bądź z pierwszą, bądź z rezerwową drużyną MKS, zostawił punkty w mieście nad Dunajcem i Kamienicą.
Obydwa zespoły przystąpiły do zawodów z przesadnym wzajemnym respektem. Stąd w pierwszej połowie, choć toczonej w szybkim tempie, kibice nie mieli zbyt wielu okazji, aby podrywać się z miejsc. Owszem, zarówno piłkarze Sandecji (Solotruk w 15, Bania w 18, 27 i 36, Piosik w 28 i 40 min), jak i Przeboju (Wdowik w 12, Twardawa w 35, Juszczyk w 44 i Tomasik w 45 min) mogli pokusić się o pokonanie bramkarzy, nie były to jednak sytuacje, które zwykło się określać mianem stuprocentowych.
Ów brak emocji z nadwyżką zrekompensowali widzom piłkarze po zmianie stron. Na ciężką próbę wystawione zostały ich (widzów, nie piłkarzy) nerwy już w 56 i 57 min. Dwukrotnie wracali wówczas miejscowi z nadzwyczaj dalekich podróży. W pierwszym przypadku rzut wolny z prawej strony wykonywał Tomasik. Do mocno uderzonej piłki nie zdążył żaden z kilkunastu graczy zgrupowanych na przedpolu Kozioła i futbolówka zdawała się nieuchronnie zmierzać do siatki. Odbiła się jednak od poprzeczki i powróciła na boisko. Chwilę później po wrzutce A. Mielca z bliska "główkował" Rak, ale i tym razem piłka, ocierając się o dłonie golkipera Sandecji ostemplowała poprzeczkę i poszybowała na rzut rożny. Wkrótce nastąpiły opisane na wstępie wydarzenia (czerwona kartka Jeżewskiego, "swojak" Jurczyka i gol Kandyfera), które wprowadziły spokój w poczynania sądeczan, zmuszając ich rywali do coraz bardziej gorączkowych prób odrobienia strat. Ich wysiłki nie przyniosły wszak żadnego skutku. Na dobrą sprawę zwycięstwo grających z podziwu godną ambicją gospodarzy mogło być efektowniejsze, ale precyzja zawiodła Zawiślana. W 63 min trafił on piłką w słupek, a w 85 min jego strzał z 14 m obronił Palczewski.
Przebój, mimo porażki, pozostawił po sobie korzystne wrażenie, prezentując dojrzały, ładny dla oka, oparty o indywidualne wyszkolenie techniczne graczy futbol. W jego szeregach zabrakło jednak reżysera gry oraz skutecznego strzelca.
(DW)
Samobójcze trafienie Grzegorza Jurczyka (z prawej) miało decydujący wpływ na rozstrzygnięcie meczu w Nowym Sączu
W piątek Górnik Wieliczka pokonał Hutnika Kraków 2-1 (0-1) po meczu, który wywołał wielkie emocje, zwłaszcza w ekipie przegranych. Ich trener Albin Mikulski winą za porażkę obarczył krośnieńskiego arbitra Rafała Krężałka. Telewizyjne powtórki pokazały tymczasem, że pretensje gości do arbitra w jednej z najbardziej spornych sytuacji były nieuzasadnione, a w drugiej sędziowska interpretacja zdarzenia nie była wcale tak oczywiście zła, jak uznawali goście. - Starałem się sędziować uczciwie i nie mam sobie nic do zarzucenia, także według oceniającego moją pracę obserwatora bramki zostały zdobyte prawidłowo - powiedział nam sędzia Krężałek.
Hutnik prowadził po dobrej w jego wykonaniu pierwszej połowie, w której ładną bramkę zdobył w 26 min Piotr Kajda. Wyrównał w 69 min równie urokliwym trafieniem wprowadzony po przerwie za Piotra Gruszkę Artur Skiba. Okazał się on bohaterem meczu, ale i sporych kontrowersji przy drugim golu. W 82 min przejął piłkę na 25. metrze przed bramką Hutnika po starciu z Tadeuszem Kaczorem. Według trenera Mikulskiego Kaczor był w tej sytuacji faulowany. Telewizyjna powtórka pokazuje, że w przepychance obaj zawodnicy się wywrócili, tylko Skiba wstał i dalej z determinacją próbował przesuwać się ku bramce, a Kaczor przysiadł na ziemi. Co mógł w tej sytuacji zrobić sędzia? Opinie ekspertów, których prosiliśmy o zdanie, są niejednoznaczne, a wniosek jeden: sędzia mógł, ale nie musiał odgwizdać faulu. Sytuacja nie była na tyle jednoznaczna, by decyzję o niezatrzymaniu akcji uznać za błędną. - Byłem blisko tej sytuacji i uznałem, że to obrońca wbiegał w napastnika, nie było tam faulu zawodnika Górnika. Obserwator Ryszard Bryłka z Legnicy, który oceniał moją pracę, także nie miał zastrzeżeń do tej decyzji. Rozmawialiśmy o niej, powiedział wręcz, że gdybym zatrzymał akcję, tobym się tą decyzją ośmieszył - mówi nam Rafał Krężałek.
Akcja Skiby toczyła się dalej, inni piłkarze Hutnika mieli okazję, by ją powstrzymać, ale żadnemu się to nie udało. Skiba wreszcie strzelał na bramkę, a gdy piłka po jego uderzeniu rykoszetem odbiła się od jednego z hutników i trafiła do czekającego po lewej stronie Nowaka, ten trafił do bramki.
Powtórka pokazuje, że młodzieżowiec Górnika uczynił to prawidłowo, nie wykorzystał pozycji spalonej, o**co był posądzany, bo przed**bramkarzem Hutnika był jeszcze jeden z**jego doświadczonych obrońców.
- Byłem blisko tej sytuacji i z mojej pozycji widać było, że nie ma spalonego, chorągiewki nie podniósł też sędzia asystent. Także obserwator nie miał wątpliwości, że bramka została zdobyta prawidłowo - wyjaśnia krośnieński arbiter meczu i dodaje, odnosząc się do zarzutów Albina Mikulskiego o rzekomym niepodyktowaniu dwóch rzutów karnych: - Nie było takich sytuacji, w których można by dyktować rzut karny. Obserwator też nie odnosił się w ocenie mojej pracy do jakiejkolwiek sytuacji w polu karnym.
Albin Mikulski oskarżał po meczu w Wieliczce: - Sędzia bardzo nas skrzywdził. Rafał Krężałek odpowiada na ten zarzut: - Po meczu trener Hutnika wygłaszał do nas w kulturalnej formie swoje uwagi, dodawał, że wcześniej został skrzywdzony przez sędziów w innym meczu. Za nikogo innego nie biorę odpowiedzialności, ale sobie nie mam nic do zarzucenia. Starałem się uczciwie sędziować. Być może Hutnik był w tym spotkaniu lepszy, ale przegrał, bo tracił bramki, które Górnik zdobywał w sposób prawidłowy.
(MAS)**
Artur Skiba (z prawej, na jego rękach Arkadiusz Kubik) był w piątek bohaterem Górnika i przyczyną złych nastrojów w ekipie Hutnika Fot. Michał Klag

Po piątkowym meczu Górnik Wieliczka - Hutnik sędzia Rafał Krężałek odpiera zarzuty Albina Mikulskiego

Spalonego nie było

DP W tym meczu bardziej zdobyliście punkt, czy straciliście dwa?
- Był to wyrównany mecz. Stal powalczyła z nami i kto wie jakby się ten mecz potoczył, gdyby zdobyła bramkę. Z drugiej jednak strony my również mieliśmy swoje okazje. Wychodzi więc na to, że skończyło się sprawiedliwym remisem. DP W pierwszej połowie się Pan nie napracował, dopiero w drugiej kilka razy Pana przeegzaminowano. Która sytuacja sprawiła najwięcej problemów?
- Zdecydowanie ten strzał po koźle (strzał Krzysztofa Szymańskiego - przyp. mił). Piłka na błocie odbiła się niekonwencjonalnie i dopisało mi trochę szczęście. DP Pana zapewne cieszy, że wreszcie udało się zagrać na zero w tyle…
- Zgadza się. Od jakiegoś czasu traciliśmy sporo bramek. W Reszowie udało się tego uniknąć i nic nie straciliśmy. Oby tak było dalej.
Rozmawiał: MIŁOSZ BIENIASZEWSKI

Krzysztof Pyskaty, bramkarz Kolejarza Stróże

Dopisało szczęście

Mirosław Hajdo, Kolejarz:

- Przed meczem spodziewaliśmy się strasznej walki. Tak zresztą było, myślę, że remis jest wynikiem sprawiedliwym, choć bardziej z przebiegu spotkanka wskazany byłby podział punktów poparty bramkami, gdyż te należały się obu stronom. Po słabszym początku drużyna spisuje się coraz lepiej. Oczywiście, walczymy o pierwsze miejsce.

Andrzej Szymański, Stal:

- Obawialiśmy się tego pojedynku. Po pierwsze, w kościach czuliśmy trudy środowych derbów w Pucharze Polski, po drugie, nie graliśmy w optymalnym składzie. W drugiej połowie nie wykorzystaliśmy okazji do zdobycia gola. Obrona była troszeczkę przemeblowana, dziękuję chłopakom za nieustępliwość, walkę. Owszem, pozostaje niedosyt, bo mogło być lepiej, ale pamiętajmy - jesteśmy najmłodszym zespołem w III lidze i dotychczasowej postawy nie musimy się wstydzić. (MS)
Stal Kwarcsystem Rzeszów - Kolejarz Stróże 0-0
Sędziował Artur Ciecierski (Warszawa). Żółte kartki: Giertl, Hus, Kloc, Niemczyk, Duda -**Księżyc, Zontek, Sierant. Widzów**400.Stal: Giertl - Ivan, Hus, Dziedzic (70 Sikorski), Duda - Majda, Reiman (Cieślik), Kloc, Niemczyk (89 Wolański), Jędryas - Udoudo (70 Szymański). Kolejarz: Pyskaty - A. Basta, Księżyc, Prokop, Zontek - D. Basta (57 Wieczorek), Stefanik, Sierant, Drąg (59 Frankiewicz) - Dudziński, Wójcik (Chlipała).
Kolejarz to tradycyjnie niewygodny rywal dla Stali. O punkty w bezpośrednich konfrontacjach rzeszowianom zawsze było ciężko, nie inaczej było tym razem. Był to typowy mecz walki.
W pierwszej połowie to goście mieli więcej okazji do zdobycia gola. W 39 min najbliższy szczęścia był Stefanik, którego strzał z 12 metrów efektownie wybronił Giertl; piłka po drodze odbiła się jeszcze od słupka i wyszła na korner. Trzy minuty później ponownie klasę pokazał słowacki bramkarz, broniąc na raty - najpierw silne uderzenie Chlipały, a zaraz dobitkę Księżyca. Goście najwięcej problemów mieli z grającymi na bokach Majdą i Husem. Często ratując grożące niebezpieczeństwo, faulowali.
Po zmianie stron kibice zobaczyli jeszcze bardziej agresywnie walczącą Stal, a przede wszystkim zdecydowanie stawiającą na atak. Zanim jednak Pyskaty znalazł się w opałach, jeszcze w 59 min po kiksie Ivana w sytuacji sam na sam z Giertlem znalazł się eksdębiczanin Stefanik i kiedy wydawało się że piłka nieuchronnie powędruje w długi róg bramki, dosłownie o centymetry minęła prawy słupek.
Dwie minuty później stalowcy odpowiedzieli piękną akcją Reimana, który silnie przymierzył z prawego skrzydła. Pyskaty instynktownie końcami palców przerzucił futbolówkę na drugą stronę, prosto pod nogi nadbiegającego Majdy. Dobitkę nestora gospodarzy obronił w niesamowitym stylu. Kwadrans przed końcem raz jeszcze klasę pokazał golkiper Kolejarza, broniąc piekielnie mocny strzał Szymańskiego z 20 metrów. W końcówce meczu nie dał się także zaskoczyć Jędryasowi.
MAREK STYKA**
Takich starć pod bramkami w Rzeszowie nie brakowało, ale gole nie padły

Zabrakło tylko goli

FOT. JERZY CEBULA
Wierna Małogoszcz - Orlęta Radzyń Podlaski 1-1 (0-0)
1-0 Szewc**48 (samobójcza)1-1 Bień**90+2 (samobójcza)Sędziował Sławomir Pipczyński (Radom). Kartki: Stanek, Piotrowski, Kwaśniewski Hajduk, Kubicki, Kita -**Ślusarczyk, Butryn, Panek. Widzów**200.Wierna: Pałys - Kwaśniewski, Bętkowski, Bień, Piotrowski, Stanek (Hajduk 77), Grzyb, Trybek, Kubicki, Kita, Mateusz Kleszcz (81 Kowalski) Orlęta:** Stężała - Pietroń, Ślusarczyk, Ptaszyński, Iwan (79 Łuczyński) - Chyła, Kaczorowski, Butryn, Szewc (51 Pliszka) - Neścior (46 Osiak), Panek.
Dwie samobójcze bramki zadecydowały o końcowym wyniku spotkania, ale nie tylko dlatego to był nietypowy mecz. Wierna, która zagrała w mocno osłabionym z powodu kontuzji i kartek składzie, bliska była pierwszej w tej rundzie wygranej, bramkę straciła w doliczonym czasie gry. A dodajmy, że sędzia wydłużył mecz aż o 8 minut.
Wierna powinna była prowadzić po pierwszej połowie, przynajmniej 2-0, bliski celu był dwukrotnie Jacek Kubicki (w 13 i 19 min strzelał minimalnie niecelnie), potem Mateusz Kleszcz z 25 m posyłał piłkę pod poprzeczkę, świetnie wybił piłkę bramkarz Orląt, najmocniejszy punkt zespołu.
Efekt naporu gospodarzy przyszedł zaraz po przerwie. Kubicki zwiódł dwóch obrońców Orląt i posłał mocną, górną piłkę na 5. metr. Szewc, naciskany przez rywala próbował wybić piłkę głową, ale posłał ją wprost w okienko własnej bramki. Niefortunny strzelec zaraz został ściągnięty z boiska... Orlęta, dotąd niemrawe, zabrały się do ataków, ale dopiero w doliczonym czasie dało to efekt. I to znów samobójczy. Rzut wolny z własnej połowy wykonywał Pliszka, posłał dalekie podanie w pole karne. Bramkarz Wiernej stał na 10. metrze i czekał właściwie niezagrożony na futbolówkę, gdy niespodziewanie głową bramkarzowi postanowił ją zgrać Bień. Wysunięty Pałys obserwował tylko, jak piłka wpada do siatki.
- Nie miałem przez kartki i kontuzje siedmiu ludzi, a dostałem jeszcze sześć żółtych kartek i w następnym meczu chyba sam będę musiał być zgłoszony do rozgrywek - martwił się po spotkaniu trener Wiernej Cezary Ruszkowski. W środę jego zespół gra z Hutnikiem. (MAS)

W osłabieniu na Suche Stawy

III liga piłkarska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski