Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z akademika na londyńskie salony

Agnieszka Bialik
Londyn. Wimbledon jest niepowtarzalny, ma swój styl i atmosferę. Tak uważają wszyscy grający tu tenisiści.

10 lat temu, gdy Agnieszka Radwańska wygrała juniorski Wimbledon, mieszkała z rodzicami i siostrą w akademiku. Od tego czasu wiele się u niej zmieniło.

Przede wszystkim – zdobyła 14 tytułów WTA i została milionerką. Dziś Agnieszkę Rad­wańską stać na wynajmowanie wielkiego domu blisko kortów, w którym rok temu mieszkał Novak Djoković. Kilka dni temu na grilla zaprosiła do niego Martinę Navratilovą.

Polubiłam trawę

10 lat minęło jak jeden dzień. Starego kortu numer „2” zwanego „cmentarzyskiem mistrzów”, na którym krakowianka zdobywała mistrzowski tytuł, już nie ma. Jego miejsce zajęła nowoczesna „3”. Wspomnienia pozostały.

6:3, 6:4 z Austriaczką Tamirą Paszek (w półfinale ograła Wiktorię Azarenkę, w seniorskim Wimbledonie kilka lat później była dwa razy w ćwierćfinale, wygrała trzy turnieje WTA, najwyżej klasyfikowana na 26. miejscu WTA) i największy sukces w Agnieszki–juniorki stał się faktem.

Wygrała 10 lat po sukcesie Aleksandry Olszy, mistrzyni także deblowej. Uroczystość dekoracji na „2” nie trwała długo. Puchar dla najlepszej juniorki, przyniesiony z tenisowego muzeum, wręczyła krakowiance Ann Jones, mistrzyni Wimbledonu z 1969 roku. Gratulacje, minuta dla fotoreporterów, szybkie wywiady i... puchar wraca do muzeum. Radwańska otrzymała miniaturkę. Maleńką, ale jakże cenną.

– Powoli dociera do mnie to wszystko – opowiadała nam wtedy krakowianka. – Jechałam na ten turniej z myślą, by zagrać lepiej niż na Roland Garros, gdzie odpadłam już w I rundzie. Z meczu na mecz grało mi się lepiej na trawie i pomyślałam, że jeśli zagram „swoje”, to mogę wygrać. Tak się stało i jestem bardzo szczęśliwa! Pani Ann Jones pogratulowała mi sukcesu i stwierdziła, że łatwo wygrałam cały turniej.

Zauważyła, że przegrałam tylko jednego seta. Życzyła mi też wielu sukcesów w przyszłości. Już się cieszę, że zagram tu za rok. Polubiłam trawę! Z meczu na mecz grało mi się lepiej. Mogłam się wgrać w tę nawierzchnię i pokazać urozmaicony tenis.

Ciastka z Wembley

Mama tenisowych sióstr, Katarzyna Radwańska, dobrze pamięta turniej sprzed 10 lat.

– Chyba nikt się nie spodziewał wówczas, że Iśka może wygrać. W rankingu juniorskim była wtedy pod koniec czwartej „10”. Pamiętam, że mieszkaliśmy wówczas całą rodziną w akademikach w Roehampton, gdzie córki grały turniej przed Wimbledonem. Ładne były te akademiki, eleganckie.

Czy myślałam wówczas, że zajdzie tak daleko, że wygra tyle turniejów zawodowych, będzie w finale Wimbledonu i awansuje na 2. miejsce w rankingu WTA? Aż tak to nie! Tego się nie spodziewałam! Choć wiedziałam, że będzie dobra.

Wygrywała przecież wszystkie turnieje 12- i 14-latków. Juniorski Wimbledon wygrała jako 16-latka. To nieczęsto się zdarza, no chyba że jest się Martiną Hingis, która w tym wieku była już seniorską mistrzynią.

W kolejnych latach mieszkaliśmy już w hotelu, tańszym od tego oficjalnego, ale o przyzwoitym standardzie. Załatwiał nam go zawsze Wiktor Archutowski, przez jakiś czas menedżer Agnieszki i Urszuli.

Od siedmiu lat wynajmujemy na Wimbledonie dom blisko kortów. Większość tenisistów tak robi. To wielka wygoda. Nie traci się czasu na stanie w korkach, mamy namiastkę prawdziwego domu. Zawsze z ogródkiem, grillujemy, odpoczywamy. Przywożę z Krakowa polskie produkty, gotuję.

W tym roku nie mogłam pojechać, ale z polskim jedzeniem nie ma problemu w Londynie. Agnieszce do domu ciasta i pieczywo przywozi polska piekarnia „The Polish Bakery” z Wembley. Córka chwali, że jak domowe. Pamiętam, że raz mieszkaliśmy w domu, który przez lata wynajmowała Martina Navratilova.

Piękny był, stary, w wiktoriańskim stylu, ale… skrzypiały w nim schody i nie dało się spać. W następnym roku wzięliśmy już w nowoczesnej zabudowie. W tym roku córki mieszkają w domu, który rok czy dwa lata temu wynajmował Novak Djoković. Wimbledon jest niepowtarzalny, ma swój styl i atmosferę.

Tradycja i nowoczesność

Na czym polega fenomen Wimbledonu, najstarszego i najsłynniejszego turnieju tenisowego na świecie? Na tym, że umiejętnie łączy to, co tradycyjne z najnowocześniejszą techniką. Że idąc z duchem czasu, przedkłada tenis i sportową rywalizację nad komercję.

To przecież jedyny turniej, w którym gra się w białych strojach (dotyczy to wszystkich tenisistów, nawet takich mistrzów jak Roger Federer, któremu nie pozwolono grać w białych butach z pomarańczową podeszwą), a na kortach nie ma reklam. Jeden z nielicznych, na trawiastych kortach, najmniej popularnych w tenisowym świecie.

Reklam nie ma, bo nie musi ich być. Wimbledon jest dostatecznie bogaty. Sponsorzy sami ustawiają się w kolejce do organizatorów. Na miejsce jednej firmy, oficjalnego dostarczyciela na turniej jakiegoś produktu, czeka już kilka kolejnych. A tu wszystko musi być oficjalne: woda mineralna, wino, kawa, herbata, samochody, zegarek, piłki, szampan, a nawet piwo.

Bo bycie oficjalnym partnerem Wimbledonu to prestiż, honor i świetna reklama. Nawet sklepy z turniejowymi gadżetami nie rzucają się w oczy. A można tu kupić niemal wszystko z logo turnieju: od czekoladek, po odzież, parasole, porcelanę aż po oficjalne ręczniki, jakich używają tenisiści. Biznes się kręci, ale jakby dyskretnie, elegancko, subtelnie. Bo tu najważniejszy jest tenis.

Tradycja rzecz święta, ale… W tym roku po raz pierwszy od początku trwania turnieju złamano zasadę, że Wimbledon rozpoczyna się „zawsze na sześć tygodni przed pierwszym poniedziałkiem sierpnia”. To ukłon w stronę tenisistów. Coraz częściej w ostatnich latach narzekali, że mają zbyt mało czasu między Roland Garros a Wimbledonem. Między wolną ziemią a szybką trawą. Wimbledon się ugiął i podarował im dodatkowy tydzień. Wszyscy chwalą, że to dobre posunięcie.

Obiekt z roku na rok pięknieje. – Wyremontowali cały budynek treningowy. Jest więcej wanien z lodem. Więcej pomieszczeń do rozgrzewki, więcej stołów do masażu. Kiedyś był z tym problem – opowiada Agnieszka Radwańska. – Wszystko jest bardziej nowoczesne, ładniejsze, ale… straciło trochę swój klimat – dodaje nasza deblistka Klaudia Jans–Ignacik. W tym roku zmiany odczuli też dziennikarze. Mamy nową restaurację i więcej pokoi na konferencje prasowe.

Szampan i truskawki

Wimbledon to najbardziej „polski” Wielki Szlem. Mimo że w Polsce nie ma ani jednego kortu trawiastego, to nasi tenisiści największe sukcesy odnoszą właśnie na londyńskiej trawie. Agnieszka – finalistka 2012, półfinalistka 2013. Jerzy Janowicz – półfinalista 2013, Łukasz Kubot – ćwierćfinalista w tym samym roku.

Kompleks Wimbledonu (słynne SW 19, Church Road) składa się z 41 kortów trawiastych (19 „mistrzowskich” i 22 treningowych).

W tym oczywiście Kort Centralny, najsłynniejszy i chyba najpiękniejszy na świecie, który może pomieścić niemal 15 tysięcy widzów. Tu, jak nigdzie indziej, czuje się atmosferę wielkiego tenisowego święta. Royal Box, czyli loża królewska gości członków rodziny królewskiej, prezydentów, premierów, gwiazdy kina, sportu, celebrytów.

Królowa Elżbieta II nad tenisa przedkłada wyścigi konne w Ascot, ale w 2010 roku (po 33 latach przerwy) pojawiła się na Korcie Centralnym. Zobaczyła mecz Andy’ego Murraya z Jarkko Nieminenem i zjadła obiad na kortach.

Kort numer 1 na niemal 12 tys. widzów nie ma już takiej magii. Nowoczesny obiekt jest za to bardzo funkcjonalny, a jeden z pierwszych meczów po jego otwarciu w 1997 roku rozegrała na nim… Magdalena Grzybowska. Krakowianka pokonała wówczas w trzech setach Venus Williams.

Przy organizacji turnieju pracuje około 6 tysięcy osób – najwięcej w cateringu (1800) i ochronie (700). Mecze tenisowe sędziuje 362 sędziów (główni i liniowi), a piłki podaje 253 chłopców i dziewcząt z londyńskich szkół.

Słynne truskawki ze śmietaną (najlepiej smakują z szampanem) w tym roku kosztują 2,5 funta (za 10 sztuk) i pochodzą z hrabstwa Kentu (zbierane dzień wcześniej).

Co roku podczas Wimbledonu schodzi ich 28 tys. kg. Ich smak najbardziej podkreśla szampan, który obok pimmsa jest najchętniej kupowanym alkoholem.

Najstarszy (od 1877 roku), najbardziej prestiżowy, najsłynniejszy turniej tenisowy świata to także wielkie pieniądze dla tenisistów. W tym roku pula nagród wynosi 26 milionów 750 tys. funtów. Mistrzowie odbiorą czeki na 1,88 miliona funtów.

Dawnych mistrzów czar

Kto pamięta mistrzów z dawnych lat, przychodząc dziś na korty może ich spotkać osobiście. W telewizji BBC mecze komentują m.in. John McEnroe, Martina Navratilova czy Lindsay Davenport. W drugim tygodniu Wimbledonu rozgrywany jest także turniej legend.

Zaproszone gwiazdy, te młodsze i starsze, rywalizują na serio i mają nawet swoją pulę nagród. Najlepsza para dostaje do podziału 22 tys. funtów.

W tym roku zagrają m.in.: Jana Novotna, Marion Bartoli, Tracy Austin, Mary Joe Fernandez, Martina Navratilova. U panów m.in.: Goran Ivanisevic, Richard Krajicek i Henri Leconte. Bo na Wimbledonie przeszłość i tradycja to podstawa. W tym tkwi siła tego turnieju, najsłynniejszego i najstarszego na świecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski