Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wykolejony rząd

Redakcja
(INF. WŁ.) Kolejarze nie będą strajkować. Koalicja SLD-UP przegrała wczoraj w Sejmie ważne głosowanie nad senackimi poprawkami do budżetu, mającymi zmniejszyć dotację dla PKP. To konsekwencja zerwania koalicji parlamentarnej przez koło Partii Ludowo-Demokratycznej. Po raz pierwszy, mimo pełnej mobilizacji posłów SLD i UP, rząd nie miał większości w sejmowym głosowaniu.

Posłowie Partii Ludowo-Demokratycznej zerwali koalicję z SLD-UP

   Opozycja odrzuciła poprawki Senatu zaledwie dwoma głosami. Ważne jednak jest to, że premier Leszek Miller stracił część sejmowego zaplecza i jego rząd stał się faktycznie mniejszościowym.
   Posłowie opracowując budżet przyznali kolejarzom 550 mln zł z tzw. środka specjalnego (są to pieniądze znajdujące się na specjalnym koncie ministerstw i rozdysponowywane poza ustawą budżetową). Z tej samej puli przeznaczono także 150 mln zł na warszawskie metro. Senat na prośbę rządu usiłował odwrócić te zmiany. Poprawki izby wyższej zapewne zostałyby przyjęte, gdyby wczoraj nie doszło do nieoczekiwanego rozpadu koalicji parlamentarnej. Leszek Miller stracił poparcie tzw. sejmowego planktonu, czyli małych kół poselskich.
   Premier i minister finansów Andrzej Raczko powiedzieli, że dotacje na warszawskie metro i PKP w przywróconej przez Sejm wysokości oznaczają mniej pieniędzy m.in. na restrukturyzację przedsiębiorstw, naukę, kulturę, budowę dróg i ochronę sanitarną. Według Millera ci, którzy odrzucili poprawkę dotyczącą dotacji dla PKP i warszawskiego metra, głosowali za tym, "by jeździły dalej puste pociągi".
   Oprócz rozpadu koalicji w Sejmie doszło wczoraj także do połączenia dwóch ugrupowań opozycyjnych.
   Wszystko zaczęło się wczoraj po południu, gdy do drzwi gabinetów Krzysztofa Janika (szef Klubu Parlamentarnego SLD) i Janusza Lisaka (szef Klubu Parlamentarnego UP) rozległo się pukanie. W drzwiach stanęli posłańcy, mający identyczne kartki z charakterystycznym żółtym paskiem - poselskim papierem firmowym.
   Na obydwóch były identycznie brzmiące zdania: "Niniejszym informuję, że z dniem dzisiejszym, tj. 23 stycznia 2004 r. od godziny 15 przestaje obowiązywać porozumienie o utworzeniu koalicji parlamentarnej SLD, UP, PLD - zawarte w dniu 14 marca 2003 roku. Decyzja ta została spowodowana powstaniem Federacyjnego Klubu Parlamentarnego. Przewodniczący Federacyjnego Klubu Parlamentarnego Roman Jagieliński". Reporterowi "Dziennika Polskiego", jako jedynemu dziennikarzowi, udało się dotrzeć nieoficjalnie do treści pism.
   Nowe ugrupowanie Jagielińskiego (do Sejmu wszedł z listy SLD) powstało z posłów wyrzuconych z SLD, którzy wcześniej stworzyli sejmową reprezentację Partii Ludowo-Demokratycznej (m.in. Andrzej Jagiełło - bohater afery starachowickiej) i pięciu posłów z koła Polska Racja Stanu. Dołączyło do nich dwóch posłów niezrzeszonych, wyrzuconych wcześniej z Sojuszu - znany z wyskoków alkoholowych Tomasz Mamiński oraz były minister zdrowia Mariusz Łapiński. Ten ostatni został sekretarzem klubu.
   Kilka godzin później Krzysztof Janik potwierdził tę informację oficjalnie. - Będę chciał jeszcze rozmawiać z PLD na temat dalszej współpracy. SLD czułoby się bardziej luksusowo, mając kilka głosów więcej - przyznaje Janik. Z nieznanych powodów jednak nie doszło do rozmowy przed głosowaniem.
   W chwili, gdy Janik czytał list od Jagielińskiego, doszło do innej nieoczekiwanej zmiany w sejmowym układzie. Do Klubu Parlamentarnego PSL dołączyło niewielkie ugrupowanie założone przez posłów wyrzuconych z Samoobrony. Lider ludowców Jarosław Kalinowski i szef Koła Parlamentarnego Polskiego Bloku Ludowego Wojciech Mojzesowicz podpisali porozumienie o utworzeniu klubu parlamentarnego. Ich wspólne ugrupowanie od tej chwili liczyło 43 posłów.
   Koło PBL tworzyło, oprócz Wojciecha Mojzesowicza, jeszcze pięciu posłów, którzy rok temu opuścili szeregi Samoobrony.
   Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, głosowanie przełożono o dwie godziny, bo liderzy Sojuszu nie byli pewni, czy mają odpowiednią większość na sali. Trwało nerwowe liczenie głosów. Na sali plenarnej brakowało tylko trójki posłów z SLD, a z Unii Pracy nie było tylko jednego działacza. Marek Wikiński, zajmujący się kontaktami rządu z Sejmem, uspokajał swoich przełożonych. Liderzy SLD byli tak pewni swego, że doprowadzili nawet do skrócenia przerwy.

Rozpad koalicji

   Po rozpoczęciu obrad - zadowolony - Leszek Miller usiadł po raz pierwszy od czasu wypadku helikoptera w rządowej ławie. Premier uśmiechał się jednak krótko. Gdy zobaczył wyniki pierwszego głosowania, wpadł w konsternację, wyglądał jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Po chwili na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości. Poprawkę ograniczającą dotację dla PKP odrzucono.
   W tym czasie siedzący na galerii kolejarze zaczęli skandować do posłów opozycji: "dziękujemy, dziękujemy". Euforia pojawiła się także na twarzy stojącego w kuluarach Sejmu Lecha Kaczyńskiego. Prezydent Warszawy dostał dodatkowo 150 mln na budowę metra.
   Wściekły Marek Wagner czytał wydruk z rozpiską, który poseł jak głosował. Minister finansów Andrzej Raczko nerwowo konsultował się z wicepremierem Jerzym Hausnerem. A Mariusz Łapiński uśmiechał się z nieukrywaną satysfakcją, obserwując swoich byłych kolegów z rządu.
   - Stał się cud. Nie będzie strajku kolejarzy - zapewniał ucieszony szef kolejarskiej "Solidarności" Stanisław Kogut.
   Zdenerwowany szef Klubu Parlamentarnego SLD Krzysztof Janik wybiegał co chwilę z sali obrad do kuluarów, żeby zaciągnąć się papierosem.
   Gdy Leszek Miller nerwowo naradzał się z ministrami, opozycja fetowała zwycięstwo. Liderzy opozycyjnych klubów zastanawiali się nad możliwością upadku rządu. - Dzisiejsze głosowanie pokazało, że Leszek Miller nie ma już poparcia w Sejmie. Ten rząd jest w tej chwili naprawdę mniejszościowy. Niewykluczone, że dojdzie do jego zmiany - przekonywał Roman Giertych. Podobnego zdania był także szef PSL Jarosław Kalinowski. Ich plany może pokrzyżować jednak Roman Jagieliński. Zbuntowany sojusznik nie wyklucza powrotu do koalicji. - Czekamy na propozycję rozmowy ze strony szefów klubów parlamentarnych koalicji - powiedział "Dziennikowi". Jak twierdzi, nie ma na razie żadnych warunków. - Czekam tylko na propozycję rozmowy - zaklinał się.
   Według nieoficjalnych informacji Jagieliński chce w zamian za głosy swoich ludzi posady w rządzie. - On liczy, że dostanie tekę ministra skarbu. Mówił mi o tym - _opowiada jeden z posłów.
   - _Niech sobie czeka na rozmowy
- mruknął wściekły Krzysztof Janik, gdy zrelacjonowaliśmy mu rozmowę z Jagielińskim. Niewykluczone jednak, że premier się ugnie.
   - Spotkam się z kierownictwem SLD, gdzie będziemy tę kwestię rozważać - powiedział "Dziennikowi" Leszek Miller, pytany czy jest gotów zaprosić Romana Jagielińskiego i porozmawiać z nim o koalicji.
   - SLD nie ma większości w parlamencie. W związku z tym w każdej sprawie musi szukać jakichś sojuszników. Do tej pory te głosy najczęściej kupował w zamian za jakieś przywileje - komentuje Jan Rokita.

Na kłopoty... opozycja

   Premier na zaimprowizowanej konferencji prasowej nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy, jak sobie poradzi nie mając zapewnionego zaplecza w Sejmie. - To nie był zły dzień - powtarzał. - Mamy już budżet. Jest trudny, ale jest - pocieszał się Jerzy Hasuner. - Ustawa budżetowa została zepsuta, ale nie spaprana - dodawał mało entuzjastycznie Andrzej Raczko.
   Leszek Miller, zamiast powiedzieć z kim chce rozmawiać o koalicji, skupiał się na atakowaniu Platformy Obywatelskiej. - Zapewne państwo zauważyli, jak pan Rokita i pan Tusk z wielką troską pochylają się nad problemami naszego państwa, koniecznością restrukturyzacji przedsiębiorstw, spełnianiu wielu funkcji państwa polskiego. Dziś ci panowie udowodnili, że to demagogia i gra wyborcza - atakował Miller.
   - Z bólem wolałem te pieniądze przeznaczyć na kolejarzy niż na urzędasów - odparował Tusk.
   Ekonomiści są jednak zaniepokojeni zmianami w budżecie. - To, co się stało, oznacza, że nastąpi destabilizacja państwa. Z powodu tej decyzji, która jest czysto polityczna i nie ma żadnego ekonomicznego uzasadnienia. Wszyscy będziemy mieli gorsze usługi ze strony instytucji urzędów państwowych - powiedziała nam Halina Wasilewska-Trenkner, autorka ustawy budżetowej (obecnie członkini RPP). Ani ona, ani minister finansów Andrzej Raczko nie chcieli powiedzieć nam, czy będzie potrzebna nowelizacja ustawy budżetowej.
   Nieoczekiwanie opozycja jednak wyciągnęła rękę do rządu. - Jeśli rząd będzie proponował sensowne projekty i szukał wsparcia u PO czy PiS, to je znajdzie - oświadczył szef PO Jan Rokita. Liderzy PO nie wykluczyli, że poprą plan Jerzego Hausnera. - Jeśli pan wicepremier Hausner przedstawi dobry pakiet ustaw, przypominający choć w części to, co zapowiadał w swoich pierwszych wypowiedziach, to Platforma jest gotowa poważnie rozmawiać o poparciu tego planu - dodał Donald Tusk. JAN OSIECKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski