Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z dopingiem nigdy nie wygramy

Rozmawiał Tomasz Froehlke
Były mistrz olimpijski Sebastian Coe po zakończeniu kariery zawodniczej pozostał przy sporcie
Były mistrz olimpijski Sebastian Coe po zakończeniu kariery zawodniczej pozostał przy sporcie fot. Filip Kowalkowski
Rozmowa. - Bądźmy realistami. Zawsze znajdą się jacyś amatorzy oszustwa. Czy w bankach zawsze są tylko uczciwi pracownicy? Taka, niestety, jest ludzka natura - mówi Brytyjczyk Sebastian Coe, szef Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych

- W swojej karierze „dobiegł” Pan do polityki. Czy zamierza Pan to kontynuować, czy już tylko koncentruje się na działalności związanej ze sportem?

- Cały czas zasiadam w Izbie Lordów, która jest wyższą izbą parlamentu, a jej członkowie nie są wybierani. Robię to już od 16 lat, głosuję w sprawach, które mnie interesują, jak zdrowie, sport czy oświata i gospodarka. W wyborach startować nie zamierzam.

- Gdzie jest współczesna lekkoatletyka? Polscy piłkarze awansowali do ćwierćfinału mistrzostw Europy, a na ulicach widać było na każdym samochodzie i w niemal każdym domu biało-czerwone flagi. Jakiś czas potem nasi lekkoatleci wygrali klasyfikację medalową mistrzostw Europy i cisza. Teraz, na mistrzostwach świata juniorów w Bydgoszczy, zainteresowanie kibiców było... średnie.

- To prawda. To jest główne zadanie, z którym musimy sobie poradzić. Wie pan, jak to jest: są dyscypliny, które są na topie i takie, dla których wejście na ten szczyt jest wyzwaniem. I do tej drugiej kategorii zalicza się lekkoatletyka. Trzeba wielu lat pracy, od najmłodszych kategorii wiekowych, żeby ludzi przekonać, jak piękna jest to dyscyplina sportu.

- Ale przed laty, gdy Pan rywalizował na bieżni, choćby ze Steve’em Ovettem, trybuny pękały w szwach!

- Po pierwsze - to było z 30 lat temu. Wówczas mieliśmy w telewizji cztery kanały i na jednym z nich pokazywana była lekkoatletyka. Niech pan sobie przypomni wasz Wunderteam. Na nich również były pełne trybuny. Ale lata mijają nieubłaganie. Świat się zmienił, ludzie również. Wiele dyscyplin sportu przeszło metamorfozy i dziś są znacznie przed nami. Piłka nożna, wszelkie sporty nordyckie, kolarstwo. Oni wszyscy pracują na własny sukces. My nie potrafiliśmy porwać tłumów, choć była ku temu szansa. Po drugie, nie jest tak bardzo źle. Byłem na wszystkich najważniejszych imprezach lekkoatletycznych na każdym kontynencie i w wielu miejscach widziałem pełne trybuny. Tegoroczne halowe mistrzostwa świata w Stanach Zjednoczonych były chyba najlepsze w historii. Na mistrzostwach Europy w Amsterdamie również stadion był niemal pełen. Nawet zawody w półmaratonie, mimo złej pogody, oglądało sto tysięcy ludzi. Ale to prawda, że nie wszędzie tak jest, to główny problem dla nas.

- Może głównym problemem jest afera dopingowa Rosjan?

- Nie sądzę. Pamiętajmy, że mówimy tylko o ostatnim roku, ale problem z widownią jest już od wielu lat. Oczywiście, afera dopingowa nie sprzyja pozyskiwaniu fanów, ale to jedna strona medalu. Drugą jest utożsamianie się ze swoimi bohaterami. Który z chłopaków nie chciałby być Ronaldo albo Messim? A my mamy wielu bohaterów, z którymi można by się utożsamiać. Jeśli jesteś sprinterem, to musisz wiedzieć, kim była w twoim kraju Irena Szewińska, jeśli jesteś skoczkiem o tyczce, musisz znać postać Władysława Kozakiewicza, jeśli biegasz, to musisz wiedzieć, jaką rolę odegrał Bronisław Malinowski. Najpierw trzeba młode osoby wyedukować, żeby potem utożsamiały się ze swoimi bohaterami. Również obecnie nam ich nie brakuje. Choćby Usain Bolt, David Rudisha czy wielu lekkoatletów z waszego kraju. Wie pan, dlaczego tylu ludzi przyszło na zawody w Amsterdamie? Bo mieli swoją idolkę - sprinterkę Daphne Schippers. A w moim kraju informacja o tym, że Martin Rooney obronił tytuł mistrza Europy na 400 m, znalazła się w BBC po informacji o tym, że znany golfista nie wystartuje na igrzyskach w Rio, bo obawia się chorób. To przykre, ale daje nam wiele do myślenia, a przede wszystkim do skutecznego działania.

- Moim zdaniem również problemem jest oglądanie zawodów na stadionie. Tyle się dzieje, że kibice nie wiedzą, na co zwrócić uwagę. Może wyjściem byłoby przenoszenie niektórych konkurencji poza stadion? Żeby ludzie byli bliżej, żeby poczuli się częścią widowiska.

- Ma pan całkowitą rację. I już tak robimy. W Amsterdamie kwalifikacje rzutu oszczepem czy dysku były poza stadionem i zdało to egzamin. Wszystkie dekoracje również były na zewnątrz i średnio na żywo oglądało je dwa tysiące osób. Na wielu mityngach skok o tyczce czy pchnięcie kulą odbywa się w parkach, rynkach czy dworcach kolejowych. W Bydgoszczy są spotkania ze sportowcami na Starym Rynku. Eksperymentujemy z nową konkurencją - mistrzostwami świata sztafet. To jest droga, którą musimy iść, żeby ludzi utożsamiać z naszą dyscypliną sportu. Bydgoszcz miała tylko kilka miesięcy, żeby się do tej imprezy (mistrzostwa świata juniorów w ubiegłym tygodniu - przyp.) przygotować. To wielki wyczyn i za to jestem wam wdzięczny. Normalnie zajmuje to cztery, pięć lat. Z doświadczenia, jako szef komitetu organizacyjnego igrzysk olimpijskich w Londynie, wiem, że przekonanie - szczególnie młodych ludzi - do jakiejś imprezy zajmuje lata. Musimy krok po kroku iść do przodu, ale trzeba wielkiej cierpliwości i konsekwencji w działaniu.

- Ale przecież ludzie na całym świecie biegają. To jest część lekkoatletyki!

- Zgadza się, ale ludzie nie czują się związani z tą dyscypliną. Kiedy np. idziesz grać w golfa, już czujesz, że jesteś Tigerem Woodsem. A kiedy idziesz biegać? No właśnie. Musimy sprawić, żebyś czuł się jak Mo Farah albo Haile Gebresselassie.

- Czy da się w ogóle wygrać z dopingiem?

- Bądźmy realistami. To się nigdy nie wydarzy. Zawsze znajdą się jacyś amatorzy oszustwa. Czy w bankach zawsze są tylko uczciwi pracownicy? Taka, niestety, jest ludzka natura. Ale są sprawy, które możemy poprawić. Technologia idzie do przodu, możemy coraz skuteczniej walczyć z dopingowiczami. Mamy paszporty biologiczne, dzięki którym możemy cofnąć się o lata. Najważniejsza zawsze będzie jednak edukacja. Musisz wiedzieć, jak ci najwięksi doszli do celu. Jeśli to poczujesz, zawsze będziesz wiedział, że warto być czystym.

- Która funkcja jest trudniejsza: przewodniczącego komitetu organizacyjnego igrzysk w Londynie czy przewodniczącego światowej lekkiej atletyki?

- Najtrudniejsze było bieganie 100 mil tygodniowo (śmiech). Znacznie trudniejsze było czekanie 40 minut na start na igrzyskach. A teraz? Jest OK. Tylko za dużo roboty papierkowej. Nie cierpię tego

Sportowiec i polityk

60-letni Sebastian Coe jest legendą światowego sportu. To były rekordzista świata w biegu na 800, 1000, 1500 m i milę, mistrz olimpijski z Moskwy (1980) i Los Angeles (1984) na 1500 m. Karierę sportową zakończył w 1990 roku. W latach 1992-1996 zasiadał w Izbie Gmin z ramienia Partii Konserwatywnej. Od 2000 roku jest baronem, a tytuł nadała mu królowa Elżbieta II. W 2005 r. został przewodniczącym komitetu organizacyjnego igrzysk w Londynie (2012), w roku olimpijskim został członkiem IAAF Hall of Fame (Galeria Sławy). 19 sierpnia 2015 r. Coe został wybrany na przewodniczącego IAAF. Jest także prezesem Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski