Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wynik "w rękach konia"!

Rozmawiała Dorota Kowalska
Fot. Łukasz Zarzyski
Język sportu. Komentowanie sportu to wielka sztuka, także językowa. Prof. Jan Miodek ma ulubieńców wśród sprawozdawców sportowych, ale chwali nie tylko tuzy dziennikarskie, uważa, że coraz lepiej mówią sami sportowcy

- Ogląda Pan Euro?

- Umiarkowanie! W moim wieku nie przetrawiłbym wszystkiego, ale miłość do futbolu tkwi we mnie od wczesnego dzieciństwa, więc jasne, że oglądam.

- Grał Pan kiedyś w piłkę?

- Całe dzieciństwo. I mój ojciec grał w piłkę. Piłka nożna jest w moich genach.

- Ale grał Pan w ligowym zespole piłkarskim?

- Na profesjonalną grę rodzice się nie zgodzili, bo się bali, żeby mnie ktoś nie poturbował, ale całe moje dzieciństwo to piłka nożna. Profesjonalnie grałem w koszykówkę, koszykówki rodzice się już nie bali. Ja jestem stary sportowiec, nie tylko kibic.

- Panie profesorze, język komentatorów sportowych jest dość charakterystyczny...

- I wszyscy w nich walą jak w bęben, a mnie ich trochę żal. Pracują na wielkich emocjach, dlatego bym ich usprawiedliwiał. Jednocześnie usprawiedliwiam ich z tego powodu, że na pytanie ,,Kto był pana mistrzem słowa?”, nieodmiennie, kiedy wspominam swoje pierwsze fascynacje językowe, a więc ludzi, którzy mnie też w jakimś sensie ukształtowali zawodowo, to wymieniam sprawozdawców sportowych i noszę w sobie uczucie wdzięczności wobec: Witolda Dobrowolskiego, Bohdana Tomaszewskiego, Bogdana Tuszyńskiego czy Jana Ciszewskiego, którego z tej czwórki lubiłem najmniej, ale nie mogłem nie widzieć jego ekspresyjności. To był ten wielki kwartet polskiego sprawozdawstwa sportowego, do którego dołączyłbym Tomasza Zimocha w radiu, bo gdyby tak relacjonował mecze w telewizji, byłby nie do wytrzymania. W radiu - chapeau bas.

- To udawane emocje, czy może rzeczywiście komentatorzy sportowi aż tak się nakręcają?

- Myślę, że ten cały kwintet, z tej pierwszej czwórki żyje jeszcze tylko Bogdan Tuszyński, miał pewne predyspozycje psychiczne, podobnie jak Tomasz Zimoch. Oni mówią całym sobą, dlatego są tacy świetni. Tak jak mówił całym sobą Bogusław Kaczyński, tylko o muzyce, czy Lucjan Kydryński także o muzyce. Tam, gdzie jest ekspresja, tam jest atrakcyjność w odbiorze. To są ludzie, którzy działają na wyobraźnię, dlatego są tacy wspaniali. Dlatego ja ich uznaję za swoich mistrzów słowa.

- Chce Pan powiedzieć, że komentatorzy sportowi są w swojej pracy najbardziej prawdziwi?

- Myślę, że ci najlepsi - tak. Chyba każdy z nich angażuje się w swoją pracę, tylko z różnym skutkiem ludycznym. Jeśli ja w niedzielę przeczytałem w relacji z jednego z meczów piłkarskich, że „wszedł w obronę jak w masło, ale strzał był miękki jak roztopiony ser”, to przyzna pani, że dosłowność metafor poszła tutaj za daleko. Myślę, że ktoś chciał pójść śladem Zimocha, ale chyba przesadził. Nie udało mu się. Zacytuję Stanisława Tyma, który w salonie prof. Dudka bronił tak samo sprawozdawców, dziennikarzy sportowych jak ja, ale powiedział: „Oni są czasem niestrawni, kiedy chcą na siłę być bardzo poetyccy. Wtedy ocierają się o granice językowego kiczu”. Ta metafora o maśle, roztopionym serze, ocierała się o granice kiczu. Jak się rozpędzą, to się zdarza. Wtedy potrafią powiedzieć: „Wszystko w rękach konia”. Wiem, że wszystko w czyichś rękach, znaczy wszystko zależy od kogoś, ale jeśli to gonitwa końska i słyszymy: „wszystko w rękach konia”, to jednak zgrzyt. Trzeba uważać. Wiadomo, że na piłkarzy Cracovii zawsze będziemy mówić: „pasiaki”, bo od zawsze występują w koszulkach w pasy, ale jeśli drużyna Cracovii jedzie do Oświęcimia, to z tymi pasami trzeba być ostrożnym. A ja kiedyś przeczytałem w gazecie: „Dzielna postawa «pasiaków» w Oświęcimiu”, no i wyszła tragiczna groteska.

- Jak Pan ocenia naszą drużynę na Euro 2016?

- Wysoko! Jeszcze lat temu pięć, kiedy się patrzyło na reprezentację Hiszpanii, Francji, Niemiec, Brazylii, Holandii, a potem na naszą reprezentację, widziało się tę kolosalną różnicę. Dziś nasi piłkarze już też, jak ci najlepsi, wszystko umieją, jeśli chodzi o opanowanie piłki, przytrzymanie piłki, żelazną taktykę. Dlatego przy tak wyrównanym poziomie nasze Euro może się skończyć zaraz po wyjściu z grupy, ale polscy piłkarze równie dobrze mogą dojść do finału. Natomiast ja się w prognozy bawić nie będę, bo wszystko jest możliwe, ale z satysfakcją stwierdzam, że nasi chłopcy umieją wszystko tak jak piłkarze reprezentacji Niemiec, Hiszpanii, Francji, że przywołam tych najlepszych.

- Pan też jest oczarowany tym młodym Kapustką?

- Jestem oczarowany, napędza mnie jeszcze 4-letni wnuczek, który jest zakochany w Kapustce, to jego idol.

- I co w tym Bartoszu Kapustce takiego porywającego?

- Ma tego nosa piłkarskiego, mówię teraz językiem swojego ojca, zna geometrię piłkarską, ma wyczucie. Wspaniały był w meczu z Irlandią. Najlepszy! No i ten harujący jak wół Kuba Błaszczykowski też mi zaimponował, bo ten człowiek w każdym z meczy haruje za pięciu.

- Potrafimy świetnie kibicować?

- Myślę, że tak. Żeby tylko ten śpiew był trochę lepszy. Trochę cierpi moje muzyczne ucho nad śpiewem Polaków. Zazdroszczę Węgrom, Włochom, Niemcom, Rosjanom, Francuzom. My ze śpiewem trochę powinniśmy dać sobie spokój.

- Wracając jeszcze do języka, jak Pan ocenia sportowców?

- To, co było po wojnie, a to, co jest teraz, to niebo a ziemia. Po wojnie to jeszcze umiał jako tako zachować się językowo lekkoatleta, tenisista, bo było wśród nich sporo studentów. Powojenne wywiady z bokserami, kolarzami, piłkarzami to była tragedia - oni nie byli w stanie wyjść poza zdanie pojedyncze lekko rozwinięte. Dzisiaj przeciętny piłkarz, kolarz, bokser, lekkoatleta mówi sprawną, literacką polszczyzną. Nie widzę różnicy między nimi a przedstawicielami inteligenckich zawodów.

- Ma Pan ulubionego mówcę sportowca?

- W przeszłości słynęli z pięknego mówienia Ryszard Szurkowski, Włodzimierz Lubański, mój ukochany Gerard Cieślik, ale powiem, też niebo a ziemia. Myśmy w ogóle jako społeczeństwo bardzo się podnieśli, jeśli idzie o sprawność językową.

- Czyli chce Pan powiedzieć, że Polacy w ogóle ładniej mówią?

- Powiedziałbym, że mówią lepiej, lepiej przestrzegają norm gramatycznych. Pewnie gorzej jest z wyczuciem stylistycznym, z tym, co wypada, a co nie wypada w takiej czy innej sytuacji życiowej powiedzieć. Polak jest stylistycznie zdezorientowany. Ze sprawnością gramatyczną jest sto razy lepiej niż sto lat temu, nomen omen, natomiast śmiem twierdzić, że wyczucia stylistycznego więcej miała moja babcia, prosta, wiejska kobieta, która nie wiem, czy dwie zimy chodziła do szkoły podstawowej, niż współczesny, przeciętny Polak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski