Z sali koncertowej
Koncert filharmoniczny prowadził Maciej Niesiołowski, znany powszechnie zprowadzonego niegdyś namałym ekranie cyklu "Zbatutą ihumorem". Tym razem, niestety, humor okazał się wyblakły, temperament muzyczny nieco zwietrzały. Porozumienie kapelmistrza zzespołem chwilami szwankowało, acałość -choć publiczność pouczonaprzez dyrygenta, jak ma okazywać zadowolenie, pilniej niż niektórzy muzycy wywiązywała się ze swego zadania -była przyciężka. Najwięcej zawodu sprawiła mi jednak solistka wieczoru Anita Maszczyk. Młoda śpiewaczka obdarzonapięknym sopranem dała się już poznać wKrakowie wwyśmienitej roli Adeli w"Zemście nietoperza" wOperze Krakowskiej. Porywała wtedy nie tylko dobrymi warunkami scenicznymi, lecz przede wszystkim muzykalnością idobrą techniką wokalną. Tymczasem nafilharmonicznej estradzie Anita Maszczyk bardziej zajmowała się bawieniem publiczności przerysowaną interpretacją niż samym śpiewem. Takiej ilości błędów wokalnych, jakie zaprezentowała wcavatinie Rozyny, dawno nie słyszałam. Miałam wrażenie, że śpiewaczka zupełnie nie panuje nadgłosem. Nieco lepsza, choć też zlicznymi usterkami była aria Olimpii z"Opowieści Hoffmanna". Talent charakterystyczny śpiewaczka pokazała warii Kunegundy zCandide'aBernsteina. Nie wiem, co się stało tym razem zAnitą Maszczyk. Mam nadzieję, że to jakaś chwilowa niedyspozycja, anie zbliżający się koniec dopiero rozpoczętej przecież kariery. Nie mające pokrycia hymny pochwalne, jakie nacześć śpiewaczki piał dyrygent, sprawiały przykre wrażenie, bo były na____granicy traktowania lekceważąco publiczności.
Nie słyszałam wwykonaniu Anity Maszczyk czardasza z"Hrabiny Maricy", poszłam bowiem doTeatru im. J. Słowackiego, by posłuchać idealnego wręcz śpiewu Edyty Piaseckiej. Taż sama cavatina, także aria Małgorzaty z"Fausta" Gounoda, kuplety Adeli z"Zemsty nietoperza" iaria Elizy z"My Fair Lady" były doskonałe wformie itreści. Nasza artystka jest wszczytowej formie wokalnej iaktorskiej. Oby jak najczęściej dzieliła się znami swą sztuką!
Edycie Piaseckiej sprawnie towarzyszyła Kamerata Krakowska podbatutą Mirosława Jacka Błaszczyka. Równie dobrze grała utwory Suppego iStraussów. Noworoczne życzenia XIX-wiecznych afiszerów teatralnych przypomniane przez Rafała Dziwisza oraz anegdoty opowiadane zwdziękiem przez dyrygenta dopełniły bezpretensjonalny, wdzięczny, owysokim standardzie artystycznym wieczór.
ANNA WOŹNIAKOWSKA
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?