Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z miotłą na straży

Redakcja
Sąd stwierdził, że "wykonywanie prac społecznych nie należało do obowiązków Wojciecha S." i umorzył postępowanie. To prawdopodobnie pierwsza tego rodzaju sprawa w Polsce. - Przyszedłem do armii, by uczyć się, jak być żołnierzem, a nie sprzątać w tzw. czynie społecznym - tłumaczył w lubelskim sądzie szeregowy Wojciech S. Kilka tygodni wcześniej, wspólnie z innymi żołnierzami jednostki, miał sprzątać teren należący do miasta Przemyśla. Odmówił wykonania rozkazu. Prokurator zażądał dla niego kary pół roku więzienia i grzywny.

MAREK BEROWSKI

MAREK BEROWSKI

Sąd stwierdził, że "wykonywanie prac społecznych nie należało do obowiązków Wojciecha S." i umorzył postępowanie. To prawdopodobnie pierwsza tego rodzaju sprawa w Polsce.

- Przyszedłem do armii, by uczyć się, jak być żołnierzem, a nie sprzątać w tzw. czynie społecznym - tłumaczył w lubelskim sądzie szeregowy Wojciech S. Kilka tygodni wcześniej, wspólnie z innymi żołnierzami jednostki, miał sprzątać teren należący do miasta Przemyśla. Odmówił wykonania rozkazu. Prokurator zażądał dla niego kary pół roku więzienia i grzywny.

Wojciech S. mieszka w podrzeszowskiej wsi Zmiennica. Cichy, spokojny, do armii trafił jako trzeci z rodziny, po dwóch starszych braciach. Dla ojca to powód do dumy. Zżyma się, gdy pytam, czy synowie próbowali uciec od obowiązku obrony kraju. - Kiedyś to było wojsko - wspomina. - Teraz to przedszkole, przed czym uciekać?
 Wojtek został powołany przez WKU w Jaśle. Kategoria A. Na początku października 1999 r. trafił do jednostki w Jarosławiu. - Akurat za mojego rocznika tę jednostkę likwidowali - opowiada. - Zajmowaliśmy się głównie rozkręcaniem, demontażem, burzeniem, sprzątaniem. Ale tylko na terenie koszar i dla potrzeb wojska - dodaje.
 Służba mijała spokojnie. Wojciech S. był przeciętnym żołnierzem. Dwa razy nagradzany, dwa razy znalazł się na liście kar. Ten bilans nagród i upomnień - to za mało, by awansować. Nadal więc jako szeregowy trzy miesiące przed końcem służby trafił do Brygady Obrony Terytorialnej (BOT) w Przemyślu.

Prezydent do dowódcy

 Gdy do wyjścia z wojska zostały mu dwa tygodnie, przemyscy radni zdecydowali ustawić w mieście Krzyż Zawierzenia, w myśl stosownej uchwały mający być rodzajem wotum przemyślan na Rok Milenijny. Krzyż stanąć miał w rejonie Tatarskiego Kopca, w centrum miasta. Teren wymagał tu wyrównania, usunięcia krzaków i kamieni. Miasta nie stać było na wynajęcie brygady remontowej, na miejscu zaś są aż trzy jednostki wojskowe, z często nie mającymi co robić z nadmiarem wolnego czasu żołnierzami zasadniczej służby. Pojawił się zatem pomysł wykorzystania bezpłatnej pracy poborowych i jednocześnie urozmaicenia im koszarowego życia.
 Z początkiem września prezydent Przemyśla zadzwonił więc do dowódcy BOT z prośbą o wyznaczenie grupy żołnierzy do prac fizycznych przy ustawianiu krzyża. 6 września dziesięciu wojaków, wśród nich Wojtek S., pojawiło się na Tatarskim Kopcu.
 - Szeregowy Wojciech S. w obecności zebranych żołnierzy odmówił wykonania prac ziemnych - zeznawał kilka miesięcy później przed sądem garnizonowym plutonowy Wojciech L., tamtego dnia koordynujący akcję sprzątania. Jego imiennik, szeregowy Wojciech S., dobrze pamięta tę sytuację. - Byłem bardzo zmęczony - wspomina. - Wcześniej przez całą dobę miałem wartę.
 Przed sądem, występując już jako oskarżony, Wojciech S. powie wprost: - Nie chciałem pracować w wyznaczonym miejscu, bo były to prace społeczne. Gdybym dostał polecenie wykonania czynności związanych ze służbą wojskową, na pewno bym je wykonał.
 Oskarżyciel, prokurator wojskowy z Rzeszowa, sprawę widzi inaczej. - Nie może być tak, żeby szeregowy żołnierz sam decydował o tym, co dobre, a co złe. Armia jest instytucją hierarchiczną, gdzie wymaga się bezwzględnej dyscypliny, a odmowa wykonania rozkazu, zwłaszcza w obecności innych żołnierzy, tej dyscyplinie nie służy.
 Prokurator zażądał pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata i kilkusetzłotowej grzywny.

Łopatami dla społeczeństwa

 Sprawa trafiła do Sądu Garnizonowego w Lublinie. Na pierwszej rozprawie nie stawił się świadek, plutonowy Wojciech L. Sędzia odroczył sprawę o kilka miesięcy. Tym razem nie było oskarżonego. Wyrok jednak zapadł. - Czynu oskarżonego nie można traktować jako niewykonania rozkazu, w sposób zasadniczy wpływającego negatywnie na stan dyscypliny. Jest to przesłanka, która zdecydowała o umorzeniu postępowania przeciwko niemu - napisał w uzasadnieniu prowadzący sprawę sędzia Krzysztof Puderecki. Jeszcze na sali sądowej prokurator zapowiedział apelację.
 Zmiennica to mała wioska w powiecie brzozowskim, 50 km od Rzeszowa. Rodzinę S. wszyscy tu znają i szanują. Niewielu jednak wie, że dzięki ich synowi zapadł prawdopodobnie pierwszy tego rodzaju wyrok w Polsce.
 Wojtek nie chce wiele mówić o wydarzeniach sprzed miesięcy. Wydaje się skrępowany szumem wokół niego. - O czym tu mówić? - pyta. Znacznie bardziej rozmowny jest senior rodziny. - To jest znęcanie się nad żołnierzami! Jeśli przełożony miał prawo wydać rozkaz, to trzeba go wykonać, ale tutaj nie miał takiego prawa - stwierdza kategorycznie. Wojtek zdecydowanie odrzuca podejrzenia, że kierowały nim względy religijne. - To nie ma znaczenia, czy był to krzyż, czy cokolwiek innego - tłumaczy. - Trafiłem do wojska, by nauczyć się jak być dobrym żołnierzem, a nie jak sprzątać na placu budowy.
 Z uzasadnienia wyroku: "Do zadań Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, zgodnie z treścią Konstytucji oraz ustawy o powszechnym obowiązku obrony RP, należy stanie na straży suwerenności i niepodległości Narodu Polskiego oraz jego bezpieczeństwa i pokoju. (...) Rozpatrując czyn oskarżonego stwierdzić należy (...), że nie chciał on wykonać prac społecznych, które w istocie nie należały do jego obowiązków".

Luźno z czynem

 Wykładnia taka może mieć spore znaczenie dla żołnierzy służby zasadniczej. Oficjalnie bowiem nikt nie przyznaje, że żołnierze wykonują roboty mające się nijak do obronności kraju. - Panie, za komuny to, owszem, machaliśmy łopatami dla dobra społeczeństwa PRL i przewodniej siły, ale teraz? Nie słyszałem o tym - śmieje się oficer podkrakowskiego garnizonu. Jego żołnierzom nie jest jednak do śmiechu.
 - To jest tak, jak z pielgrzymkami - opowiada szeregowy Marcin. - Sprawy wiary nie mają tu żadnego znaczenia. Po prostu jest okazja do wyrwania się z jednostki, a na czas mszy zawsze można iść do pobliskiej knajpy, napić się i pogadać z dziewczynami. I wszyscy o tym wiedzą! Gdyby tak nie było, to po co wokół pielgrzymki kręciłoby się tylu "czerwonych"? (Żandarmerii Wojskowej - MB).
 Z opinią tą zgadzają się żołnierze z innych jednostek. - Dawniej to było bardziej widoczne. Żołnierz miał być z ludem. Albo też bardziej na chama: szło się robić "prace społeczne" na budowie domu u oficera. A teraz to jest po prostu frajda, nagroda dla wybranych. Można wreszcie uciec, przynajmniej na kilka godzin, poza koszary.
 Żołnierze z podkrakowskiego garnizonu nie bardzo są wdzięczni koledze z przemyskiej jednostki. - Wiadomo, że zamiast szwendać się po koszarach albo przesypywać górę piachu z miejsca na miejsce każdy chce się wyrwać "na wolność", choćby się to miało nazywać czynem społecznym - mówią wojacy z poboru. - Teraz każdy dowódca trzy razy pomyśli, zanim wyśle żołnierzy do pracy dla miasta czy jakichś instytucji.
 - Sprawa Wojciecha S. została w zasadzie sztucznie wywołana - twierdzi sędzia Krzysztof Puderecki. - Trzeba było podejść do tego bardziej luźno, zebrać ekipę ochotników - a na pewno znalazłoby się wielu - i z nimi jechać, a nie wyznaczać rozkazem.
 W świetle obowiązującego w Polsce prawa żołnierzowi w zasadzie nie wolno odmówić wykonania rozkazu. Jasno tę sprawę stawia kodeks karny. W art. 343 ustawodawca zapisał: "Żołnierz, który nie wykonuje lub odmawia wykonania rozkazu, podlega karze pozbawienia wolności (...)". Przestępstwo to ścigane jest przez wojskową prokuraturę na wniosek dowódcy jednostki.
 O tym, co jest rozkazem, mówi natomiast Regulamin Ogólny Sił Zbrojnych RP stwierdzając, iż termin ten dotyczy wszystkich poleceń służbowych wydanych przez przełożonego. Taki zapis z kolei może być interpretowany rozmaicie, w zależności od tego, co prokurator, a następnie sąd uzna za "polecenie służbowe". Uznaje się powszechnie, że rozkazem jest każde polecenie wydane przez zwierzchnika.
 Kodeks karny wymienia tylko jeden powód, dla którego żołnierz może odmówić wykonania rozkazu: nie popełnia przestępstwa ten, kto odmawia wykonania lub nie wykonuje rozkazu polecającego popełnienie przestępstwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski