Wyrosłem w sercu Nowej Huty

Redakcja
Rozmowa z MACIEJEM TWAROGIEM, pracownikiem Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, autorem książki "Alfabet nowohuckiego przedmieścia"

Fot. Anna Kaczmarz

Skąd pomysł, by napisać książkę o Nowej Hucie?

- Moje życie jest nierozerwalnie związane z Nową Hutą, z osiedlem Wandy. Urodziłem się i wychowałem się w najstarszej części dzielnicy, gdzie wbijano pierwsze łopaty pod jej budowę i gdzie przywożono pierwsze stosy cegieł. W Nowej Hucie żyje wiele osób mi bliskich, jest wiele miejsc, które są dla mnie ważne. Ta książka to hołd i próba pamięci o tych wszystkich, dla których Nowa Huta była zawsze całym życiem. To próba zachowania w zbiorowej pamięci miejsc, których już nie ma, ludzi, którzy odeszli, albo są obok coraz starsi, naszych zabaw, problemów, określeń, powiedzonek - wszystkiego co stanowiło o naszym dzieciństwie i młodości.

- A czym wyróżnia się tzw. stara Nowa Huta?

- Nawet zabudowa jest inna od tej monumentalnej ze śródmiejskiej osi alei Róż i placu Centralnego. Podwórka były mniejsze, a domy niższe. To tu były dawniej cysterskie sady. Poza tym w tej części znajdują się miejsca, które przeszły już do historii, jak choćby Plac pod Pocztą, gdzie gromadzono się na potańcówki albo ideologiczne spędy, gdzie była pierwsza nowohucka restauracja czy poczta. Najbardziej jednak zastanawiałem się przez całe dzieciństwo, dlaczego osiedle Wandy powstało wokół cmentarza. Dopiero później, czytając i zgłębiając historię, zaczynałem pewne sprawy rozumieć. Także to, że ktoś podjął decyzję o budowie pierwszych bloków nowohuckich tutaj i zupełnie nie zwrócił uwagi na stary mogilski parafialny cmentarz.

- Jaka jest w Pana książce nowohucka mała ojczyzna?

- Moje dzieciństwo przypada na przełom lat 70. i 80. XX w. Wtedy wiele się działo, a wydarzenia kształtowały nie tylko historię tego miejsca, ale i całej Polski. W swych wspomnieniach opisuję fragment mojej dzielnicy w środku, gdzie rosną pojedyncze drzewa owocowe z wyciętych sadów, ziemię przykrytą betonem, która dawniej była uprawiana i porośnięta zbożem. Ten dawny świat był nieustannie między nami. Czuć było jego ducha. Buforem bezpieczeństwa wobec zła systemu, w którym żyliśmy było podwórko, młodzieńcze wyprawy wzdłuż Dłubni, odkrywanie tajemnic kopca Wandy, podziwianie dworku Matejki, emocje sportowe na Hutniku. To był wspaniały czas i chwile.

- Najtrudniejszy moment we wspomnieniach?

- Myślę, że dekada Jaruzelskiego była takim momentem. Choć pośród rodzeństwa byłem najmłodszy dużo rozumiałem. W domu zawsze była bibuła, leżała zawsze w wygodnym miejscu. Dzięki niej uświadamiałem sobie, że to co mówią w radio i dziennikach telewizyjnych nie jest tym, co widzę w szkole i na ulicach. Później przyszedł czas strajków, stanu wojennego, śmierci Włosika, zadym ulicznych, zapach gazu łzawiącego. Pamiętam, jak chodziłem na mecze Hutnika razem z szalikowcami, którzy w międzyczasie organizowali antykomunistyczne zadymy na ulicach Nowej Huty. Po prostu na Suchych Stawach szybciej się dorastało. To także była nasza miejscówka, na stadionie Hutnika był specyficzny zapach, szalenie kocham to miejsce na równi z moim podwórkiem.
- Czyli w Hucie nie było bezpiecznie?

- Wręcz przeciwnie. Moja część dzielnicy była zbudowana według projektu jednostek sąsiedzkich, które budowano w Nowym Jorku w latach 20-30 XX w. Ze względu na bliskość domów miało się wrażenie mieszkania w wielkiej rodzinie. Każdy o każdego dbał i wzajemnie się pilnował. Mieliśmy do siebie zaufanie. Dzisiaj starsze sąsiadki wspominają, że mój roczny synek wygląda dokładnie tak samo jak ja te trzydzieści pięć lat temu. To świadczy nie tylko o dobrej pamięci.

- W jakim momencie kończy się książka?

- Na początku lat 90. XX w. Niestety, był to czas, kiedy Nowa Huta zaczęła przerażać wielu ludzi, a to dlatego, że została sama. Nawet ci, którzy porobili kariery polityczne w Nowej Hucie wraz z nastaniem nowej Polski odwrócili się od niej. To był fatalny moment dla Nowej Huty, zyskała złą sławę, którą zmienialiśmy dość energicznie po 2000 r. dzięki własnej aktywności i zaangażowaniu w jej sprawy.

- Kiedy będziemy mogli przeczytać Pana książkę?

- Zakończyłem już pisanie. Oddałem ją fachowcom, którzy zajmą się stroną redakcyjną, a ja szukaniem wydawcy. Jeśli mi się to nie uda, mam w planach założenie swojego wydawnictwa, które będzie wydawało być może tego typu literaturę i wspierało start młodych artystów. Moim ogromnym marzeniem jest to, by książka wywołała dyskusję, falę wspomnień, może ktoś pomoże mi odkryć na nowo pewne miejsca czy zdarzenia, które zatarły się w pamięci, które pominąłem lub, które warte są wspomnienia. Do promocji książki chcę zaprosić ciekawych artystów z Nowej Huty, będzie miała dość oryginalną oprawę wokół pierwszych nowohuckich bloków.

Rozmawiał Marcin Warszawski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski
Dodaj ogłoszenie