MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wyłowił z basenu bardzo dużo złota

Artur Bogacki
Stanisław Krokoszyński w 1952 roku był blisko wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Helsinkach. Największe sukcesy odnosi już jako weteran
Stanisław Krokoszyński w 1952 roku był blisko wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Helsinkach. Największe sukcesy odnosi już jako weteran Fot. Joanna Urbaniec
Sylwetka. 85-letni Stanisław Krokoszyński nauczył pływać ponad 20 tysięcy ludzi i aż 103 razy wywalczył tytuł mistrza Polski.

Drugiego pływaka z takimi osiągnięciami próżno w Polsce szukać. Krakowianin Stanisław Krokoszyński, 85-letni reprezentant Wisły, ponad 100 razy wywalczył mistrzostwo Polski, takich tytułów ma dokładnie 103. I nie zamierza na tym poprzestać.

- W Polsce nikt mi teraz pod tym względem nie dorównuje i pewnie długo nikogo takiego nie będzie. Sprawdzałem wiele wyników. W Europie nikogo o __podobnych osiągnięciach nie znalazłem - mówi Krokoszyński.

Zapatrzony w „Tarzana”
Rocznik 1930, pochodzi z Przemyśla. Jak mówi, nie pamięta, kiedy dokładnie nauczył się pływać. Na pewno w wieku kilku lat. Mieszkał bardzo blisko Sanu, nad wodę chodził z kolegami, ciągnął go tam ojciec, zapalony wędkarz. Po drugiej wojnie światowej z chęci „popluskania się” w wodzie wyszło coś więcej. W 1945 roku w YMCA wystartował w zawodach gimnazjalistów, był 9. i 10.

- Wtedy jeszcze byłem słabiutki, ale później się poprawiłem. Najlepiej mi szło na __długich dystansach - mówi Krokoszyński. - Moim idolem był Johnny Weissmuller, mistrz olimpijski, który jako pierwszy przepłynął 100 metrów poniżej minuty (Amerykanin znany jest też jako odtwórca roli Tarzana w filmach z lat 30. i 40. ubiegłego wieku - przyp.)

Młody pływak robił postępy, szybko dostał się do kadry narodowej, najpierw juniorskiej, później seniorskiej. W dorobku ma kilka medali mistrzostw Polski w barwach Wisły (Gwardii), do której trafił po przeprowadzce do Krakowa, w tym złoto na 300 m stylem zmiennym z 1952 r. Był bardzo blisko reprezentowania biało-czerwonych barw podczas igrzysk w Helsinkach (1952 r.). Olimpijski start przeszedł mu koło nosa, bowiem ze względu na chorobę i problemy z migdałkami nie pojechał do Finlandii.

Książka na wagę złota
Jak mówi Krokoszyński, przełomowym momentem jego pływackiej kariery był wyjazd na harcerski obóz żeglarski nad morze (do Brzeźna) i występ w Tour de Molo w Sopocie (1947 r.). Wówczas wygrał rywalizację w dwóch konkurencjach, ale nie samo zwycięstwo natchnęło go do rozwijania umiejętności.

- Nawet nie wiem dokładnie, jak to się stało, że wystartowałem w tych zawodach. Chyba namówił mnie kolega, a chodziło o __to, że ktoś ma reprezentować nasz obóz żeglarski - wspomina 85-latek. - Jedną z nagród był podręcznik „Pływanie”, którego autorami byli Zaleski i Semadeni. To bardzo gruba książka, z __której sam nauczyłem się, jak pływać kraulem. Wcześniej styl dowolny wyglądał trochę inaczej niż obecnie, był to tak zwany „kozak”.

Nowo nabyta wiedza okazała się cennym atutem po przeprowadzce na studia pod Wawel (1949 r.). Zdradza, że do wyboru Krakowa namówili go Stefan Cięszki oraz bracia Tadeusz i Włodzimierz Kękusiowie, późniejsze pływackie sławy Wisły, z którymi spotykał się na zawodach i zgrupowaniach kadry. Uczył się w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego (późniejsza AWF) i był zawodnikiem „Białej Gwiazdy”. Mając wiedzę o poprawnym, „stylowym” pływaniu, już na drugim roku studiów pomagał prowadzić zajęcia z kolegami-studentami.

- Byłem bardzo dobry technicznie. Początkowo była to praca społeczna. Później przerodziła się w __zawód, który wykonywałem przez wiele lat - opowiada Krokoszyński.

Podopieczni pamiętają
W 1956 r. został sekretarzem „Białej Gwiazdy”, zrezygnował z kariery zawodniczej, był trenerem. Później rozpoczął też pracę na AGH, gdzie uczył pływania studentów, kadrę naukową (także już po przejściu na emeryturę, w dziale socjalnym AGH). Umiejętności ma więcej - posiada także m.in. uprawnienia instruktora ratownictwa wodnego, nurkowania, narciarstwa i sternika jachtowego.

- Oceniam, że przez przeszło 30 lat pracy nauczyłem pływać ponad 20 tysięcy ludzi. Często spotykam się z sytuacją, że na zawodach ktoś mnie rozpoznaje, nawet jeśli teraz też jest już weteranem, i przypomina, że pływania uczył się ode mnie. To bardzo miłe, że ktoś po tylu latach pamięta. Widocznie treningi ze mną były czymś, co warto wspominać - przyznaje Krokoszyński

Jako nauczyciel i wychowawca czuje się spełniony, nie żałuje, że zajął się pracą trenera. Jeśli zaś chodzi o karierę zawodniczą, to po latach przyszła refleksja, że za szybko odpuścił wyczynowe pływanie. - Głupi byłem, że zrezygnowałem. Mogłem coś osiągnąć - wyjaśnia.

Powrót na medal
W historii polskiego pływania jednak i tak się zapisał złotymi zgłoskami, tyle że z innych powodów i kilkadziesiąt lat później.

Do regularnych startów w zawodach wrócił w 2006 roku, czyli po pół wieku, a w podjęciu decyzji pomogło utworzenie w Wiśle sekcji weteranów (masters). Bardzo dobry występ w mistrzostwach Polski w Kozienicach (3 złote medale w kategorii 75-79 lat) sprawił, że znów chciał „wyczynowo” pływać.

- Kilka osób mnie namawiało, a najbardziej Paweł Lesiakowski, którego trenerem kiedyś byłem. Na początku nie robiłem sobie wielkich nadziei, ale jak pojechałem na zawody i okazało się, że zdobywam medale, to zacząłem trenować więcej niż wcześniej. Tak się to zaczęło. W __pierwszym roku pobiłem trzy rekordy Polski. Mówiąc szczerze, naprawdę byłem niezły - mówi.

Przechodził kolejne kategorie weteranów (grupy co 5 lat) i seryjnie zdobywał trofea (MP są dwa razy w roku, na 25-metrowym i 50-metrowym basenie), zwłaszcza że konkurencja się wykruszała. Teraz jest w grupie 84-89 lat. Jak każdy szanujący się sportowiec, stawia sobie cele do zrealizowania.

- Kiedyś zacząłem liczyć te złote medale z mistrzostw Polski. Pod koniec poprzedniego roku okazało się, że mam ich 88. Postawiłem więc sobie za cel dobić do setki i __zacząłem kombinować, jak to zrobić - mówi. - Przed listopadowymi mistrzostwami Polski w Gliwicach miałem 96 medali, więc było blisko. Zazwyczaj nie nastawiam się na wynik, płynę na luzie, ale teraz było inaczej. Myślałem tylko o tym. Zaplanowałem osiem startów, tak, aby był zapas, gdyby ktoś mi „dolał”. Pierwszego dnia wygrałem dwa razy i __już wiedziałem, że mi się uda.

Organizatorzy zimowych mistrzostw Polski na Śląsku uhonorowali wiślaka dyplomem za setny tytuł mistrzowski. Nie to jednak sprawiło mu największą radość. - Wszyscy na pływalni wstali i bili mi brawo, chyba 500-600 osób, pływaków i ich rodzin. Zrobiło mi się „miękko”, łezka zakręciła się oku. Nawet jak teraz to wspominam, to się wzruszam - przyznaje pływak.

W dorobku ma także 89 rekordów Polski i 4 rekordy Europy, 8 medali mistrzostw kontynentu w różnych kategoriach: 2 złote (na 200 i 400 m stylem dowolnym w kat. 80-84 lata, zdobyte w 2011 r. w Jałcie), 5 srebrnych i 1 brązowy.

Zdrowie i przyjemność
Swoje występy jako weteran i uzyskane czasy skrzętnie zapisuje. Przez lata uzbierało się sporo trofeów i medali. Pamiątki zachowuje, ma nawet te z młodości - pięknie zdobione grafikami pływaków dyplomy z lat 40. i 50.

W tym jest także dyplom z zawodów w Złocieńcu, w których wygrał w pływaniu na 50 metrów... z granatem. - W jednej ręce trzeba było trzymać granat i uważać, żeby się nie zamoczył, bo to oznaczało dyskwalifikację - wspomina.__

Pierwszego złota, z 1952 roku, jednak w kolekcji nie ma, bo... - Wtedy dostawało się plakietki. Później syn si_ę _tym bawił i __się zniszczyło - mówi.

Mimo że osiągnął już tak wiele, ciągle znajduje siłę i motywację, by nadal aktywnie spędzać czas, walczyć o kolejne medale. Nie wyobraża sobie życia bez pływania, co nie do końca podoba się rodzinie.

- Żona Teresa od dawna powtarzała przed zawodami, że mają być moimi ostatnimi. Raz była na zawodach i więcej nie poszła, a __sama też pływa - mówi.- A co ja innego bym robił? Pewnie bym zdziadział, stał się starym pierdołą. Pływanie sprawia mi wielką przyjemność. Wyczytałem, że jak ktoś uprawia sport, niekoniecznie wyczynowy, to może żyć o 5-10 lat dłużej niż ten, kto tak nie robi. Czuję się dobrze, choć wiadomo, że w __tym wieku coś już musi boleć.

Pływa dla siebie, ale ma nadzieję, że swą postawą kogoś zainspiruje. Do tego inni ciągle mogą liczyć na dobre trenerskie rady. - Chcę być potrzebny. Wiele razy było tak, że ktoś pytał: Popatrz, jak pływam, czy wszystko robię dobrze, co mogę poprawić? Mi udaje się coś znaleźć, a później ten ktoś mówi, że dzięki mnie ma teraz lepsze wyniki. Czasami to coś na pierwszy rzut oka nieznaczącego. Na przykład mało kto wie, że wydech powinno się robić z maksymalnie otwartymi ustami. Wtedy wymiana gazowa jest na poziomie 75 procent. Tego w podręcznikach do pływania nie ma, bo tym zajmują się fizjologowie, a __nie trenerzy pływania - zauważa Krokoszyński.

Marzenia o Londynie
Do swojej pasji podchodzi bardzo poważnie. Trenuje trzy razy w tygodniu, za każdym razem przepływa 2,5-3 km. - To niedużo, wręcz sama przyjemność. Kiedyś było 10 kilometrów rano i 10 wieczorem. Cieszy mnie każdy rezultat, ale to nie tak, że już odpuszczam, bo mam sto tytułów mistrzowskich. Jak coś robię, to staram się najlepiej, jak potrafię. Wyniki utrzymuję na podobnym poziomie - podkreśla.

W maju przyszłego roku są w Londynie mistrzostwa Europy masters. - Chciałbym tam pojechać, ale to duży koszt, około 4 tysiące złotych. Na to mnie nie stać. Może znajdzie się ktoś, kto mi pomoże, może klub dofinansuje wyjazd. Wierzę, że mogę zdobyć kolejne medale i pobić kolejne rekordy - mówi Krokoszyński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski