Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z miłości do oszusta

Redakcja
Fot. Ingimage
Fot. Ingimage
Po skomplikowanej operacji ginekologicznej Grażyna nie mogła dojść do siebie. Przegrała walkę z endometriozą, nie czuła się kobietą. W wieku 43 lat miała wrażenie, że życie straciło sens. W dodatku - jakie życie... Pełne przemocy dzieciństwo, nieudane małżeństwo, choroba, która przekreśliła marzenia o dziecku. Ciężka depresja.

Fot. Ingimage

Kalibabka II

Łukasza poznała poprzez ogłoszenie matrymonialne. Przedstawił się jako prokurator z Krakowa. To daleko, bo ona mieszka nad morzem, ale bardzo chciał się spotkać. Opowiadał o swoim trudnym życiu - problemach zdrowotnych, które uniemożliwiały mu od kilku lat wykonywanie zawodu, chorobie syna i kłopotach finansowych. Był kulturalny, elokwentny, wrażliwy, troskliwy. Zaczęli się spotykać. Niebawem mężczyzna się oświadczył.

- Zakochałam się. Miałam wrażenie, że rozpoczynam życie od nowa. Ktoś po tak krótkim czasie chce być ze mną na stałe - opowiada łamiącym się głosem Grażyna. Wydał się jej niezwykle romantyczny. Dla niej to był cud: ktoś zechciał ją, tak okaleczoną...

Zamieszkali razem. Planowali ślub, ale Łukasz uznał, że najpierw musi stanąć finansowo na nogach, aby w przyszłości zapewnić im dostatnie życie. Opowiadał, że oszukała go wspólniczka, z którą prowadził kiedyś kancelarię i w ten sposób stracił cały majątek. Miał wysoki kredyt na dom. Pieniądze były potrzebne również na leki. Chorował, czekał na operację. Opowiadał o poważnie chorym synu, umierającej matce.

Nie pracował. Miał za to świetny pomysł na biznes. Za miesiąc, dwa - mówił - zostanie właścicielem dochodowej firmy. Potrzebował tylko pieniędzy. Do tego doszła sprawa karna w Gliwicach. Twierdził, że kiedy pracował jako prokurator, wykrył bardzo poważne nadużycia i zaszkodził kilku wpływowym osobom. Teraz z kolei te osoby skierowały przeciwko niemu akt oskarżenia, więc potrzebuje pieniędzy na adwokata.

Poza tym miał kredyt, który musiał spłacić, żeby sprzedać dom. "Jak sprzedam, oddam ci cały dług" - zapewniał.

I tak w kółko. Żeby spełnić jego oczekiwania, Grażyna wzięła kredyt pod hipotekę mieszkania: 150 tysięcy złotych. Potem jeszcze kilka pożyczek pozabankowych.

Tłumaczyła sobie: jesteśmy razem, mamy po prostu trudniejszy okres, wszystko się jakoś ułoży. W końcu to tylko pieniądze.

Koszmar zaczął się, kiedy zadała narzeczonemu pytania o wspólną przyszłość, o sprawę, którą ma w Gliwicach, o zaciągnięte kredyty. To go rozwścieczyło. Stał się agresywny, nieobliczalny, wulgarny. Wykrzykiwał do niej, że jest bezwartościowa, aseksualna, chora psychicznie.

- Nie pozwalał mi nawet odpoczywać, tylko kazał szukać przez internet firm pożyczkowych w celu zaciągnięcia kredytu na jego potrzeby - opowiada. - Szantażował mnie, że jeśli mu nie pomogę, to nie spłaci swojego kredytu i nie sprzeda domu, więc nie odda mi pieniędzy, które mu pożyczyłam i ja z kolei stracę mieszkanie, jedyny dorobek swego życia.

Wymusił na niej, aby wzięła pieniądze od pięciu firm pożyczkowych. Pod jego presją podpisała również dwa oświadczenia in blanco; potem straszył nimi ją i jej rodzinę. Twierdził, że jeżeli komuś powie, że ją oszukał, wykorzysta oświadczenia, na których napisze, że jest mu winna 500 tysięcy złotych. Kiedy oświadczyła, że nie ma więcej pieniędzy, kazał jej zastawić w lombardzie laptopa, telewizor i pierścionek zaręczynowy - jeżeli tego nie zrobi, to on się powiesi. Niektóre z awantur udało jej się nagrać na telefonie komórkowym.
- Byłam zastraszona, wychudzona, chodziłam do pracy z zapuchniętymi od płaczu oczami. Bałam się wracać do własnego domu, byłam kontrolowana i rozliczana z mojego prywatnego czasu. Nagle przestał mu się podobać mój ubiór, to, jak chodzę, kontrolował nawet to, jak się zachowuję przy stole - wspomina Grażyna.

Pół roku później uciekła z własnego mieszkania i zgłosiła się do Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Mieszkała w hostelu. Sprawę zgłosiła policji. Kiedy jednak funkcjonariusze weszli do jej mieszkania, Łukasza już tam nie było. Od tego czasu kontakt z nim się urwał.

Kim jest człowiek, który tak ja gnębił?

"Nie ma mężczyzny o tym nazwisku z tą datą urodzenia" - powiedział jej na dzień dobry policjant. Nie uwierzyła. Zrozumiała dopiero po kilku dniach. Zaczęła szukać na własną rękę.

Przejrzała strony internetowe, które na jej komputerze odwiedzał rzekomy Łukasz. Najpierw wyskoczyły informacje o poszukiwanych przez policję - w pierwszej chwili pomyślała, że to normalne ("w końcu to były prokurator"). Potem zobaczyła, że interesowało go też "porno ze zwierzętami"...

Złożyła w prokuraturze doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Oskarżyła eksnarzeczonego o znęcanie się psychiczne, szantaż emocjonalny oraz posługiwanie się fałszywym dowodem osobistym i prawem jazdy. We wrześniu zeszłego roku gdyńska prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie znęcania się psychicznego z powodu braku znamion czynu zabronionego:

"Nie sposób przyjąć, że [Łukasz] dopuścił się przestępstwa znęcania się nad Grażyną, albowiem w jego zachowaniu - chociaż odbiegającym od wzorcowego - nie ujawniono wystarczających elementów, pozwalających na przyjęcie, iż wyczerpane zostały niezbędne znamiona czynu określonego w treści art. 207 &1 kk" - czytamy w uzasadnieniu.

Grażyna podjęła śledztwo na własną rękę. Postanowiła dostarczyć prokuraturze niezbite dowody. Esemesy z groźbami, strony o tematyce przestępczej, które mężczyzna bezustannie przeglądał w internecie. Wprawdzie Łukasz w ataku szału skasował wszystkie esemesy, ale jeśli prokurator zażąda od operatora telefonii komórkowej danych, będzie można je odzyskać. Kobieta ma też nagrania, próbki pisma, DNA, zdjęcia rzekomego prawnika, w tym jedno ze szkoły podstawowej.

Na "Naszej klasie" znalazła też kobietę, która twierdziła, że również padła ofiarą mężczyzny podającego się za Łukasza. Wobec niej był początkowo podobnie troskliwy i szarmancki. Wykorzystywał identyczne mechanizmy. Kobieta - z wykształcenia prawniczka - szybko jednak skasowała swoje konto na "NK" i Grażyna straciła z nią kontakt.

- Wiadomości od niej można odzyskać w archiwum - uważa Grażyna. Przez forum dla oszukanych kobiet dotarła do mężczyzny, który brał udział w wielu śledztwach. Pomaga ofiarom w podobnej sytuacji. Na podstawie zdjęć wspólnie ustalili dane sprawcy. Z ich wspólnej analizy wynika, że były narzeczony to przestępca poszukiwany przez policję.
Grażyna pracuje jako psycholog kliniczny. Skutecznie pomaga innym ludziom. Pacjenci z chęcią korzystają z prowadzonych przez nią terapii. Samej sobie nie potrafi jednak pomóc. Tak, jak nie potrafiła w porę odkryć prawdy o pułapce, w którą wpadła.

- Miałam matkę, która stosowała wobec dzieci przemoc i niewiele mi było potrzeba, abym poczuła się szczęśliwa - próbuje tłumaczyć. - Ważne było, aby ktoś był dla mnie dobry. Dla takich ludzi oddałabym wszystko. Wiem, że jest to niedojrzałe, żałosne i nieracjonalne. Ale... Tak po prostu było. Z tego powodu dałam się wykorzystać.

Od pół roku leczy ciężką depresję. Przez kilka miesięcy brała silne leki. Odstawiła. Uznała, że to nie rozwiąże jej problemów finansowych i osobistych. Przestała korzystać z psychoterapii. Nie ma siły na nią chodzić. Czasem nie potrafi nawet wstać z łóżka. Zarobków nie starcza na spłatę rat potężnego zadłużenia, na karku siedzi jej firma windykacyjna. Grozi jej utrata mieszkania...

- Przestałam odbierać telefony, nie otwieram listów. Nie mam siły tego czytać. Dzisiaj po pieniądze przyszła jedna przedstawicielka firmy pożyczkowej, niedługo przyjdzie druga - wylicza kobieta, która straciła właśnie jedno ze źródeł utrzymania - bo NFZ nie odnowił z nią kontraktu.

Mimo wszystko próbuje jakoś żyć, niewiele mówi o tym, co się stało. Ale to tylko pozory.

- Sądzę, że się wypaliłam rozpaczliwie szukając prawdziwych danych przestępcy. Po co? Aby nie zarzucić sobie, że nie wyczerpałam wszystkich możliwości. Aby odejść w poczuciu, że zrobiłam wszystko. Są sytuacje nie do zniesienia, przerastają możliwości fizyczne, intelektualne i emocjonalne. Przychodzi taki czas, gdy śmierć wydaje się jedynym rozwiązaniem - rzuca na koniec.

Dr Hanna Hamer, psycholożka z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej, mówi, że nie od dziś zakochane kobiety zupełnie tracą rozsądek, kierując się emocjami osłabiającymi ich instynkt samozachowawczy. - Są skupione tylko na swoich uczuciach. Wydaje im się, że skoro one kochają i są w stanie poświęcić wszystko, druga osoba czuje to samo - wyjaśnia specjalistka.

Oszustów matrymonialnych bardzo wiele łączy. - Są najczęściej uroczy i czarujący, przedstawiają się jako znajomi znanych osób lub kłamią o swoich zawodach, zarobkach, perspektywach. Łatwo pomijać nieścisłości w ich wynurzeniach, gdy tak bardzo chcemy być kochane, adorowane, podziwiane, a życie nas pod tym względem nie rozpieszczało. Życie iluzjami nie jest jednak wiele warte i szybko dramatycznie się kończy po opróżnieniu konta - opisuje dr Hanna Hamer.

Ofiary rzadko zgłaszają sprawę policji. Najczęściej boją się sprawcy, który szantażuje, grozi "poważnymi konsekwencjami", jeśli pisną komuś choć słówko. Do małopolskiej policji w ciągu ostatnich paru lat trafiło zaledwie kilka zgłoszeń.

Anna Zbroja z krakowskiej komendy wojewódzkiej wyjaśnia, że schemat działania dzisiejszych "Kalibabek"* jest zwykle identyczny: znajomość zawarta przez internet przeradza się w bliższy związek, pojawia się zaufanie, za nim idą szeroko uzasadnione prośby o wsparcie finansowe, po których spełnieniu adorator znika.
- Kilka lat temu ujęliśmy czterdziestolatka od dawna poszukiwanego za oszustwa. Ofiary poznawał na czacie. Przedstawiał się jako właściciel dobrze prosperującej zagranicznej firmy, bardzo bogaty. Kiedy ofiara została skutecznie rozkochana, opowiadał o problemach firmy i o majątku, który może stracić, jeśli nie zainwestuje odpowiedniej gotówki. Kiedy na jego konto wpływały pieniądze, znikał bez śladu - opowiada Anna Zbroja.

Policja ujęła również emeryta, który na ofiary wybierał bogate samotne rencistki. Najpierw była przyjaźń, potem obietnice ślubu, a kiedy udało mu się dopiąć swego - znikał z majątkiem starszych pań.

- Oszustwo matrymonialne nie jest czynem karalnym, chyba że doprowadza do wyłudzenia korzyści majątkowych - wyjaśnia sędzia Rafał Lisak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Krakowie. - Takie sprawy bardzo rzadko trafiają na wokandę, w ciągu wielu lat zdarzyło się to może kilka razy.

Niedawno gdyńska prokuratura wszczęła postępowania w sprawie oszusta, przez którego cierpi Grażyna. Na razie policja próbuje ustalić jego prawdziwą tożsamość.

Justyna Rychlicka

* W latach osiemdziesiątych bardzo głośna była sprawa Kalibabki, skazanego na 15 lat więzienia za oszustwa, gwałty i uwodzenie nieletnich. Na podstawie jego historii powstał film "Tulipan". Od tego czasu oszustów matrymonialnych potocznie nazywa się "kalibabkami".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski