Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z kompleksem Goliata

Ryszard Niemiec
Preteksty. Po odfajkowaniu meczu z egzotycznym Gibraltarem, środowisko piłkarskie pożywi się szczytem ekstraklasy, czyli potyczką Legii z Wisłą.

Jako naoczny świadek kuriozalnych pojedynków tych drużyn, zakończonych wynikami dla krakowian skrajnie niekorzystnymi (0:12 -1956 i 0:6- 1993), rychtuję się na każdą ewentualność. O wyniku niewątpliwie zadecyduje boisko, a nie pozasportowe aspekty. W tych akurat warszawski klub może czuć się faworytem, choćby z powodu ekonomicznej dominacji nad czołówką klubową. Wyśrubowany poza granice 100 milionów złotych budżet daje poczucie pewności siebie, co skrzyżowane z pychą właścicieli Legii, stanowi o agresywnej determinacji drużyny. Kiedy używam pojęcia "pychy" wiem, co piszę…

Oto niedawno wyszło na jaw, że panowie z Łazienkowskiej nie przyjęli do wiadomości praworządnej decyzji władz PZPN pod prezesurą Kazimierza Górskiego, co by nie mówić - legionisty - z roku 1993. Była ona następstwem ówczesnego, haniebnego finiszu ligi, w ramach którego Legia kupiła mecz w Krakowie i została za to pozbawiona przez związek tytułu mistrzowskiego, a przez UEFA relegowana z pucharów europejskich. Dziś po upływie 21 lat, warszawski klub, jak gdyby nigdy nic, w oficjalnych dokumentach oraz w okolicznościowych gadżetach promocyjnych, przyznaje sobie - tytułem nadzwyczajnej autorewizji tamtych legalnych rozstrzygnięć - prawo do tytułu! K olejne kierownictwa klubu, korzystając z upływu lat i zacierania się ludzkiej pamięci, nie uczyniły nic, aby wyperswadować swym kibicom zoologiczną nienawiść do tych wszystkich, którzy wówczas ukarali Legię właściciela Romanowskiego i trenera Wójcika. Mało tego; po dziś dzień żądają dowodów materialnych przekrętu (umowy kupna-sprzedaży?!), karę uważając za efekt spisku i pogwałcenia przepisów, zmowy tzw. terenu przeciwko Bogu ducha winnym.

Nikomu do głowy nie przychodzi, że przyrodzona cecha ówczesnego szkoleniowca Legii, zaklęta w jego bonmocie: "tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić i załatwiać punkty" nie objawiła się dopiero w Nowym Dworze, jeno grubo wcześniej na Mokotowie!
Wrogość koncentrowała się początkowo na PZPN, aliści z czasem, gdy za prezesury Listkiewicza próbowano (bezskutecznie) na zjeździe zwrócić Legii zabrany tytuł, wrogiem nr 1 stała się Wisła. To jej działacze, na czele z tym samym co dziś, prezesem Ludwikiem Miettą-Mikołajewiczem, mieli w sobie na tyle odwagi moralnej, że ukarali swoich zawodników "za niesportowe podejście do meczu". Związkowi trudno było nie zauważyć ustaleń specjalnej komisji, w skład której wchodzili m. in. intelektualiści i profesorowie, ludzie o nieposzlakowanej reputacji. Ten swoisty "grzech pierworodny" Wisły od lat służy kolejnym właścicielom aktualnego mistrza Polski, jako psychologiczna ostroga, wyzwalająca u ich piłkarzy szczególny rodzaj mobilizacji. Opiera się on na nieustającym imperatywie wyrównywania doznanej "krzywdy", c.b.d.o.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski