Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z nieba widać więcej. Dlatego Janek rzadko schodzi na ziemię

Iwona Krzywda
Iwona Krzywda
Jan Jawornik do perfekcji opanował sztukę zabawy z energią.  Szybowcem pozbawionym silnika pokonuje trasy liczące setki kilometrów
Jan Jawornik do perfekcji opanował sztukę zabawy z energią. Szybowcem pozbawionym silnika pokonuje trasy liczące setki kilometrów archiwum prywatne
Nie urodził się w chmurach, ale całym sercem pokochał rolę podniebnego ptaka. Latanie daje mu poczucie wolności. Krakowski student Jan Jawornik z rozegranych w grudniu w Australii Szybowcowych Mistrzostw Świata Juniorów wrócił ze srebrnym medalem i masą doświadczeń.

W środowisku pilotów mówi się, że jeśli raz posmakujesz przyjemności lotu, już zawsze będziesz chodził wpatrzony w niebo i marzył, żeby tam wrócić.

W przypadku Jana Jawornika na pewno nie jest to przesadzona teza. Student krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, który na swoim koncie ma srebrny medal Mistrzostw Świata Juniorów w Szybownictwie, o swojej pasji mógłby opowiadać godzinami. Choć, jak zaznacza, zamiast o lataniu czytać czy słuchać, lepiej samemu spróbować usiąść za sterami powietrznego statku.

- Lot to niezwykłe uczucie obcowania z siłami natury. Zdarza się, że krążymy z ptakami w tym samym kominie powietrznym, obserwujemy z boku spadający deszcz albo szeleszczące o kabinę płatki śniegu. Nie da się też uniknąć turbulencji, ale one przypominają o respekcie wobec żywiołu, do którego ludzie nie zostali przecież stworzeni - mówi Jan.

23- latek, jak to często w życiu bywa, w szybowcach zakochał się przez szczęśliwy zbieg okoliczności. By złapać bakcyla latania, wystarczyła jedna przypadkowa rozmowa ze znajomym pilotem rejsowym. Jan miał wtedy 15 lat i szukał pomysłu na życie. Dla przyszłego szybownika to wiek idealny, by rozpocząć szkolenie. Zachęcony wizją podniebnych podróży postanowił spróbować swoich sił w kieleckim aeroklubie. Po sześciu miesiącach zdobywania wiedzy teoretycznej z zakresu mechaniki, matematyki czy meteorologii doczekał upragnionego momentu i po raz pierwszy wzbił się w powietrze.

Dzień 16 czerwca 2009 roku pamięta, jakby to było wczoraj. - Leciałem oczywiście z instruktorem. Szybowiec jest bardzo łatwym w obsłudze statkiem powietrznym, bo ma tylko 4 przyrządy, ale wtedy i tak wydawało mi się to sztuką nie do opanowania - śmieje się. Każda kolejna próba przybliżała go jednak do perfekcji, a konsekwentny trening pozwolił sięgnąć po profesjonalną licencję w rekordowo szybkim czasie, jeszcze przed 18. urodzinami.

O lataniu szybowcem Jan mówi, że to zabawa w zdobywanie energii. Pojazd o rozpiętości skrzydeł ok. 15 m, waży pół tony i nie posiada silnika, a mimo to potrafi rozpędzić się do 300 km/h. Sztuka polega na harmonijnej współpracy z siłami natury. Po wyczepieniu z samolotu szybowiec w zasadzie cały czas opada. Korzystając z kominów wznoszącego się powietrza, zanim dotknie ziemi, jest jednak w stanie pokonać trasy liczące setki kilometrów.

Sukces w dużej mierze zależy od pracy wykonanej przez szybownika jeszcze przed zajęciem pozycji w kabinie - umiejętnej obserwacji pogody i wyboru najlepszego momentu na start. - Chodzi o to, żeby znaleźć miejsca, gdzie powietrze się unosi i zdobytą energię potencjalną zamienić na kolejne kilometry odległości. Jeśli na niebie są chmury, tzw. baranki, to w 99 proc. w tych miejscach można spodziewać się kominów unoszącego się powietrza, ale po bezchmurnym niebie szybowce też latają. Wtedy trzeba obserwować ziemię i tam szukać źródeł ich energii - tłumaczy Jan.

Decyzję o starcie w pierwszych zawodach pomogli Janowi podjąć koledzy, którzy w młodym zawodniku dostrzegli wrodzony talent. Formuła szybowcowych konkursów jest prosta - o miejscach na podium decyduje średnia prędkość osiągana na wyznaczonej przez organizatorów trasie. Wybór najkorzystniejszego momentu startu należy oczywiście do pilota. Jan w powietrznej rywalizacji o energię okazał się tak skuteczny, że jego potencjał szybko dostrzeżony został przez trenerów narodowej reprezentacji juniorów i zaowocował powołaniem na wymarzone mistrzostwa świata.

Misja Australia
Żeby w rywalizacji o medale wziąć w ogóle udział, pierwszy etap walki Jan i pozostali zawodnicy musieli stoczyć jeszcze na rodzimej ziemi. Szybownictwo to mało popularny sport, relacji z zawodów z zapartym tchem nie śledzą miliony fanów. - Przeciętna trasa to odległość mniej więcej jak z Krakowa do Gdańska, a rywalizacja skrzydło w skrzydło toczy się na wysokości kilku kilometrów - tłumaczy Jan. Zaś tam, gdzie za sportem nie idzie publiczność, zazwyczaj nie idą również pieniądze. W Polsce w czasie zawodów zawodnicy śpią w namiotach.

W Australii ze względu na temperaturę nie mogli sobie pozwolić na takie rozwiązanie. Dodatkowo znaczną sumę trzeba było zainwestować w transport kontenerów z niezbędnym sprzętem. Zmuszeni, by wyjazd na mistrzostwa przygotować właściwie na własną rękę, młodzi szybownicy zorganizowali internetową zbiórkę brakujących pieniędzy. Pomóc w realizacji ich marzeń zdecydowało się 250 darczyńców, którzy w zamian za wybrane upominki, na konto reprezentacji wpłacili ponad 35 tys. zł. Janowi dodatkowo udało się również pozyskać kontrakt sponsorski z Lotto Extreme.

- Dzięki bezinteresownemu wsparciu tych ludzi mogliśmy ze spokojną głową przygotowywać się do mistrzostw. Stać nas było na wynajem hotelu, bilety lotnicze czy auta potrzebne do transportu szybowców - mówi Jan.

Rywalizacja w Australii toczyła się w ekstremalnie trudnych i zupełnie nowych dla młodego szybownika warunkach. W czasie walki o upragniony medal Jan spędził blisko 100 godzin w kabinie, w której temperatura dochodziła do 50 stopni Celsjusza, na wysokości 3-4 km nad ziemią, gdzie konieczne jest już korzystanie z aparatu tlenowego. Indywidualnie młodemu szybownikowi udało się zająć bardzo dobre ósme miejsce, ze stratą rzędu 15 minut do zwycięzcy. Jego świetna postawa przyczyniła się również do sukcesu całej ekipy, która w drużynowej rywalizacji sięgnęła po srebrny medal, ustępując pola jedynie juniorom z Niemiec. - To duża satysfakcja, że ciężka praca przyniosła efekty, że udało nam się ten wyjazd zorganizować, przywieźć medal i masę doświadczeń - podkreśla Jan. Jak przyznaje, niewielki niedosyt jednak pozostał, bo drugi znaczy ostatni, a nic nie smakuje tak jak złoto.

Wyprzedzić szybowiec
Choć zdecydowanie bardziej bezpiecznie byłoby zakochać się w szachach czy brydżu, Jan zapewnia, że w kabinie nigdy nie towarzyszy mu strach. Minimalizować ryzyko pomagają przepisy pisane krwią lotników, ostatecznie zawsze decyduje jednak rozwaga człowieka. - Mam bardzo duży respekt do powietrza, nie jest to miejsce, w którym się urodziłem. Przed lotem konieczne jest pełne skupienie, analiza, wiem, że mogę spotkać jakieś zjawisko, które mnie zaskoczy, ale najważniejsze to nie dopuścić, żeby szybowiec mnie wyprzedził, do mnie należą decyzje - tłumaczy.

Do Australii chciałby jeszcze kiedyś wrócić, by bez reżimu sportowej rywalizacji, wykorzystać tamtejszą aurę i po prostu - polatać. W tym roku planuje również szybowcem typu Jantar pokonać w Polsce trasę 1000 km. Nikomu nie udało się jeszcze tego dokonać.

***

Jan Jawornik urodził się 12.07.1992 r. Studiuje zarządzanie na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Jest członkiem Aeroklubu Kieleckiego.

Jan znalazł się w gronie pięciu najlepszych zawodników wybranych do kadry narodowej na Szybowcowe Mistrzostwa Świata Juniorów, które w grudniu zostały rozegrane w Australii. Oprócz niego do Narromine polecieli również Jacek Flis, Jakub Puławski, Mateusz Siodłoczek oraz Marek Niewiadomy.

Indywidualnie Jan zajął w australijskiej rywalizacji bardzo dobre 8. miejsce. Na 10 trasach stracił do zwycięzcy zaledwie 15 minut.

Drużynowo polska kadra sięgnęła po srebrny medal, ustępując pola jedynie juniorom z Niemiec. Trzecie miejsce na podium zajęli piloci z Wielkiej Brytanii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski