MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wystarczy pociągnąć, Najjaśniejszy Panie!

Redakcja
Narzędziem służącym w Galicji głównie do regulowania zegarków była kolej. Arcymistrzem punktualności był Jakub Haas - nadworny maszynista cesarza Franciszka Józefa I.

Leszek Mazan: FELIETON

Urodził się z matki Polki w Gibovie na Morawach, walczył z za Cesarza i Jego Rodzinę w kampanii włoskiej pod Solferino, potem - w roku 1866 - pod Sadową. Sześć lat wcześniej, służąc już w wojskach kolejowych "przeszedł na prawą stronę", czyli z pomocnika maszynisty awansował na szefa lokomotywy. Należał do pierwszych kolejarzy pierwszych w dziejach wojskowości pociągów sanitarnych, odwożących rannych i konających z pobojowiska. Było ich dużo: Prusacy, również po raz pierwszy na taką skalę, użyli pod Sadową karabinów ładowanych od tyłu. Po wojnie pruskiej pracował jako maszynista pasażerskich cugów, schnellcugów i ekspresów, zawsze z ogromną punktualnością, wyczuciem i szczęściem. Wiadomość o uratowaniu w ostatniej chwili pociągu nad przepaścią nad Prutem (powódź nagle zerwała most), o niewiarygodnym zapobieżeniu zderzeniu pociągów na trasie Przemyśl - Jarosław, o człowieku o stalowych nerwach na drogach żelaznych Galicji dotarła aż na szczyty C.K. Kolei i spowodowała awans pana Jakuba (który ratując pociąg przed katastrofą kompletnie osiwiał) na stanowisko nadwornego maszynisty. Wkrótce sam Najjaśniejszy Pan, zachwycony maestrią hamowań i przyspieszeń, polecił na którejś karpackiej stacyjce - mimo że czasy były ciężkie - zanieść maszyniście dwa cygara "Wirginia". Pan Jakub, świadomy swej wartości, poprosił o całą skrzynkę cygar i skrzyneczkę dobrego wina, na co monarcha, ku zdumieniu zawistnych dworaków, z ochotą przystał.

I tak ano tłukli się obaj, Franciszek Józef i Jakub Haas po galicyjskich wertepach. Gdy salonka cesarska stała w Wiedniu, pan Jakub woził pociągami arcyksiążąt i ministrów, biskupów, nafciarzy, złotą młodzież a nawet, wstyd powiedzieć, zwykły gmin. Sypały sie na niego medale i odznaczenia, archiwa rodzinne puchły od wycinków prasowych. Osiedlił się w Przemyślu, w jego domu wisiał duży portret Franciszka Józefa: emerytowany w 1910 roku maszynista wymieniając to imię zawsze wstawał.

Jakub Haas zmarł w Przemyślu w 1935 roku i byłby nareszcie odpoczął, gdyby na jego grób nie natrafił krakowski dziennikarz Ryszard Dzieszyński. Grób zniknął, a szkoda, bo w roku 2013 postać legendarnego maszynisty chciałoby przypomnieć Przemyskie Stowarzyszenie Przyjaciół Dobrego Wojaka Szwejka. Jest szansa, że imię Jakuba otrzyma jedna z sal odrestaurowanego dworca.

Serdecznie kibicuję tym staraniom, choćby z uwagi na lojalność człowieka, który do końca życia dementował powszechną w Galicji opinię, jakoby salonkę cesarską łączyła z lokomotywą linka przywiązana do nogi maszynisty.

Leszek Mazan,

dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski