Wstyd się przyznać, ale sprzeniewierzyłem się tradycji i nie byłem na noworocznym treningu piłkarzy Cracovii, przypominającym, że wszystko, co najlepsze w polskim futbolu, bierze swój początek w Krakowie. Swej nieobecności żałuję tym bardziej, że była to jedyna okazja oglądania piłki bez towarzyszącej meczom kakofonii złowieszczego antydopingu: grają przecież swoi przeciwko swoim…
Ponadto wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że mieliśmy do czynienia z okolicznością jubileuszową. Od inaugurującego tradycję wyjścia na zaśnieżoną murawę, prosto z sylwestrowego parkietu i bufetu, mija najprawdopodobniej okrągłe 90 lat, co zauważył przytomnie wiceprezes Cracovii Jakub Tabisz. Ten poukładany działacz lubi mieć porządek we wszystkich dziedzinach życia klubowego, a zwłaszcza w kasie.
Na księżycową historię też zgody nie daje, zwłaszcza że w miarę upływu czasu fakty z lat 20. podlegają fabularyzacji i z wolna dochodzą do poziomu opowieści o Smoku Wawelskim i szewczyku ze Zwierzyńca. Tabisz wszczął więc badania historyczne, które mają zagwarantować jasność w kwestii datowania pierwszego treningu.
Dotychczasowe ustalenia, oparte na zawodnej, ludzkiej pamięci i kwerendzie krajowej prasy, nie dają stuprocentowej pewności, w który to detalicznie nowy rok doszło do tego oryginalnego przedłużenia zabawy sylwestrowej. Najbardziej skrupulatny badacz dziejów Cracovii, śp. dr Janusz Kukulski, miał słabość warsztatową, polegającą na patynowaniu ważnych wydarzeń z historii klubu, stąd jego ustalenia mogą być zwodnicze. Najbardziej zatem prawdopodobna data to rok 1925, z tym, że uprawnione w jakimś stopniu są też lata 1922-1924, a nawet 1927!
Moja absencja ma jeszcze dodatkową przyczynę. Oto największemu z pionierów noworocznego zwyczaju - Józefowi Kałuży - kto wie, czy aby najwybitniejszemu piłkarzowi Cracovii wszech czasów, postanowiono, jak najbardziej słusznie, postawić pomnik. W jego postaci koncentrują się bowiem te wszystkie górne przymioty, o których marzymy, kiedy mówimy o pożądanych cechach dzisiejszych sportowców. Był wielkim patriotą, pedagogiem, wspaniałym graczem, reprezentantem Polski, olimpijczykiem, trenerem, selekcjonerem o najdłuższym w PZPN stażu…
Miał stanąć w spiżu przed stadionem tej jesieni, a datę instalacji pomnika wiązano z 70. rocznicą śmierci (11.10.1944). Nie stanął, bo mimo licznych apeli Komitetu Organizacyjnego Budowy zbieranie środków idzie jak po grudzie, gorzej nawet niż gra dzisiejszej drużyny ligowej. Odruchowo pomyślałem o efekcie krakowskiego centusiostwa, ale jak mi pokazali przelew z PZPN w wysokości 3 tysięcy złotych (słownie: trzech), wypadało stwierdzić, że to kwestia małej wyobraźni i skąpstwa środowiska. Stąd postanowienie na 2015 rok: dopóki Kałuża nie będzie miał pomnika, moja noga na noworocznym treningu nie postanie!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?