Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wysłannicy śmierci

Redakcja
Grażyna Starzak

   Henryk Dobosz jeszcze rok temu uważał się za szczęśliwca. Miał pracę, kochającą rodzinę. Kończył budowę domu. Dnia, w którym z kolegami kładł tynki, nie zapomni do końca życia...
   O zmierzchu skończyli robotę. Postawił na stole pół litra, sam wypił trzy kieliszki - ostatni do połowy. Zastanawiał się, czy nie wezwać taksówki. Wyjął nawet telefon komórkowy. Ostatecznie jednak pożałował kilkunastu złotych na taryfę i wsiadł do swojego "malucha". Dwieście metrów przed skrętem w ulicę, na której mieszkał, wjechał na grupkę idących poboczem młodych dziewcząt. Ta, która zginęła, dzień przed śmiercią zdała maturę. Tak samo jak jego córka...
   Henryk Dobosz uważał siebie za wzorowego kierowcę. Nigdy nie zapłacił mandatu. Za kółkiem nie szarżował. Zresztą jak tu bić rekordy prędkości w nastoletnim małym fiacie. Dzień, w którym uległ namowom kolegów i wypiwszy trzy kieliszki (a właściwie dwa i pół) siadł za kierownicą, zaważył na całej jego przyszłości. Stracił pracę gminnego urzędnika, zaufanie własnych synów, sympatię sąsiadów. Najgorsza jest jednak świadomość, że zabił innego człowieka.
   - Złamałem życie tylu ludziom - wzdycha Henryk Dobosz, mówiąc, że do szczęśliwych czasów sprzed wypadku nigdy nie będzie już powrotu, gdyż brzemię odpowiedzialności za śmierć tamtej dziewczyny okazało się ciężarem nie do zniesienia. Patrząc na przygarbioną sylwetkę i poszarzałą twarz więźnia, nie mam wątpliwości, że mówi szczerze.
   Dobosz jest katolikiem. Wierzy w boże miłosierdzie, ale zdaje sobie sprawę, że nawet siedząc wiele lat w więzieniu,

nie odpokutuje

swej winy.
   Nie wszyscy skazani za spowodowanie wypadku po pijanemu, w którym ktoś poniósł śmierć lub doznał ciężkich obrażeń ciała (art. 177 par. 1 i 2 kk), zdobywają się na taką refleksję.
   Henryk Dobosz ma 51 lat i spory bagaż życiowych doświadczeń. Jednak większość z osadzonych za podobne przestępstwa to ludzie młodzi - dwudziestoparolatkowie.
   Mariusz Barcik - wysoki, postawny szatyn o smutnym spojrzeniu - skończył 25 lat. Wygląda o wiele poważniej. - Tutaj człowiek szybciej się starzeje - mówi. Miesiąc za kratami, to jak rok na wolności.
   W zakładzie karnym ma spędzić pięć lat. Jest winien nieumyślnej śmierci 60-letniej rowerzystki.
   W sierpniu ubiegłego roku jedna z sióstr Mariusza wychodziła za mąż. Na wesele zaproszono ponad setkę gości. Brat panny młodej dwoił się i troił, aby weselnikom niczego nie brakowało. Nalewał wódkę, wznosił toasty, zachęcał do tańca, pomagał kroić tort. Około północy postanowił pojechać do domu, by zmienić trochę już przybrudzoną koszulę. Do dzisiaj nie wie, a myślał o tym wielokrotnie, dlaczego nie skorzystał z zamówionych na tę noc taksówek, tylko wsiadł do samochodu ojca. Był już niedaleko domu, gdy usłyszał stuknięcie z prawego boku. Stanął. Wysiadł z samochodu. Okazało się, że drogą jechały na rowerach dwie kobiety. Ta, którą potrącił, wpadła do rowu i uderzyła głową o kamień. Zginęła na miejscu.
   Mariusz przysięga, że nie nadużywał alkoholu, że pił rzadziej niż większość kolegów. W chwili wypadku miał 2,6 promila. Jechał bez prawa jazdy. Dopiero chciał się zapisać na kurs.
   Tragiczny wypadek, którego był sprawcą, zostawił

trwały ślad

w jego psychice. Tak mówi więzienny psycholog, z którego porad Mariusz korzysta częściej niż inni skazani. Bardzo przeżył proces sądowy, gdzie musiał spotykać się z krewnymi ofiary. Jedna z tych osób nazwała go "wysłannikiem śmierci".
   - Zasłużyłem na takie określenie - zwiesza głowę Barcik.
   W czasie spędzonym w więzieniu chce zrobić coś pożytecznego, na przykład skończyć szkołę zawodową. Jeszcze cztery lata po odsiadce będzie miał zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Zaklina się, że dzisiaj nie wsiadłby do samochodu.
   25-letni Piotr Goleniarz w listopadzie 2004 r. rozpędzonym oplem astrą uderzył w skręcającego prawidłowo fiata cinquecento. Strażacy z sekcji ratownictwa drogowego kilka godzin wyciągali z wnętrza auta 18-letnią, straszliwie pokiereszowaną dziewczynę. Ofiara zmarła, zanim dowieziono ją do szpitala. Goleniarz jest jedną z pierwszych osób w Małopolsce, wobec której sąd zastosował nową w polskim prawie karnym sankcję - dożywotni zakaz kierowania pojazdami mechanicznymi.
   Zbigniew Małysa, sędzia z Brzeska, uzasadniając ten wyrok podkreślał, że "sprawca naruszył wszelkie możliwe zasady bezpieczeństwa ruchu drogowego, począwszy od jazdy w stanie nietrzeźwym, poprzez kierowanie bez uprawnień, przekroczenie prędkości, wyprzedzanie w niedozwolonym miejscu, po ucieczkę z miejsca wypadku".
   Wyrok nie jest prawomocny. A ponieważ obrońca zapowiedział apelację, Piotr Goleniarz siedzi na razie w areszcie śledczym w Tarnowie. Służba więzienna mówi o nim: "grzeczny, ułożony, zdyscyplinowany, trochę zalękniony".
   Andrzej Przybyła, więzienny wychowawca Piotra, uważa, że młodzieniec wciąż jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tego, ile osób cierpi z jego powodu i jak bardzo pogmatwał sobie życie.
   O szczegółach tragicznej, listopadowej nocy Piotr mówi bez emocji. W sobotni wieczór odwiedzili go koledzy. Namówili na wspólny wypad na dyskotekę. Następnego dnia wyjeżdżał do Austrii, do pracy. Kumple chcieli się z nim pożegnać. Miał dobrą robotę, na budowie. W ciągu dwóch miesięcy zarobił tyle, że stać go było na zakup dziesięcioletniego opla. Auto przywiózł na lawecie, bo nie posiada prawa jazdy. Do kraju wrócił m.in. po to, aby zapisać się na kurs. Za miesiąc miał rozpocząć zajęcia.
   Podczas zabawy wypili po trzy piwa. Wracali do domu o 4 nad ranem. Nie ma pojęcia, jak doszło do wypadku, bo wszystko działo się zbyt szybko. Żałuje, że uległ namowom kolegów, którzy wyciągnęli go na zabawę. Nie bezinteresownie, bo tylko on jeden z całej paczki miał samochód. Brak prawa jazdy nie przeszkadzał ani im, ani jemu. Twierdzi, że wcześniej nieraz prowadził auto ojca bez "prawka". Oczywiście w pobliżu domu.
   Przyznał się do winy. Swoją ucieczkę tłumaczy szokiem. Mówi, że jeszcze przed aresztowaniem był u rodziców tragicznie zmarłej dziewczyny, aby zapewnić ich, że bardzo żałuje tego, co się stało. Nie chce opowiadać, jak go przyjęli. Twierdzi, że codziennie o niej myśli i jak wyjdzie z więzienia, znów odwiedzi tę rodzinę.
   Sąd wymierzył mu karę 4,5 roku więzienia. Jednak Piotr kurczowo trzyma się myśli, że obrońca wyjedna dla niego łagodniejszy wyrok. Na razie

woli nie myśleć,

co będzie robił w więziennej celi przez prawie pięć lat. W areszcie nie jest najgorzej. Ma telewizor, grzałkę elektryczną. Rodzina przynosi mu wałówkę. Dzisiaj był wujek. Jutro ma go odwiedzić mama i babcia - dwie najbliższe Piotrowi osoby. Najtrudniej mu rozmawiać z babcią, która wpadła w prawdziwą rozpacz.
   Piotr Goleniarz jest technikiem handlowcem. W jego zawodzie brak prawa jazdy to poważny minus. Na razie stara się o tym nie myśleć. Do Austrii i tak jeździł z kolegą. Najbardziej obawia się tego, że po kilku latach spędzonych w więzieniu może mieć trudności, aby wrócić do poprzedniego zajęcia.
   Przemek Rejduch, młodszy o 4 lata od Piotra, też planował wyjazd na saksy. Do Anglii, gdzie legalnie pracuje jego starszy brat, brukarz. Przemek wykupił bilet lotniczy na 7 maja 2004 roku. Kilka dni wcześniej, 1 maja, żegnał się z kolegami. Po imprezie uparł się, że odwiezie wszystkich do domu. Jechał z prędkością 115 km na godzinę. Na prostym odcinku auto wypadło z drogi i uderzyło w ogrodzenie kościoła. Na miejscu zginął najbliższy kolega Przemka. Pozostała dwójka została lekko ranna.
   Rejduch miał 2,6 promila alkoholu we krwi. Jechał bez prawa jazdy. Do sądowych akt dołączył dowód wpłaty pierwszej raty opłaty za kurs.

Jest zdruzgotany.

   Nie tak zamierzał ułożyć sobie życie. Czasem, gdy budzi się po spędzonej w celi nocy, wydaje mu się, że wciąż śni. Modlił się, żeby po wyroku nie odwróciła się od niego dziewczyna. Planowali, że za rok wezmą ślub. Ślubu jednak nie będzie, bo choć w zakładzie karnym jest kaplica, Przemek nie chce przysięgać narzeczonej w takiej scenerii. Do kaplicy chodzi co niedzielę na mszę. To dla niego azyl. Jedyne miejsce w więzieniu, gdzie może wszystko spokojnie przemyśleć. Najbliższy cel - zasłużyć na częstsze widzenia z narzeczoną. Nie spodziewał się, że rozstanie z nią może być tak przykre.
   Więźniowie, którzy odsiadują wyroki z art. 177 kk, nie mają żadnych ulg ani przywilejów. - Charakter przestępstwa może, ale nie musi, być podstawą do przydzielenia więźnia do podgrupy o łagodniejszym rygorze i poszerzonym repertuarze uprawnień. Jednak decydujące jest w tym przypadku zachowanie osadzonego - mówi płk Jan Sudia, dyrektor Zakładu Karnego w Tarnowie. Mimo wszystko szef ZK stara się tę kategorię skazanych wyselekcjonować, aby nie przebywali oni w jednej celi z mordercami lub gwałcicielami. Nie zawsze się to udaje, bo tarnowskie więzienie jest przepełnione.
   Według pracowników służby więziennej osadzeni za spowodowanie tragicznego w skutkach wypadku drogowego należą do więźniów spokojnych i zdyscyplinowanych. Niektórzy, tak jak Henryk Dobosz, u którego w chwili wypadku stwierdzono niewiele ponad 1 promil alkoholu we krwi, mogą nawet budzić współczucie.
   - Generalnie wykazują skruchę, zaklinają się, że już nigdy nie wsiądą do samochodu. Są jednak i tacy, którzy uważają wypadek, którego byli sprawcami i w którym zginął człowiek, za ślepy los, nie za przestępstwo. Mieliśmy takiego jednego więźnia, niemłodego już, który na pytanie o szczegóły wypadku, mówił obojętnym tonem, że"Nawet nie wiedział, co się stało, że po prostu usłyszał lekkie puknięcie w karoserię swojego audi". Ten mężczyzna zabił 6-letnie dziecko - mówi Andrzej Przybyła. Przypomina też inną historię, gdy pijany kierowca wjechał w prawidłowo idącą grupę dzieci. Zabił czworo z nich. Zaraz po wypadku wysiadł z samochodu, wyjął portfel, w którym miał plik dolarów, bo akurat wrócił z pracy w USA, i chciał policjantom płacić. - Tak, jakby za pieniądze można było kupić życie tych czworga - mówi wychowawca z tarnowskiego zakładu karnego.
   Płk Jan Sudia podkreśla, że z roku na rok

przybywa skazanych

za prowadzenie pojazdów w stanie nietrzeźwym. Na koniec I kwartału br. w ZK w Tarnowie było ich aż 61. Większość to ci, którzy po pijanemu jechali na rowerze. W kodeksie karnym nie istnieje bowiem rozróżnienie pomiędzy kierującym rowerem a bmw. I jeden, i drugi, jeśli ma powyżej 0,5 promila alkoholu we krwi, musi stanąć przed sądem. Autorzy tego przepisu wyszli z założenia, że pijani rowerzyści są takim samym zagrożeniem dla bezpieczeństwa ruchu drogowego jak nietrzeźwi kierowcy samochodów. Najwięcej tragicznych w skutkach wypadków powodują jednak ci ostatni. Na terenie Małopolski co 13 wypadek drogowy zdarza się z ich winy. W ub.r. pijani kierowcy byli sprawcami 372 wypadków, w których zginęło 18 osób, a 536 zostało rannych. Rok wcześniej ten bilans był jeszcze tragiczniejszy. Zginęło o 7 osób więcej.
   Do tragedii dochodzi najczęściej w sobotnie i niedzielne wieczory. - To dni, kiedy po naszych drogach jeździ wyjątkowo dużo osób wracających z dyskotek. Za kierownicami aut, pełnych młodych pasażerów, siadają równie młodzi kierowcy. Jadą szybko. Często bez prawa jazdy, po wypiciu kilku głębszych - mówi komisarz Krzysztof Dymura z KW Policji w Krakowie.
   Gdy w 2004 r. małopolska policja przeprowadziła akcję "Dyskoteka",__patrolując drogi w okolicy znanych lokali, w ciągu 8 godzin zatrzymano 126 pijanych kierowców.
   Wprowadzenie 15 grudnia 2000 r. kary więzienia za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym miało zmniejszyć plagę pijaństwa na drogach. Zaraz po wejściu w życie nowych przepisów można było zauważyć spadek liczby zatrzymywanych nietrzeźwych kierowców - ze 188 tys. osób w 2000 r. do 145 tys. w roku następnym. Jednak surowych sankcji karnych przestraszyli się wyłącznie ci, którzy pili niewiele i okazjonalnie. Pijący dużo i jeżdżący w takim stanie robią to nadal. W 2004 r. liczba zatrzymanych przez policję nietrzeźwych kierowców znów zbliżyła się do poziomu sprzed grudnia 2000 r. W Małopolsce przed końcem 2000 r. zatrzymywano rocznie przeciętnie 10 247 nietrzeźwych kierowców. W 2001 ich liczba spadła do 7828, aby w 2002 r. wzrosnąć o ok. 5 proc., a w ub. r. o 7,5 proc. (w stosunku do 2003 r.).
   W 2004 r. sądy powszechne w całym kraju skazały za jazdę po pijanemu 37 tys. osób, 36 tys. spośród nich otrzymało karę pozbawienia wolności.
   Od 1 lipca 2003 r. obowiązują

nowe przepisy

kodeksu postępowania karnego, zgodnie z którymi akt oskarżenia za jazdę po alkoholu sporządza policja i wnosi go do sądu grodzkiego. Udział prokuratora ogranicza się jedynie do jego zatwierdzenia. Chociaż za samo prowadzenie po pijanemu można wsadzić sprawcę do więzienia na dwa lata, to jednak sądy bardzo rzadko orzekają najwyższy wymiar kary. A jeżeli już tak się stanie, to najczęściej zawieszają jej wykonanie. Do tego dochodzi przewlekłość sądowych postępowań. Skutkiem tego są sytuacje wręcz tragikomiczne. Do takich można zaliczyć przypadek mieszkańca Proszowic, który aż siedmiokrotnie był zatrzymywany za jazdę po pijanemu. Z przyczyn proceduralnych zawsze zawieszano mu wykonanie kary. Dopiero niedawno trafił za kraty.
   Wśród zatrzymanych przez policję pijanych kierowców są ludzie w różnym wieku, obojga płci, rozmaitych zawodów. Również sędziowie, prokuratorzy, policjanci, nie mówiąc o politykach. Choć brak umiarkowania w piciu jest grzechem ciężkim i Kościół nawołuje do abstynencji, dwa lata temu policja zatrzymała za jazdę w stanie nietrzeźwym jednego z biskupów. Ks. bp Andrzej Ś. spowodował wypadek, na szczęście niegroźny. Alkomat wykazał u niego 0,8 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Ostatnio słynna była historia jednej z sióstr zakonnych z północy Polski, którą aż trzykrotnie (raz prowadziła traktor) zatrzymywała policja z powodu jazdy po pijanemu. Ostatni raz stwierdzono u niej 2,4 promila alkoholu we krwi.
   W opinii komisarza Krzysztofa Dymury z Wydziału Ruchu Drogowego KW Policji w Krakowie pomimo

przerażających statystyk

dotyczących wypadków spowodowanych przez nietrzeźwych kierowców, polskie społeczeństwo z pobłażliwością traktuje ludzi, którzy siadają za kierownicą po wypiciu alkoholu. Jazda na tzw. podwójnym gazie nie jest traktowana jako coś zdrożnego.
   - Wielu z nas jest święcie przekonanych, że jedno piwo lub dwa kieliszki wina, a nawet wódki nie spowodują żadnej różnicy w funkcjonowaniu naszego organizmu. Tymczasem, jak wykazały badania, nawet pół promila alkoholu we krwi może w znaczący sposób zmniejszyć refleks i wywołać nieprzewidywalne przez nas reakcje - stwierdza komisarz Dymura.
   Dariusz Zuba z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie przypomina, że już pół promila alkoholu we krwi daje 1,5 raza większe prawdopodobieństwo spowodowania wypadku. Stężenie 1 promila zwiększa to prawdopodobieństwo do 5 razy. Przy 2 promilach ów wskaźnik skacze do 200! Warto w tym miejscu wspomnieć, że większość nietrzeźwych kierowców zatrzymanych przez policję ma 2 i powyżej 2 promili alkoholu we krwi.
   Na pytanie "Czy prowadziłeś kiedyś samochód pod wpływem alkoholu?", postawione w witrynie hoga.pl, aż 46 proc. internautów, a są to zwykle młodzi ludzie, odpowiedziało "Tak". Wręcz porażające są ich wypowiedzi: "Właśnie wybieram się autem po kolejną flaszkę", "Zawsze jeżdżę po pijaku. Mój rekord to 6 promili", "Wróciłem z zakrapianych urodzin. O mało co nie potrąciłem pieszego. Jak chodzi, dupek jeden". Komentarze w rodzaju "Pijakom zabierać prawo jazdy na całe życie" zdarzały się sporadycznie.

GRAŻYNA STARZAK
    Imiona i nazwiska więźniów tarnowskiego Zakładu Karnego zostały zmienione.

ALKOHOL WE KRWI

Prowadzenie pojazdu po spożyciu alkoholu (od 0,2 do 0,5 promila we krwi) jest wykroczeniem, rozpatrywanym przez sądy grodzkie, karanym grzywną. Kierowanie w stanie nietrzeźwości (powyżej 0,5 promila) stanowi przestępstwo zagrożone karą grzywny, ograniczenia wolności lub więzienia do lat dwóch. Razem z wyrokiem traci się prawo jazdy (na kilka lat lub na zawsze), a w Krajowym Rejestrze Karnym pojawia się wpis o ukaraniu za przestępstwo popełnione umyślnie. Jeśli pijany prowadzący pojazd spowoduje nieumyślnie wypadek, w którym inna osoba odniosła obrażenia ciała, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Jeśli następstwem wypadku jest śmierć innej osoby albo ciężki uszczerbek na jej zdrowiu, sprawcy grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.

DODATKOWE SANKCJE

W ustawodawstwie karnym państw zachodnich można zauważyć kilka rodzajów dodatkowych sankcji za jazdę w stanie nietrzeźwym. Pierwsza z nich to, jak w Grecji, konfiskata auta. Niekiedy także odstawia się samochód na odpłatny policyjny parking i stoi on na nim aż do momentu odzyskania przez właściciela prawa jazdy. Czasami montuje się też w autach blokady zapłonów oraz czujniki reagujące na obecność alkoholu w wydychanym powietrzu. Kolejny rodzaj sankcji to, tak jak w Polsce, kara pozbawienia wolności i grzywna.

Najczęściej jednak - i w tę stronę idzie całe ustawodawstwo UE - zaleca się uczestnictwo w kursach reedukacyjnych. Szacuje się, że na Zachodzie reedukacja doprowadziła do zmniejszenia liczby pijanych kierowców na drogach o połowę. Dyskusje na temat wprowadzenia tego rodzaju sankcji trwają również w Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski