Małopolskę można bez problemu wypatrzeć z nieba. Specyficzną odmienność zawdzięczamy rozdrobnionej zabudowie i pewnej roślince o żółtych kwiatach. Gdzie spojrzeć – domy, drogi i dróżki. W pełni wiosny dochodzą jeszcze miliony kwitnących mniszków lekarskich. Żółte łany widać z pokładu stacji kosmicznej, czego nie można powiedzieć o sporej części Europy, gdzie nowoczesne rolnictwo zlikwidowało większość chwastów. Daję temu wiarę, choć sprawdzić nie mogę. Póki co, wycieczka na orbitę Ziemi jest poza moim zasięgiem finansowym, ale nie ustaję w marzeniach…
Mniszek to nieco kłopotliwa roślina. Raz nazywają go mają, innym razem dmuchawcem czy mleczem. Maja to zapewne od majenia zielonych łąk w maju. Zaś w porze wydawania nasion zasłużył sobie na miano dmuchawca. Kto choć raz w życiu nie dmuchał w puszyste „spadochrony”, proszę o podniesienie ręki.
Ów dmuchawiec ma dla płci brzydszej niezbyt korzystne skojarzenia. To nic innego jak „męska stałość”, w którą starczy lekko chuchnąć, by rozwiała się i zniknęła. Tak jak dojrzałe owoce mniszka. Za przyczyną mlecznego soku wypływającego z uszkodzonych liści bywa przezywany mleczem. Przezywany, gdyż prawdziwe mlecze to zupełnie inne gatunki roślin. Swojsko brzmiąca nazwę mniszek zapożyczono od wyglądu prawdziwych zakonników. Po zdmuchnięciu owocków z puchem kielichowym pozostaje łysa główka otoczona wieńcem zeschniętych listków.
Przy odrobinie wyobraźni można się dopatrzeć miniaturki tonsury zdobiącej głowę braci w niektórych zakonach. Dla botanika to tylko zwyczajny mniszek lekarski. Zwyczajny? Nie sądzę…
Mniszek lekarski to jedna z bardziej ekspansywnych roślin. Potrafi wyrosnąć zarówno na wąskim pasie trawnika dzielącym ruchliwą ulicę, jak i między płytami chodnika. Prócz tego obficie rośnie na wszystkich łapkach. Posiadacze ogródków doskonale znają gruby niczym ogon szczura korzeń najbardziej uprzykrzonego chwastu, który szybko uodparnia się na herbicydy. Z grządki truskawek trzeba go wycinać z chirurgiczną precyzją ostrym nożem, pełzając po zagonach na kolanach. Choć wcale nie jestem pewien, czy warto go tak zaciekle tępić, o czym będzie za chwilę.
Dzięki kwiatom mniszka wiosna staje się żółta. Kwitnienie w późniejszym terminach jest już widowiskowe. Żółte są łąki, miedze, zapuszczone pola i trawniki. Wieczorem rośliny zamykają kwiaty, chroniąc je przed chłodem, by równo z pierwszymi promieniami słońca otworzyć je na powrót. W takim samym kolorze będą buty i spodnie, jeśli przespacerować się po wyzłoconych mniszkiem przestrzeniach. Tony kwiatowego pyłku nie szkodzą alergikom, bo lepki i ciężki przenoszony jest wyłącznie przez owady, a nie przez wiatr.
W powietrzu unosi się tylko nieco gorzki aromat pełnych nektaru kwiatów. Zerwijcie, proszę, żółtą maję (wiem, wiem, może ubrudzić palce) i zajrzyjcie do środka. To setki drobnych kwiatuszków ułożonych gęsto obok siebie w rodzaj talerzyka. Botanicy nazywają je kwiatami złożonymi. To prawdziwy raj dla pszczół i innych zjadaczy nektaru i pyłku. Sadownicy narzekają, iż pszczoły miast zapylać drzewa owocowe, ucztują nisko w trawie. Prawdę mówiąc, wcale się nie dziwię. Nie umniejszając jabłoniom czy gruszom, konkurenci biją je na głowę w podaży nektarowego i pyłkowego pożytku. Właśnie w tej chwili w ulach powstaje pyszny miód mniszkowy. Gęsty, aromatyczny, z lekką nutką goryczy. I żółtawym zabarwieniu. Wybrany prosto z plastra smakuje wyśmienicie i jeśli ktoś nabrał na niego ochoty, to radzę czym prędzej zamówić w znajomej pasiece, gdyż produkt to wybitnie sezonowy. Następna okazja skosztowania rarytasu dopiero za rok.
Teraz coś o terapeutycznych właściwościach, dzięki którym mniszek zasłużył sobie na drugi, lekarski człon nazwy. Znam osoby, które właśnie kupiły zapas cukru i przez parę najbliższych dni będą zbierać kwiatowe koszyczki, żmudnie odcinać zielone dno i przesypywać cukrem. Okienne parapety zapełnią słoje ze złotym syropem, który jest panaceum na wszelakie dolegliwości. Bardziej doświadczeni przerobią go na wino czy wysokoprocentowy trunek o właściwościach tyle samo leczniczych co rozweselających, ale o tym pisać nie wypada, bo to objęte państwowym monopolem i akcyzą przestrzenie.
Nawiasem mówiąc, każda część rośliny ma zbawienne dla zdrowia działanie opisywane już w XI wieku przez arabskiego medyka Avicennę. Herbatki i napary koją bóle wątroby i poprawiają trawienie. Doskonale wpływają na układ krążenia, przeziębienia i anginy. Sok wyciśnięty z młodych liści i korzeni jest stosowany na południu Europy do wiosennych kuracji czyszczących krew. Obfituje w witaminy, minerały i fitosterole. Byle tylko zebrać roślinę przed kwitnięciem, gdyż później staje się mocno gorzka, co nie każdemu może smakować. Francuzi tak pokochali mniszka, że uprawiają go w ogrodach tuż obok innych warzyw. Dochowali się kilkunastu udomowionych odmian o dużych, sałatowych liściach. Pikantnym smakiem i aromatem przewyższają rukolę i roszpunkę. Zwinięte pąki marynowane w słonej zalewie nie ustępują prawdziwym kaparom. Młodziutkie kwiaty delikatnie przesmażone w miodzie (wiem, że cukier tańszy, ale prawdziwego miodu nic nie zastąpi), prócz leczenia kaszlu są przysmakiem dla dzieci.
Jest też przepis na skołatane nerwy. To świeży sok z liści, kwiatów i korzeni zmieszany w równych proporcjach z białym, wytrawnym winem. Najsmaczniejsze zostawiam na koniec: Francuzi są święcie przekonani, iż mniszek lekarski jest znakomitym afrodyzjakiem. Teraz nieśmiała sugestia dla wszystkich posiadaczy ogrodów: po cóż w pocie czoła walczyć z chwastem, wydawać pieniądze na niezdrową chemię, skoro intruz może być najzwyczajniej w świecie zjedzony ze smakiem i pożytkiem dla zdrowia?
Mniszek, którego tak wychwalam, jest twardym i bezwzględnym zdobywcą nowych światów. Nim ludzie zaczęli zamorskie podróże, rósł wyłącznie na północnej półkuli o umiarkowanym klimacie. Pięć wieków temu zaczął podróżować na gapę na pokładzie żaglowców. Dotarł do Ameryki Południowej, Australii i wysp Pacyfiku. Stał się prawdziwym kosmopolitą i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. Wypiera tamtejsze gatunki roślin i dominuje w przyrodzie. Nikt go nie lubi, ale przecież to nie jego wina, że ludzie wymyślili żaglowce.
Nasiona mniszka po znalezieniu odpowiedniego miejsca kiełkują i wypuszczają charakterystyczne zielone, lancetowate liście o wciętych brzegach. Jego liście ułożone są w rozetę, z której na środku wyrasta łodyga. Jest ona pusta w środku, mierzy do 20 centymetrów i zakończona jest pojedynczym koszyczkiem kwiatowym. Jest on chętnie odwiedzany przez różne owady, dlatego jest rośliną miododajną. Pozyskiwany przez pszczoły miód z mniszka lekarskiego uznawany jest za jeden z najzdrowszych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?