Fot. Justyna Czerniak
Czytelnicy "Dziennika Polskiego" wybrali w konkursie "ElektroMagnesy 2012" jako swój ulubiony krakowski klub działający zaledwie od czterech miesięcy Kotkarola przy Rynku Głównym 6.
Z tej okazji rozmawiamy z jego współwłaścicielem - Arturem "Bałtykiem" Przybylskim.
- Wolisz Psa czy Kota?
- Jasne, że Kota. Dlatego, że mój. (śmiech)
- Pytanie było oczywiście podchwytliwe. Bo na mieście mówi się, że Kotkarola ma zastąpić Pięknego Psa.
- Poszła taka plota. Ktoś mi włożył w usta coś, czego wcale nie powiedziałem. I potem w pewnych kręgach zaczęły się podnosić głosy: "Kto śmie detronizować Psa?". Dlatego złożyłem dementi na Facebooku. Prawda jest taka, że w moim świecie, Kot z Psem żyją w przyjaźni. Zanim założyłem własny klub, pracowałem w Pięknym Psie przez trzy i pół roku i jego właściciele są moimi dobrymi znajomymi.
- Próbujesz przeszczepić tamte doświadczenia na własny grunt?
- W Kociekarola wykorzystuję to, czego się nauczyłem we wszystkich klubach, w których wcześniej pracowałem czy które prowadziłem. A było ich kilka: Black Gallery, Tam i z Powrotem, Drukarnia - ale ta na Mikołajskiej, Piwnica Pod Ogródkiem, Monidło, no i Zlew.
- Który z nich był najważniejszy?
- Najlepiej bawiłem się w Drukarni. To był właściwy czas, miejsce i ludzie. Po prostu - jedna wielka balanga.
- Pamiętam koncert Reni Jusis w Drukarni, która spóźniła się i mogła zaśpiewać tylko trzy piosenki, bo o 22 trzeba było kończyć.
- Najśmieszniejsze było to, że przyszło mało ludzi, dlatego Reni zamknęła się w garderobie i powiedziała, że nie będzie występować. Znany konferansjer informował nieliczną publikę, że gwiazda utknęła w korku, a ona... tkwiła w szatni. W końcu zespół zaczął grać fajny jam, który Reni, niestety, przerwała, wkraczając na scenę na piętnaście minut przed końcem koncertu. (śmiech)
- Ostatnio na naszych łamach Procesor Plus wspomniał, że 19 Wiosen zagrało pierwszy swój koncert po reaktywacji w Monidle.
- Ja tego w ogóle nie pamiętam. (śmiech) Założyłem ten klub ze Szczepanem i Gorącym. Myśleliśmy, że złapaliśmy pana Boga za nogi, dlatego właściwie cały czas byliśmy... nieprzytomni ze szczęścia. (śmiech)
- No właśnie: można powiedzieć, że wyrastasz z punkowego środowiska spod Wawelu.
- Byłem z nim w jakiś tam sposób związany, ale w 1988 roku wyjechałem za granicę. Najpierw do Grecji, a potem do Kanady. Kiedy jednak przyjechałem do Krakowa na chwilę w połowie lat 90., tak mi się tutaj spodobało, że postanowiłem wrócić. Po zakończeniu działalności Monidła znowu mnie jednak rzuciło na obczyznę. Zaliczyłem Holandię, Irlandię i Anglię. Gdy chłopaki z zespołu MamaDa zaczęli mnie prosić o teksty, odpowiedziałem im, że będę pisać pod warunkiem, że zostanę wokalistą. No i znowu zawitałem do Krakowa. Potem złapałem za mikrofon w zespole Baby Dembel i dołączyłem do reaktywowanego Wee Wees. Właściwie wszystkie te projekty są teraz w zawieszeniu, ale knuję już coś nowego.
- Kotakarola założyłeś z krakowską graficzką - Justyną Czerniak.
- Poznaliśmy się oczywiście w Pięknym Psie. Zostaliśmy parą, a potem - biznesowymi partnerami. Można więc powiedzieć, że ten Kot ma... miłosny rodowód. (śmiech)
- Wybraliście dosyć obciachowe miejsce po niesławnym klubie Faust.
- Mieliśmy duże opory. Ale zdecydowaliśmy się podjąć to ryzyko. Efekt jest taki, że do tej pory wchodzą nam do klubu ludzie po mocnych solarkach i pytają: "A gdzie są loże?" Ktoś nawet napisał na ścianie toalety: "Oddajcie nam Fausta!". Ale powoli pojawia się nowe towarzystwo, które przychodzi specjalnie do Kotakarola.
- A skąd ta zabawna nazwa?
- W latach 60. działał w Krakowie seryjny zabójca, zwany "krakowskim wampirem", który nazywał się Karol Kot. Jak na światowe standardy to był raczej nieudacznikiem - zabił dwie osoby i... szesnaście razy usiłował dokonać zabójstwa. Ale skoro Londyn ma swojego Kubę Rozpruwacza, to Kraków może mieć swojego Karola Kota. Postać ta jest chyba jedną z ulubionych postaci Marcina Świetlickiego. To właśnie Karolowi Kotowi poświęcona jest płyta Świetlików - "Ogród Koncentracyjny" - z piosenką o tytule "Karol Kot". Niestety, Marcin zrobił mi na złość i nie wykonał tego utworu na otwarciu klubu. (śmiech)
- Ten wątek wyznacza muzyczny charakter klubu - bo w jego repertuarze dominuje rockowa alternatywa.
- Staramy się być otwarci na różne gatunki. Choć nie ukrywam, że w doborze zapraszanych zespołów kieruję się własnym gustem. Chodzi mi generalnie o rockową publiczność - która nigdzie się nie spieszy, lubi posiedzieć po koncercie przy barze. Tym bardziej, że w czasie wakacji mamy wyjątkowo tanie lane piwo, na które zapraszamy wszystkich.
- Sporo krakowskich zespołów zagrało już w Kociekarola. Chcecie skupić tutejsze środowisko?
- We wtorki organizujemy rockowe jam session. Prowadzi je grupa L`Orange Electrique. A każdy inny zespół może przyjść i dołączyć do niej na scenie. Ostatnio nawet ja z akustykiem tęgo sobie pośpiewaliśmy.
- A co proponujecie poza muzyką?
- Wakacyjne kino. Będziemy pokazywać koncerty, bo przecież nie każdy chce kupować DVD, żeby zobaczyć jakiś fajny zespół na żywo. Poza tym planujemy wyświetlać filmy, które były robione na poważnie, a wyszły śmiesznie. Robiłem już coś takiego w Zlewie z tłumaczeniami z Google Translatora - i było naprawdę zabawnie. (śmiech)
- Przed wakacjami wystartowaliście z kolei z Turniejem Jedynego Wiersza.
- W jury zasiadł kwiat polskiej poezji: Marcin Świetlicki, Marcin Baran i Miłosz Biedrzycki. A zgłosiło się aż czterdziestu chętnych. I był fajny efekt - dlatego będziemy kontynuowali te spotkania na jesieni.
- Czy Justyna ściągnie do Kota swoich kolegów plastyków?
- Był taki pomysł, aby wystawiać ich prace. Okazało się jednak, że to chyba za duże ryzyko. Bo co będzie, jak ktoś z bywalców klubu zacznie coś kombinować z obrazami wartymi kilka tysięcy złotych? Kiedy na otwarcie wywiesiliśmy obraz z pięknie wytkaną piramidą zwierząt, który kupiliśmy w Nowej Hucie za pięć złotych, po kilku dniach zniknął on w tajemniczych okolicznościach. Ale się odnalazł, ukryty w innym kącie klubu. Chyba ktoś przygotowywał się do jego nielegalnego przejęcia, co w porę udaremniliśmy. (śmiech)
- Macie za barem jakieś legendarne postacie krakowskiego pubbingu?
- Jasne: chociażby Skwar, który ma swój dzień w soboty, czy Marcyś, który wpada nieregularnie, bo właśnie montuje swój film po powrocie z Afryki. Generalnie stawiamy jednak na młodzież, bo chcemy odkrywać nowe talenty.
- A kiedy będzie można coś zjeść w Kociekarola?
- Już w sierpniu. Wiem, to ważne, jesteśmy przecież w samym centrum Rynku, wiele ludzi wchodzi i pyta o jedzenie. Tym bardziej, że piórem mojego dobrego znajomego, Jima Hopkinsa, nawet brytyjski "Guardian" polecił swym czytelnikom nasz klub.
- A nie macie kłopotów z Anglikami?
- Mam doświadczenie zza baru w Londynie. Wbrew pozorom, Brytyjczycy są dosyć karni. Trzeba tylko wiedzieć, jak do nich podejść.
- Widziałem, że na Facebooku macie już ponad tysiąc fanów.
- Wykorzystujemy nowoczesne media do szerzenia informacji o tym, co dzieje się w klubie. Właściwie cały czas siedzę przed kompem. Moi znajomi wiedzą już, że potrafię spamować jak nikt inny. (śmiech) Ale sięgamy też po tradycyjne formy promocji - rozwieszamy plakaty, mamy patronat Antyradia.
- Jak przyjąłeś zwycięstwo Kotakarola w naszym konkursie?
- Przede wszystkim byłem zaskoczony nominacją. Potem obserwowałem z rosnącą radością naszą przewagę nad pozostałymi klubami. Nasi bywalcy się zmobilizowali - i bardzo im za to dziękuję! To spore wyróżnienie, bo przecież działamy zaledwie od 1 kwietnia. Cieszę się, że ludzie już nas doceniają.
Rozmawiał PAWEŁ GZYL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?