Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wysiedleni, wygnani, deportowani…

Marcin Chorązki
Archiwum
1939–1959 * Po klęsce wrześniowej rozpoczynają się deportacje Polaków * Z zachodu do Generalnego Gubernatorstwa, ze wschodu w głąb Związku Sowieckiego * Znaczna część nigdy nie wróci do domów

Podpisy złożone na dokumencie 23 sierpnia 1939 r. w Moskwie, przez Wiaczesława Mołotowa i Joachima von Ribbentropa, zmieniły układ polityczny w Europie Środkowej. Był to końcowy krok Adolfa Hitlera do wojny z Polską i ostatecznego podważenia układu wersalskiego z 1919 r., a dla Józefa Stalina okazja do „odegrania się” za klęskę armii bolszewickiej w wojnie 1920 r. Dla zwykłych mieszkańców Polski był to początek dramatycznych zmian w ich życiu.

Klęska Polski we wrześniu 1939 została udokumentowana podpisaniem aneksu między obydwoma sąsiadami. Zmiana dotychczasowych ustaleń dotyczyła przede wszystkim linii granicznej, którą ostatecznie ustalono wzdłuż rzek San – Bug – Pisa. Już pierwszy rok okupacji niemieckiej i sowieckiej doprowadził do deportacji ludności polskiej. Z terenów Wielkopolski, Pomorza Gdańskiego, Górnego Śląska i części Mazowsza włączonego do III Rzeszy wywieziono do Generalnego Gubernatorstwa ok. 364 tys. Polaków, pozbawiając ich domostw i własności.

W tym samym czasie z terenów zajętych przez ZSRS deportowano w głąb „nieludzkiej ziemi” nie mniej niż 325 tys. Polaków. Uzupełniając te dane o liczby jeńców wojennych (410 tys. w obozach niemieckich i ok. 210 tys. w obozach sowieckich, ok. 300 tys. internowanych w innych krajach ościennych) oraz aresztowanych przez okupantów w tym czasie, można zauważyć, że już pierwszy okres wojny doprowadził do zmian w strukturze społecznej.

Szacuje się, że w wyniku represji niemieckich i sowieckich zginęło ok. 6 mln obywateli polskich, w tym ok. 2,9 mln Żydów. Jak zauważa Norman Davies: „Badacze żydowscy liczą przede wszystkim ofiary narodowości żydowskiej. Badacze polscy liczą przede wszystkim ofiary polskie. Żadna ze stron nie jest skłonna należycie uwypuklić faktu, ze najliczniejsza kategoria ofiar obejmuje zarówno Polaków, jak i Żydów”. Obywateli Rzeczypospolitej.

Pustynia na zachodzie
W lipcu 1944 r. Polskie Państwo Podziemne walczyło o wolną Polskę w Wilnie, we Lwowie oraz także w Okręgu Kraków w inspektoracie miechowskim i krakowskim, a w Warszawie odliczano godziny do powstania. W tym samym czasie w Moskwie Józef Stalin nie tylko konstruował nową, „przyjazną” dla siebie władzę w postaci PKWN, ale także kreślił granice Polski, co odbywało się za zgodą Anglosasów.

Mapa, na której zaznaczał linie graniczne, była ściśle tajnym dokumentem. To ta płachta papieru stała się przyczyną migracji milionów ludzi zamieszkałych na terenach, które w wyniku wojny przypadły ZSRS. Nie było najmniejszych możliwości, by wschodnie rubieże Rzeczypospolitej mogły przy niej pozostać. W zamian Polska miała otrzymać bliżej nieokreśloną rekompensatę w postaci ziem na wschód od Odry. Początkowo Stalin nie przyznał Polsce ani Wrocławia, ani Szczecina, by ostatecznie zmienić zdanie. Nie było to jednak podyktowane sympatią do Polaków.

Głównym celem było osłabienie Niemiec. Wrocław nie został więc przyznany Polsce ze względu na jego piastowskie korzenie – jak starano się to później przedstawiać w komunistycznej propagandzie. Głównym celem było pozbawienie pokonanych Niemiec atutów gospodarczych. Ale zanim Polacy zaczęli zasiedlać tereny poniemieckie, władza sowiecka ogołociła je z wszelkich dóbr, od fabryk po meble. W ten sposób tzw. Ziemie Odzyskane stały się pustynią, na którą przybyły miliony nowych osiedleńców.

Brodaty starszy pan
Wraz z postępem armii sojuszniczych coraz więcej obywateli polskich odzyskiwało wolność. Obok jeńców wojennych na terenie okupowanej Europy było ok. 3 mln polskich robotników przymusowych. Do tej kategorii zaliczali się nie tylko wywiezieni z okupowanej Polski, ale także część jeńców wojennych. Po zakończeniu wojny do „ludowej” Polski wróciło ich ok. 1,7 mln. Ponadto z obozów koncentracyjnych wracali polscy więźniowie.

Przykładem obrazującym losy polskich więźniów jest Stefan Kulig z Nowego Sącza. Był więźniem KL Auschwitz-Birkneu i Ravensbrück, by po ewakuacji tego obozu zbiec i wracać pieszo do domu. „Zniszczony, zmęczony no, ale już serce się radowało, że już nie ma, nie ma Niemców!” To trzymało go na duchu, dlatego pomimo wycieńczenia przejściami obozowymi, przemocy zaznanej na terenie przyfrontowym od czerwonoarmistów już w lipcu 1945 r. znalazł się w domu. Podobnie do domów wracało wielu innych obywateli polskich rozsianych po całej Europie Zachodniej.
Pokreślona przez Stalina mapa Europy doprowadziła w latach 1945–1949 do masowych deportacji także ludności polskiej z przedwojennych województw kresowych do Polski, a w szczególności na tzw. Ziemie Odzyskane. 6 lipca 1945 r. nowo utworzony Tym- czasowy Rząd Jedności Narodowej, z Edwardem Osóbką-Morawskim na czele, podpisał z rządem sowieckim porozumienie o „ewakuacji” ludności polskiej z ZSRS. Dolny i Górny Śląsk wraz z Opolszczyzną zasiedlili mieszkańcy wschodnich województw w liczbie nie mniejszej niż 760 tys. Polaków. Z Polesia na Pomorze Zachodnie przewieziono ok. 230 tys. polskich mieszkańców, a z Wileńszczyzny i republik nadbałtyckich deportowano na teren Pomorza Gdańskiego, Warmii i Mazur nie mniej niż 150 tys. Polaków.

Drugie tyle powróciło do macierzy z ZSRS spośród tych, którym nie udało się opuścić „nieludzkiej ziemi” wraz z gen. Władysławem Andersem w sierpniu 1942 r., a także część spośród co najmniej 50 tys. deportowanych w głąb ZSRS żołnierzy AK, aresztowanych na terenie II Rzeczypospolitej w latach 1944– 1945. Wśród nich był np. gen. Emil Fieldorf ps. „Nil”, zatrzymany przypadkowo w zimie 1945 r. przez NKWD. O ich nędzy świadczą wspomnienia świadków powrotów. Amelia Dunin tak zapamiętała powrót taty, Adolfa Dąmb-skiego, żołnierza AK i ziemianina spod Miechowa: „Zobaczyłyśmy go pamiętnego dnia – ostatniego października 1947 r. około 5 nad ranem.

O tej porze do Krakowa przyjeżdżał nocny pociąg z Warszawy. Poszłyśmy wszystkie na dworzec i wśród wysiadających rozglądałyśmy się z uwagą i długo nie mogłyśmy dostrzec go wśród tłumów wylewających się z zatłoczonych wagonów. Aż nagle pojawił się zarośnięty, brodaty, wychudzony i zmęczony życiem starszy pan, który na nasz widok rozpromienił się, a potem razem, wszyscy zapłakaliśmy i poczuliśmy się bardzo szczęśliwi”. Razem do Polski przyjechało ze wschodu ok. 1,3 mln obywateli.

Cudze domy
Warunki powrotu – bo tak nazywano nawet przypadki osób, które wyganiano z rodzinnych stron do Polski „pojałtańskiej” – były bardzo trudne. Od początku polityka władz wobec – jak czasem pisano w propagandzie – ewakuujących się Polaków była niejednolita. Każda z republik sowieckich stosowała różne procedury wysiedleń. Niechętnie pozwalano na wyjazd mieszkańcom północnych województw, a na terenie Ukraińskiej SRS stosowano podwójny rodzaj nacisku na Polaków – z jednej strony władze restrykcyjnie zmuszały do opuszczenia miejsc zamieszkania, stosując szykany, łącznie z aresztowaniami, z drugiej strony podziemna UPA stosowała terror, mordując bezbronnych Polaków. Takie formy nacisku przyniosły efekt – z terenów województw południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej wyjechało do Polski „pojałtańskiej” najwięcej obywateli polskich.

Warunki transportu były zazwyczaj opłakane. Opuszczając swe domy, nie mogli zabrać wszystkiego, ponieważ nie było czasu ani możliwości transportowych. Drugim etapem selekcji dobytku był załadunek do wagonów na stacjach. Nie mogli wziąć z sobą wszystkiego, a władze sowieckie stosowały zasadę, „żeby [Polacy] zabrali ze sobą jak najmniej”.

Dlatego rabowano im dobytek, szczególnie chłopom – zboże i zwierzęta, pod pretekstem rzekomo nieopłaconych podatków. Nie pozwalano pakować do wagonów, by nie były przeładowane, a mniejsza ich liczba w stosunku do złożonego przez polskie władze zapotrzebowania dawała pewność, że ludzie wsiądą, ale zwierzęta i inna własność zostaną.

W ten sposób do Polski trafiały pociągi pełne ograbionych mieszkańców Kresów. Mieszali się z nędzarzami z Syberii i Kazachstanu. Ostatni rzut repatriacji z ZSRS miał miejsce w latach 1955–1959. Do macierzy wróciło wówczas ok. 250 tys. deportowanych i zesłanych za tzw. pierwszego Sowieta, a także internowanych w latach 1944–1945, wśród nich płk Przemysław Nakoniecznikoff--Klukowski, ostatni komendant Okręgu Kraków AK.

Ale wielu nie wróciło nigdy, jak np. rodzina Kazimierza Młyńcza-ka, funkcjonariusza Policji Państwowej spod Wilna. Wojna ich na zawsze rozdzieliła. On przez Litwę, półwysep Kola, Bliski Wschód trafił ostatecznie do Londynu, a jego żona Zofia z synami w ramach deportacji z 10 kwietnia 1940 r. znalazła się w Ałtajskim Kraju, pozostając na zawsze w ZSRS. „Mimo rozpaczliwych wysiłków i starań nie udało mi się ich z tego piekła wyciągnąć. Pomagałem im, jak mogłem, słałem paczki i pieniądze, chociaż nigdy nie miałem pewności, że do nich docierają. Ta rozłąka była największym dramatem mojego życia” – wspominał po latach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski